ROZDZIAŁ XV
- Wejdź, proszę - w drzwiach pojawił się zmęczony Sedriq, pocierając dłonią czoło.
Carrien spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale razem z nim weszła do pokoju, który okazał się całkiem przytulnym pomieszczeniem. W rogu stała niewielka biblioteczka, taka sama jak w pokoju brunetki i jej przyjaciela, Masona. Niedaleko regału z książkami stało mahoniowe biurko, na którym panował idealny porządek. Przed biurkiem ktoś postawił wyglądającą na wygodną kanapę, obitą szarą skórą. Cały pokój został urządzony głownie w dwóch kolorach: beżu i brązu, ale pojawiał się tu też kolor szary oraz czarny.
Dziewczyna usiadła na kanapie, która faktycznie okazała się bardzo wygodna, a Sedriq zajął miejsce za biurkiem. Carrien zaczął udzielać się jej dość nieprzyjemny odruch obgryzania paznokci, kiedy była zdenerwowana.
- Dziadku, ten mężczyzna, który przed chwilą stąd wyszedł to był elf prawda? - zapytała dziewczyna, zaciskając palce na udach. Kiedy kociooki mężczyzna skinął głową, zadała kolejne pytanie: - Czemu tu przyszedł? Kto to był? Czy coś się stało Livien?
Dobrze wiedziała, że tym elfem był Aidon, ale postanowiła grać najlepiej jak umie, po to by nie wzbudzić podejrzeń Sedriqa. Zarumieniła się, kiedy uświadomiła sobie, że po raz pierwszy powiedziała do mężczyzny 'dziadku', czyli tak jak on życzył sobie, by ona na niego mówiła.
- Tamten elf to był Aidon. Jeden ze strażników twojej siostry - Sedriq wzruszył ramionami.
Brunetka poruszyła się niespokojnie. Czy coś się stało Liv, skoro jej strażnik tu był? Pobladła. A może Aidon powiedział Sedriqowi o jej przekroczeniu granicy i dziadek wezwał ją tu po to by ją ukarać? Nie. Znacznie bardziej przerażała ją myśl, że coś mogło się stać jej siostrze.
- Spokojnie, Livien jest bezpieczna. Aidon nie przyszedł tu w sprawie dotyczącej ciebie i twojej siostry. No może nie bezpośrednio - dodał już ciszej, tak że dziewczyna nie zrozumiała jego słów.
- Więc... czemu chciałeś mnie widzieć?
- Och, tak. Stwierdziłem, że wybierzemy dla ciebie jakieś zwierzę, żebyś nie musiała czuć się samotna. Jeśli oczywiście tego chcesz - dodał pospiesznie, gestykulując rękoma.
- Oczywiście, że chcę - uśmiechnęła się brunetka. - Mason idzie z nami?
- Tak - powiedział mężczyzna, zerkając na notes leżący na biurku. - Powinien niedługo być.
Carrien kiwnęła głową, na znak że rozumie i odgarnęła włosy za uszy. Nadal zastanawiała się po co był tu strażnik jej siostry. Może Lorethan go przysłał? Nigdy nic nie wiadomo, pomyślała zagryzając dolną wargę. Miała nadzieję, że Livien naprawdę jest cała i zdrowa.
A co jeśli to jej smoczątko coś jej zrobiło?
To pytanie pojawiło się w jej głowie nagle i niespodziewanie. Może wszyscy odkryli, że jej bliźniaczka sypia ze smoczym jajem pod poduszką? Przecież trzymanie smoka było nielegalne. Poza tym wszyscy myśleli, że te stworzenia wyginęły.
Rozmyślania dziewczyny przerwało wejście Masona. Chłopak otworzył drzwi z hukiem i wpadł zdyszany do gabinetu. Spojrzał przepraszająco najpierw na Carrien a następnie na Sedriga. Ciężko oddychając, przetarł twarz dłońmi.
- Wybaczcie, nie chciałem się spóźnić. Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo - powiedział, starając się ustabilizować oddech.
- Nie, Masonie. Przybyłeś w samą porę - powiedział kociooki mężczyzna starając się zamaskować jakoś śmiech.
Carrien nawet nie starała się ukrywać tylko otwarcie parsknęła śmiechem. Widok Masona w rozczochranych włosach i czerwonych policzkach był niesamowicie zabawny. Rudzielec patrzył na nią z wyrzutem. Nienawidził gdy ktoś się z niego śmiał, a już szczególnie, kiedy robił to ktoś z jego przyjaciół.
Brunetka wstała, starając przestać się śmiać.
- Skoro Mason jest to idziemy już? - zapytała, uśmiechając się promiennie do rudzielca.
Mason wymamrotał coś niewyraźnie, a Sedriq również podniósł się ze swojego miejsca. Kiwnął głową i razem ze swoją wnuczką oraz jej przyjacielem wyszedł z gabinetu na korytarz. Prowadził tę dwójkę krętymi tunelami w stronę kompletnie nieznaną Carrien. Po chwili jednak dziewczyna zaczęła kojarzyć te skręty. Szli w stronę stajni, tam gdzie po raz pierwszy spotkała Masona. Brunetka szturchnęła rudzielca.
- Hej, Mason, masz tatuaż? - zapytała.
- Tak, na tyłku. Chcesz zobaczyć? - prychnął chłopak.
Carrien sprzedała mu mocnego kuksańca w żebra i zachichotała.
- Nie, dzięki, zboczeńcu!
- Żartowałem. Tak naprawdę to mam na plecach - roześmiał się, obejmując ją. - Czemu pytasz?
- Też chciałam sobie zrobić - brunetka wzruszyła niewinnie ramionami. - Sedriqu, mogłabym? - zwróciła się przymilnie do dziadka.
- Tylko jeden tatuaż. Żadnego wyzywającego piercingu i nic w tym stylu - pogroził jej mężczyzna.
- Wyzywającego piercingu?
Mason zachichotał, widząc jak dziewczyna marszczy brwi, trawiąc to co przed chwilą powiedział jej kociooki dziadek.
- O Boże! - jęknęła i skryła twarz w dłoniach.
Rudzielec śmiał się jak opętany z zażenowania swojej brązowowłosej przyjaciółki. Dalej ta trójka szła w milczeniu, dopóki po kilku minutach marszu nie minęli stajni i trafili do ogromnego pomieszczenia, z sufitem wygiętym w kształt łuku. W ścianach znajdywały się wnęki, w których swobodnie spały lub bawiły się przeróżne gatunki zwierząt.
- Sedriqu! Witaj, przyjacielu, co cię do mnie sprowadza? - wysoki, barczysty mężczyzna pojawił się znikąd, ściskając dłoń Sedriqa. - Czy to twoja wnuczka? Wiele o niej słyszałem - powiedział, patrząc na Carrien z uśmiechem, którego nie dało się nie odwzajemnić.
- Dzień dobry - wymamrotała dziewczyna.
- Mów mi Sam, kochana, po imieniu. Pewnie przyszłaś tu po zwierzę, prawda młoda damo? Śmiało, rozglądnij się - Sam zatoczył dłonią półokrąg.
Zafascynowana dziewczyna zrobiła kilka kroków do przodu. Tym co ją zdziwiło było to, że żadne zwierzę nie walczyło z innymi. Jej uwagę przykuły dwa kociaki bawiące się obok jej stóp. Jeden z nich był śnieżnobiały, a drugi szaroczarny, z ciemną łatką na uszku. Brunetka schyliła się i pogłaskała go. Zwierzę spojrzało na nią piwnymi oczami i zamruczało z zadowoleniem.
- Mogę go wziąć? - zapytała, patrząc czule na kociątko.
- Oczywiście! - Sam zaśmiał się donośnie. - Tak więc, Carrien, od dziś twoim towarzyszem na dobre i na złe zostaje Jekyll - mrugnął do niej.
Jekyll? Cóż za dziwne imię, pomyślała brunetka, przesuwając palcami po mięciutkim futerku.
________________________________
NARESZCIE!
W końcu pojawił się nowy rozdział :') Który dedykuję Olci i Jagodzie, bo mają dziś urodziny! Sto lat, kochane! :*
Jak zauważyliście, na blogu jest inny szablon. Jest on TYMCZASOWY i został wykonany przez Jill z Zaczarowanych Szablonów :)
Carrien spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale razem z nim weszła do pokoju, który okazał się całkiem przytulnym pomieszczeniem. W rogu stała niewielka biblioteczka, taka sama jak w pokoju brunetki i jej przyjaciela, Masona. Niedaleko regału z książkami stało mahoniowe biurko, na którym panował idealny porządek. Przed biurkiem ktoś postawił wyglądającą na wygodną kanapę, obitą szarą skórą. Cały pokój został urządzony głownie w dwóch kolorach: beżu i brązu, ale pojawiał się tu też kolor szary oraz czarny.
Dziewczyna usiadła na kanapie, która faktycznie okazała się bardzo wygodna, a Sedriq zajął miejsce za biurkiem. Carrien zaczął udzielać się jej dość nieprzyjemny odruch obgryzania paznokci, kiedy była zdenerwowana.
- Dziadku, ten mężczyzna, który przed chwilą stąd wyszedł to był elf prawda? - zapytała dziewczyna, zaciskając palce na udach. Kiedy kociooki mężczyzna skinął głową, zadała kolejne pytanie: - Czemu tu przyszedł? Kto to był? Czy coś się stało Livien?
Dobrze wiedziała, że tym elfem był Aidon, ale postanowiła grać najlepiej jak umie, po to by nie wzbudzić podejrzeń Sedriqa. Zarumieniła się, kiedy uświadomiła sobie, że po raz pierwszy powiedziała do mężczyzny 'dziadku', czyli tak jak on życzył sobie, by ona na niego mówiła.
- Tamten elf to był Aidon. Jeden ze strażników twojej siostry - Sedriq wzruszył ramionami.
Brunetka poruszyła się niespokojnie. Czy coś się stało Liv, skoro jej strażnik tu był? Pobladła. A może Aidon powiedział Sedriqowi o jej przekroczeniu granicy i dziadek wezwał ją tu po to by ją ukarać? Nie. Znacznie bardziej przerażała ją myśl, że coś mogło się stać jej siostrze.
- Spokojnie, Livien jest bezpieczna. Aidon nie przyszedł tu w sprawie dotyczącej ciebie i twojej siostry. No może nie bezpośrednio - dodał już ciszej, tak że dziewczyna nie zrozumiała jego słów.
- Więc... czemu chciałeś mnie widzieć?
- Och, tak. Stwierdziłem, że wybierzemy dla ciebie jakieś zwierzę, żebyś nie musiała czuć się samotna. Jeśli oczywiście tego chcesz - dodał pospiesznie, gestykulując rękoma.
- Oczywiście, że chcę - uśmiechnęła się brunetka. - Mason idzie z nami?
- Tak - powiedział mężczyzna, zerkając na notes leżący na biurku. - Powinien niedługo być.
Carrien kiwnęła głową, na znak że rozumie i odgarnęła włosy za uszy. Nadal zastanawiała się po co był tu strażnik jej siostry. Może Lorethan go przysłał? Nigdy nic nie wiadomo, pomyślała zagryzając dolną wargę. Miała nadzieję, że Livien naprawdę jest cała i zdrowa.
A co jeśli to jej smoczątko coś jej zrobiło?
To pytanie pojawiło się w jej głowie nagle i niespodziewanie. Może wszyscy odkryli, że jej bliźniaczka sypia ze smoczym jajem pod poduszką? Przecież trzymanie smoka było nielegalne. Poza tym wszyscy myśleli, że te stworzenia wyginęły.
Rozmyślania dziewczyny przerwało wejście Masona. Chłopak otworzył drzwi z hukiem i wpadł zdyszany do gabinetu. Spojrzał przepraszająco najpierw na Carrien a następnie na Sedriga. Ciężko oddychając, przetarł twarz dłońmi.
- Wybaczcie, nie chciałem się spóźnić. Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo - powiedział, starając się ustabilizować oddech.
- Nie, Masonie. Przybyłeś w samą porę - powiedział kociooki mężczyzna starając się zamaskować jakoś śmiech.
Carrien nawet nie starała się ukrywać tylko otwarcie parsknęła śmiechem. Widok Masona w rozczochranych włosach i czerwonych policzkach był niesamowicie zabawny. Rudzielec patrzył na nią z wyrzutem. Nienawidził gdy ktoś się z niego śmiał, a już szczególnie, kiedy robił to ktoś z jego przyjaciół.
Brunetka wstała, starając przestać się śmiać.
- Skoro Mason jest to idziemy już? - zapytała, uśmiechając się promiennie do rudzielca.
Mason wymamrotał coś niewyraźnie, a Sedriq również podniósł się ze swojego miejsca. Kiwnął głową i razem ze swoją wnuczką oraz jej przyjacielem wyszedł z gabinetu na korytarz. Prowadził tę dwójkę krętymi tunelami w stronę kompletnie nieznaną Carrien. Po chwili jednak dziewczyna zaczęła kojarzyć te skręty. Szli w stronę stajni, tam gdzie po raz pierwszy spotkała Masona. Brunetka szturchnęła rudzielca.
- Hej, Mason, masz tatuaż? - zapytała.
- Tak, na tyłku. Chcesz zobaczyć? - prychnął chłopak.
Carrien sprzedała mu mocnego kuksańca w żebra i zachichotała.
- Nie, dzięki, zboczeńcu!
- Żartowałem. Tak naprawdę to mam na plecach - roześmiał się, obejmując ją. - Czemu pytasz?
- Też chciałam sobie zrobić - brunetka wzruszyła niewinnie ramionami. - Sedriqu, mogłabym? - zwróciła się przymilnie do dziadka.
- Tylko jeden tatuaż. Żadnego wyzywającego piercingu i nic w tym stylu - pogroził jej mężczyzna.
- Wyzywającego piercingu?
Mason zachichotał, widząc jak dziewczyna marszczy brwi, trawiąc to co przed chwilą powiedział jej kociooki dziadek.
- O Boże! - jęknęła i skryła twarz w dłoniach.
Rudzielec śmiał się jak opętany z zażenowania swojej brązowowłosej przyjaciółki. Dalej ta trójka szła w milczeniu, dopóki po kilku minutach marszu nie minęli stajni i trafili do ogromnego pomieszczenia, z sufitem wygiętym w kształt łuku. W ścianach znajdywały się wnęki, w których swobodnie spały lub bawiły się przeróżne gatunki zwierząt.
- Sedriqu! Witaj, przyjacielu, co cię do mnie sprowadza? - wysoki, barczysty mężczyzna pojawił się znikąd, ściskając dłoń Sedriqa. - Czy to twoja wnuczka? Wiele o niej słyszałem - powiedział, patrząc na Carrien z uśmiechem, którego nie dało się nie odwzajemnić.
- Dzień dobry - wymamrotała dziewczyna.
- Mów mi Sam, kochana, po imieniu. Pewnie przyszłaś tu po zwierzę, prawda młoda damo? Śmiało, rozglądnij się - Sam zatoczył dłonią półokrąg.
Zafascynowana dziewczyna zrobiła kilka kroków do przodu. Tym co ją zdziwiło było to, że żadne zwierzę nie walczyło z innymi. Jej uwagę przykuły dwa kociaki bawiące się obok jej stóp. Jeden z nich był śnieżnobiały, a drugi szaroczarny, z ciemną łatką na uszku. Brunetka schyliła się i pogłaskała go. Zwierzę spojrzało na nią piwnymi oczami i zamruczało z zadowoleniem.
- Mogę go wziąć? - zapytała, patrząc czule na kociątko.
- Oczywiście! - Sam zaśmiał się donośnie. - Tak więc, Carrien, od dziś twoim towarzyszem na dobre i na złe zostaje Jekyll - mrugnął do niej.
Jekyll? Cóż za dziwne imię, pomyślała brunetka, przesuwając palcami po mięciutkim futerku.
________________________________
NARESZCIE!
W końcu pojawił się nowy rozdział :') Który dedykuję Olci i Jagodzie, bo mają dziś urodziny! Sto lat, kochane! :*
Jak zauważyliście, na blogu jest inny szablon. Jest on TYMCZASOWY i został wykonany przez Jill z Zaczarowanych Szablonów :)