muzyka

Uwaga!

czwartek, 22 października 2015

Rozdział 20

  ROZDZIAŁ XX


   Livien odłożyła szczotkę i zgarnęła na bok swoje złote fale opadające teraz miękko na jej plecy. Spojrzała na Serephirę, która spała na jej łóżku, zwinięta w kłębek. Uśmiechnęła się ciepło i wstała aby podejść do okna. Za szybą panowały egipskie ciemności. Tylko srebrny księżyc i gwazdy migocące na niebie dawały jakiekolwiek światło. W pokoju paliła się niewielka lampka, ustawiona na biurku Liv.
   Dziewczyna oparła dłonie o parapet, wzdychając ciężko. Chciała, żeby teraz była przy niej Rocky. Tak bardzo tęskniła za swoją jedyną siostrą.
   Ułożyła się na łóżku, kładąc głowę obok zwiniętej w kłębek, młodej smoczycy. Stworzenie oddychało cicho, jednocześnie wypuszczając przez nos małe obłoczki dymu. Livien zachichotała na ten widok i pogłaskała małą Serephirę. Z każdym dniem stawała się coraz większa i blondynka nie mogła nadziwić się temu jak szybko rośnie ta przedstawicielka ziejących ogniem stworzeń. Babcia nie była zadowolona z faktu, że ją tu trzyma, ale zgodziła się na coś w rodzaju 'okresu próbnego'. Jeśli zwierzę będzie się dobrze sprawować to zostanie przy boku Liv, a jeśli nie... młoda elfka wolała narazie o tym nie myśleć.
   Kiedy jasnowłosa usłyszała pukanie do drzwi, zmarszczyła brwi i podniosła się do pozycji siedzącej.
   - Proszę! - zawołała w stronę drzwi, tak by osoba stojąca za nimi mogła ją usłyszeć.
   Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Lorethan. Livien burknęła coś pod nosem i spojrzała na niego niechętnie. Był on ostatnią osobą, której towarzystwa w tej chwili potrzebowała.
   - O co chodzi? - zapytała, splatając ramiona na piersi.
   - Twoja babcia kazała mi do ciebie przyjść - odparł Lorethan. - Ja też nie jestem z tego faktu zadowolony, wierz mi. - dodał z wrednym uśmieszkiem.
   - Dupek - warknęła, rzucając w niego poduszką. - Stało się coś ważnego, że babcia kazała ci przyjść do mnie o tej porze?
   - Twoja siostra i mój brat tu jadą. Uznała pewnie, że powinnaś o tym wiedzieć - zielonooki wzruszył ramionami.
   - Rocky tu jedzie? Coś się dzieje? - dziewczyna otworzyła szeroko usta.
   - Tego już nie wiem - odparł, zamykając za sobą drzwi i opierając się plecami o ścianę.
   Blondynka energicznie podniosła się z łóżka, jednocześnie budząc tym Serephirę. Smoczyca niezadowolona uniosła łebek i zamachała ogonem.
   - Naprawdę chcesz stąd wyjść w takim stroju? - zapytał mocno rozbawiony Lorethan, lustrując ją wzrokiem
   Dziewczyna uniosła brwi i spojrzała na siebie, a konkretniej na swoje ubranie. Miała na sobie białą koszulę nocną, którą założyła po powrocie do swojej komnaty i po wizycie babci.
    - A co jest nie tak z moim strojem? - oparła dłoń na biodrze, zdenerwowana.
    - Będziesz mnie rozpraszać - Reth uśmiechnął się promiennie.
    - W y j d ź. - wycedziła dziewczyna. - Przebiorę się.
    Zielonooki wydął wargi ale potulnie wyszedł na korytarz. Livien mamrocząc pod nosem niepochlebne słowa pod adresem chłopaka, przebrała się w zwykłą, zieloną suknię. Wygładziła materiał i rzuciła cienką koszulę nocną na łóżko. Dziewczyna westchnęła cicho i również wyszła na korytarz, a za nią podążyła Serephira, popiskując cicho. Lorethan na jej widok pokiwał głową z zadowoleniem, na co ona uderzyła go w ramię.
    - Wiesz, myślałem, że zatańczę z tobą choć raz na dzisiejszym festynie, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć - odezwał się elf, idąc obok blondynki pogrążonym w ciemnościach korytarzem.
    Bo byłeś zbyt zajęty przytulaniem jakiejś dziewczyny, pomyślała gorzko czując ucisk głęboko w piersi.
    - Byłam zmęczona i wróciłam do zamku - powiedziała biorąc w ramiona Serephirę, która cały czas domagała się jej uwagi.
    - No cóż, zatańczymy przy następnej okazji - odparł elf, wesoło maszerując obok wnuczki Aithene.
   Blondynka miała ochotę powiedzieć mu coś niezbyt miłego, ale powstrzymała się i dalej szła w milczeniu po zimnych, marmurowych schodach z małym, skrzydlatym stworzeniem na rękach.
   Kiedy dotarła na dół zauważyła, że główne wrota są otwarte i wlewa się przez nie księżycowy blask. Dziewczyna zmrużyła oczy i zadrżała, gdy do zamku wdarł się nocny chłód. Lorethan westchnął na to i zarzucił jej na ramiona swój płaszcz. Livien zaskoczył ten gest. Uniosła wzrok i przechyliła głowę na bok.
    - Dziękuję. - wymamrotała.
   On tylko skłonił się jej z uśmiechem.
    - Zaczekaj tu - powiedział, i nim zdążyła cokolwiek wykrztusić, on już był na zewnątrz.
   Liv westchnęła sfrustrowana i przestąpiła z nogi na nogę. Mimo płaszczu Lorethana na ramionach czuła gęsią skórkę. Serephira zdenerwowana zamachała ogonem i spojrzała na swoją właścicielkę z wyrzutem. Najprawdopodobniej nie podobało jej się to, że blondynka wybudziła ją z jej cennej drzemki.
    - Przepraszam, mała - dziewczyna przesunęła dłonią po jej łuskach z westchnieniem. - Moja siostra tu jedzie, a ja strasznie się za nią stęskniłam.
    Chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy usłyszała czyjeś kroki. Szybko obróciła głowę i zmrużyła oczy, wypatrując czegokolwiek w ciemności. Serephira wspięła się na jej ramię i zamachała skrzydłami, zdenerwowana.
    - Livien, czemu stoisz tu sama? Gdzie Lorethan?
    Dziewczyna odetchnęła z ulgą, widząc swoją babcię, wolno idącą w jej stronę. Aithene zmarszczyła brwi widząc małą smoczycę, ale z grzeczności nic nie powiedziała.
    - Wyszedł dosłownie chwilę temu. - Liv wskazała na drzwi. - Rocky naprawdę tu jedzie?
    Kobieta skinęła głową. Brązowe loki opadły na jej twarz.
    - Razem z Sedriqiem i Masonem. I zanim zapytasz, nie, nie wiem co się stało. Wiem tylko, że muszą z nami porozmawiać o czymś ważnym - odparła królowa elfów, podchodząc do wnuczki.
   Blondynka zagryzła mocno wargę i skinęła głową na znak, że rozumie. Coraz bardziej się niecierpliwiła, wyczekując na powrót Lorethana. A co jeśli coś mu się stało?
  Serephira szturchnęła ją łapą w policzek, na co dziewczyna uniosła wzrok. Spojrzała na uchylone drzwi do zamku, przez które właśnie przechodził Lorethan. Tuż za nim kroczył Sedriq, Mason i...
  - Rocky - wyszeptała Livien, czując napływające do oczu łzy.
  Podbiegła do siostry i rzuciła się jej w ramiona. Serephira wystraszona sfrunęła z ramienia właścicielki, gdy Rocky uściskała swoją siostrę, płacząc cicho.
  - O rany, ale za tobą tęskniłam - wydusiła Liv zdławionym głosem, mocno tuląc się do swojej ciemnowłosej siostry.
  - Ja też - odparła czarownica, szlochając.
  Lorethan uśmiechnął się do siebie, widząc ile szczęścia daje młodej elfce wizyta siostry. Szczęście Liv w jakiś sposób sprawiało, że jego humor też się polepszał.

________________________

Witajcie!
Jak widać, wróciłam. Przepraszam za moją nieobecność, ale naprawdę potrzebowałam odpoczynku, by móc wypracować sobie codzienny rytm. W tym roku szkolnym przybyło mi naprawdę dużo nauki, co oznacza, że teraz trochę mniej czasu poświęcam na pisanie i inne rozrywki.
A jednak mam dla Was rozdział. To już półmetek mojego opowiadania, kochani. Nie wierzę, że dotarłam aż tak daleko!
Dlatego z tej okazji, rozdział dedykuję czytelnikom, którzy śledzą losy Livien i Rocky od początku, od prologu, który pojawił się na blogu rok temu! Dziękuję Wam! :')

czwartek, 17 września 2015

POST INFORMACYJNY

Hej Kochani!

Tak jak ostatnio pisałam, zastanowiłam się nad tym czy nie zawiesić bloga na jakiś czas i... podjęłam decyzję.

Blog zostaje zawieszony na CAŁY, NASTĘPNY MIESIĄC. Co oznacza, że nowego rozdziału możecie się spodziewać dopiero w listopadzie.

Robię to z ciężkim sercem, ale potrzebuję trochę czasu na uporządkowanie sobie całej historii, bo mam wrażenie, że każdy rozdział jest strasznie chaotyczny.

Kocham Was i strasznie za to przepraszam:(

Wasza Wika, ze łzami w oczach

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 19

ROZDZIAŁ XIX

- Carrien!
Mason wpadł do pokoju przyjaciółki i zastał ją układającą książki leżące na ziemi z powrotem na półkach. Brunetka odwróciła się do niego i ziewnęła. Była zmęczona, a posprzątała dopiero połowę pokoju.
- O co chodzi? - zapytała, przecierając oczy pięściami.
- Idziesz spotkać się z siostrą. Tylko szybko, Sedriq mówił, że chce wyruszyć jak najszybciej. Och, i przebierz się w coś wygodniejszego, jedziemy konno - dodał. - Zaczekam na korytarzu.
Carrien zmarszczyła brwi. Chwilę zajęło jej przyswojenie informacji. Idzie spotkać się z siostrą. Teraz. Nagle dziewczyna poczuła się szczęśliwsza. Więc jednak Sedriq się zgodził!
Rzuciła na ziemię książkę, którą akurat trzymała w ręce i niemal krzyknęła z radości. Jekyll spojrzał na nią, machając ogonem. Patrzył na swoją panią, rzucającą się po pokoju, jednocześnie ubierając się. Kiedy w końcu brunetka zasznurowała czarne trampki, zdmuchnęła z twarzy kosmyk włosów.
- Hej, kocie, idziesz ze mną, więc rusz się - brunetka podparła się pod boki i patrząc krzywo na swojego nowego pupila.
Jekyll prychnął i odwrócił się do niej ogonem. Dziewczyna spojrzała na niego ze złością i po prostu porwała go w ramiona, wybiegając z pokoju. Oczywiście nie pomyślała o tym, że przy drzwiach stał Mason, więc kiedy tylko wyszła na korytarz uderzyła brodą prosto w jego klatkę piersiową.
- Przepraszam! - zajęczała dziewczyna, łapiąc się jednocześnie za nos.
- Nic się nie stało - zaśmiał się rudowłosy. - Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko okej, możemy iść - powiedziała dziewczyna, odsuwając dłoń od twarzy.
- Pojedziemy konno, może być? - zapytał Mason, prowadząc ją korytarzami pogrążonymi w ciemnościach. Za oświetlenie służył im tylko mały płomyczek tlący się na dłoni rudowłosego.
- Jasne - odparła Carrien, ściskając Jekylla w ramionach. Kocur miauczał i starał się wyrwać, ale dziewczyna mu na to nie pozwoliła. - Ale czy nie zastrzelą nas jak przejedziemy przez granicę? - zapytała z lekką paniką w głosie.
- Nikogo nie zabiją. Twój dziadek powiadomił Aithene, a ta z kolei ostrzegła straż na granicy - Mason uśmiechnął się i pokręcił głową.
Dziewczyna kiwnęła głową i umilkła. Bała się o siebie i o siostrę. Ktokolwiek zdemolował jej pokój, musiał być blisko. Do czego posunie się następnym razem? Brunetka przyspieszyła, by dogonić Masona.
- Mason? - odezwała się niepewnie dziewczyna. - Czy elfowie też umieją czarować? - zapytała, patrząc na niego kątem oka.
- Nie tyle czarować, o ile panować nad żywiołami. Każdy elf wybiera jeden żywioł, nad którym umie panować i który najbardziej do niego pasuje. - odpowiedział rudowłosy. - Livien nic ci o tym nie mówiła? - Kiedy brunetka pokręciła głową w odpowiedzi na jego pytanie, chłopak westchnął. - Pewnie mój brat nic jej nie powiedział.
Carrien już chciała zapytać o to stało się między nim a jego bratem, ale w tej chwili właśnie dotarli do stajni. Sedriq już trzymał wodze osiodłanego ogiera o ciemnej maści. Mason postarał się jak najszybciej osiodłać Afrodytę i przy okazji Boreasza.
Dziewczyna z trudem wskoczyła na siodło, mając za oświetlenie tylko mały płomyk.
- A co jeśli ktoś nas zobaczy? - szepnęła brunetka, ruszając wolno za dziadkiem i przyjacielem.
- Nikt nie zauważy, nie martw się - pocieszył ją Sedriq.
Dziewczyna zagryzła wargę i lekko pospieszyła Boreasza. Zastanawiała się czy z tego jaja, które znalazła Livien, już wykluł się smok. Miała nadzieję, że jeśli tak, to Liv nic nie jest, bo przecież smoki to maszyny do zabijania.
Kiedy wyjechali tunelem na zewnątrz Carrien poczuła na twarzy przyjemny chłód nocy. Na niebie migotały gwiazdy w towarzystwie srebrnego księżyca w kształcie rogalika.
Jazda zajęła im nie więcej niż pół godziny. Kiedy przejeżdżali przez granicę Carrien kątem oka zauważyła Aidona, przyczajonego na drzewie z łukiem w gotowości. Odwróciła głowę i spojrzała na niego. W ciemnościach jego oczy błyszczały niczym dwa małe, czarne węgliki. Dziewczyna nie wiedziała czy jej się to przywidziało, ale elf uśmiechnął się krzywo na jej widok. Potrząsnęła głową i pospieszyła konia, chcąc dogonić Sedriqa i Masona, którzy nieźle ją wyprzedzili.


_____________

Dzisiaj strasznie krótko, wybaczcie mi ;-; Czuję się nie najlepiej i nie mam siły ostatnio pisać.
Sądzę, że przez nadchodzący miesiąc zrobię sobie od tego przerwę, ale jeszcze nad tym pomyślę.
Póki co, możecie cieszyć się rozdziałem dziewiętnastym, a już niedługo okrągła dwudziestka!
Rozdział dedykuję Kaśce, heh </3

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 18

ROZDZIAŁ XVIII

- Liv, mogę wejść? - Lorethan zapukał do drzwi pokoju blondynki.
- Nie - warknęła dziewczyna w stronę drzwi i z wysiłkiem zapięła zamek, znajdujący się z boku białej sukienki z długimi, koronkowymi rękawami. Miała zamiar iść na obchody Jasnego Dnia, z Lorethanem czy bez niego.
- Och, daj spokój. Jesteś obrażona?
- Wynocha.
- Livien! - zawołał elf, a dziewczyna dosłyszała w jego głosie niewielkie rozbawienie.
Spojrzała na Serephirę, która wylegiwała się na parapecie okna, a jej łuski błyszczały w słońcu. Młoda smoczyca tylko wypuściła nozdrzami obłoczek dymu i prychnęła cicho. Livien westchnęła i podeszła do drzwi. Uchyliła je lekko.
- Powiedziałam wy... - urwała, rumieniąc się.
Chcąc nie chcąc, dziewczyna musiała przyznać, że Lorethan wyglądał świetnie. Co prawda strój, który miał na sobie był naprawdę dziwny, składał się on z kilku warstw srebrnego materiału robiących za koszulę i obcisłych, czarnych spodni, ale mimo wszystko... Na dodatek jego zielone oczy iskrzyły się wesoło a włosy opadały lekko na oczy i na ramiona. Livien przełknęła ślinę.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Reth, lustrując dziewczynę wzrokiem.
Rumieniec na policzkach blondynki pogłębił się. Odgarnęła za ucho kosmyk swoich lśniących włosów, które opadały jej falami na plecy.
- A jednak czegoś tu brakuje - elf położył dłoń na głowie wnuczki Aithene, która natychmiast znieruchomiała, ale po chwili otrząsnęła się zrobiła krok w tył.
- Czego chcesz? - warknęła, niechętnie wpuszczając go do pokoju, bo nie chciała kłócić się na korytarzu.
- Zabrać cię na obchody Jasnego Dnia - odparł lekko zdziwiony zielonooki, podnosząc diadem leżący na biurku i zakładając go dziewczynie z uśmiechem. - Teraz lepiej.
- Nigdzie z tobą nie idę, więc równie dobrze możesz już wyjść - powiedziała Livien popychając go w stronę drzwi.
- Nie mam zamiaru wychodzić. Zaczekam tu, póki nie zdecydujesz się pójść ze mną - Lorethan uśmiechnął się szeroko, opierając się plecami o ścianę i krzyżując ramiona na szerokiej, umięśnionej piersi.
- W takim razie długo sobie poczekasz. Bo mam zamiar iść na obchody Jasnego Dnia sama.
- Beze mnie najprawdopodobniej palniesz jakąś gafę i upokorzysz się przed całym królestwem.
- Wcale nie! Byłam przewodniczącą szkoły w moim liceum, nie masz pojęcia ile imprez prowadziłam...
- Ale teraz jesteś tutaj, nie w swojej szkole. Tu jest inaczej - powiedział elf, nachylając się do niej. - Wszyscy oczekują, że zachowasz się jak na księżniczkę przystało, a ja chcę tylko tego dopilnować, po to żeby twoja babcia nie musiała się za ciebie wstydzić.
- Dzięki, że we mnie wierzysz - blondynka zmrużyła oczy i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Lorethan westchnął i wybiegł za dziewczyną na korytarz. Młoda elfka wychodziła już z zamku, kiedy on zbiegał po schodach. Na zewnątrz przywitał ją tłum wiwatujących elfów. Zielonnoki w mgnieniu oka znalazł się przy jej boku.
- Powiem twojej babci, że mnie nie słuchasz - szepnął do dziewczyny.
Ona w odpowiedzi spojrzała na niego litościwie i przyspieszyła kroku.
Widok miasta zaparł jej dech w piersiach. Wszędzie wisiały kolorowe światełka i kwiaty wydzielające cudowne zapachy. Na dziedzińcu wokół pięknej fontanny z szarego kamienia tańczyli elfowie do akompaniamentu muzyki granej przez zespół składający się z kilku muzyków i jednej, wyjątkowo pięknie śpiewającej wokalistki.
Livien rozglądała się na boki z zainteresowaniem. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła małą brunetkę o złotych oczach, mającą na głowie wianek upleciony z polnych kwiatków. Dziewczynka pomachała do niej, kiedy tylko blondynka się zbliżyła.
- Masz śliczną koronę - powiedziała Devynn, wskazując paluszkiem na diadem spoczywający na lokach elfiej księżniczki.
- Dziękuję. Za to ty masz piękny wianek - Liv usiadła obok dziewczynki na murku i również zaczęła patrzeć na tańczące pary. - Siedzisz tu sama?
- Narazie tak. Moja mama i tata tańczą tam - dziewczynka wskazała na parę elfów tańczących niedaleko. Widać było, że Devynn odziedziczyła wygląd po mamie. Jej tata był wysokim, umięśnionym blondynem. Oboje pomachali do swojej córeczki i uśmiechnęli się szeroko widząc, że obok niej siedzi Livien.
- A ty przyszłaś bez swojego chłopaka? - zapytała mała.
- Chłopaka? - blondynka zmarszczyła brwi.
- Ten chłopak, który ostatnio wyjaśnił mi, czemu nie masz korony. Nie przyszliście razem?
- Chodzi ci o Lorethana? To nie mój chłopak, opiekuje się mną, na polecenie mojej babci. A kiedy nie robi za moją nianię, uczy mnie różnych, niekoniecznie potrzebnych rzeczy. Poza tym jest moim strażnikiem - zaczerwieniła się Liv.
- Och - powiedziała tylko Devynn. Wyglądała na smutną.
Dziewczyna rozejrzała się. Zauważyła Lorethana stojącego niedaleko razem z Aidonem. Rozmawiali o czymś i jednocześnie co jakiś czas zerkali w jej stronę by upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- Słuchaj, Devynn. Nie masz ochoty zatańczyć? - zapytała Liv, odwracając się do dziewczynki.
- Jasne! - rozpromieniła się mała i podała jej rączkę.
Livien trochę ciężko było tańczyć z brunetką, biorąc pod uwagę to, że dziewczynka była od niej jakieś dwa razy niższa, ale mimo to czuła się naprawdę wspaniale. Gdzieś tam w środku nadal czaiła się tęsknota za siostrą, a jednak blondynka śmiała się, klaskała, skakała i tańczyła razem z Devynn. Po dziewczynce widać było, że sprawia jej to ogrom radości, więc dzięki temu blondynka czuła się jeszcze lepiej.
Kiedy w końcu Devynn zrobiła się zmęczona, wróciła do rodziców, którzy serdecznie podziękowali blondynce.
- Dziękujemy ci, wasza wysokość. Jak możemy ci się jeszcze odwdzięczyć? - zapytała wzruszona Lotty, mama brunetki.
- Wystarczy mi tylko to, że będę mogła nadal widywać się z Devy - Livien uśmiechnęła się ciepło do złotookiej trzymanej w ramionach taty.
- Będziesz mogła? Prawda mamusiu? - zajęczała mama.
- Jeśli wasza wysokość tego sobie życzy, to oczywiście - Lotty dygnęła i złapała swoją córeczkę za rękę.
Liv również się uśmiechnęła i odeszła na poszukiwanie Lorethana. Humor tak jej się poprawił, że postanowiła nawet go przeprosić. Przechadzanie się wśród tego tłumu nie było oczywiście łatwe, ale jakoś udało jej się przejść do miejsca, w którym wcześniej widziała zielonookiego. Stała tam chwilę, rozglądając się za nim, aż w końcu zauważyła jego czarną czuprynę. Chciała do niego podbiec, ale zatrzymała się w pół kroku, widząc że Lorethan akurat był zajęty... przytulaniem jakiejś czarnowłosej dziewczyny. Livien posmutniała. Cala ta radość, która wypełniała ją dosłownie kilka minut temu, teraz wyparowała.
Dziewczyna odwróciła się z bólem na twarzy i ruszyła w drogę powrotną do zamku. Usłyszała jeszcze jak Lorethan woła ją głośno, ale to tylko sprawiło że przyspieszyła kroku. Kątem oka zauważyła też, że tuż za nią idzie Aidon.
Kiedy blondynka w końcu weszła do swojego pokoju, oparła się o drzwi i westchnęła. Nie chciała iść z nim, więc znalazł sobie inną, proste. Serephira spojrzała na swoją właścicielkę i wydała z siebie smutny odgłos. Liv pogłaskała ją z czułym uśmiechem i zrzuciła błękitne pantofelki ze stóp, a tiarę włożyła do szuflady w toaletce.
- Chciałabym, żeby babcia już wróciła - powiedziała cicho dziewczyna kładąc się na łóżku i mnąc swoją śliczną sukienkę.
Akurat, gdy wypowiedziała te słowa, usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła by otworzyć i poczuła wielką ulgę, widząc Aithene. Bez zastanowienia przytuliła babcię, która lekko zdziwiona pogłaskała ją po plecach i rownież uściskała.
- Gdzie jest Lorethan? Miał cię pilnować - kobieta zmarszczyła brwi.
- Nie wiem - Liv wzruszyła ramionami z obojętnością wymalowaną na twarzy.
- Pokłóciliście się? - zapytała łagodnie Aithene.
- Nie - dziewczyna pokręciła głową, siadając na łóżku.
- Livien... co to jest? - kobieta wskazała na Serephirę, wylegującą się na poduszce jej wnuczki.
Blondynka uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Ale wpadła. Czemu nie pomyślała o tym, żeby ukryć gdzieś małą smoczycę? Głupia, głupia, głupia!, krzyczała na siebie w myślach.
- To jest Serephira. Ja... hm.. znalazłam ją w lesie, dosłownie kilka dni temu się wykluła i...
- Livien, czy zdajesz sobie sprawę z tego że to jest smok?
- Ależ oczywiście. Ale przecież nic mi nie zrobiła...
- J e s z c z e  nic ci nie zrobiła. - sprostowała kobieta ze złością.
- Babciu, daj spokój. Widzisz? Jest spokojna.
- Do czasu. Trzeba ją unieszkodliwić, kochana, i ty dobrze o tym wiesz.
- Proszę, daj jej szansę. Jeśli będzie się źle zachowywać to pozwolę wam ją zabrać, przysięgam. Ale narazie niech zostanie ze mną - poprosiła blondynka.
Widać było, że Aithene w środku toczy walkę sama ze sobą. W końcu jednak zagryzła wargi i kiwnęła głową.
- Muszę porozmawiać z Lorethanem. - westchnęła i wyszła z pokoju.
Livien odetchnęła z ulgą i przytuliła Serephirę, ale zaraz jęknęła i odsunęła się od niej. Jeden z kolców małej smoczycy zostawił ślad na jej policzku. Stworzenie polizało rankę szorstkim językiem.
- Udało nam się - roześmiała się blondynka, głaszcząc ją po łebku.
_________________________________

Hejka naklejka kochani!
Minął już tydzień od dodania ostatniego rozdziału, a już dodaję kolejny, a jeszcze jeden jest w trakcie pisania, cieszycie się? :')
Rozdział dedykuję Oli! XDD

wtorek, 14 lipca 2015

Liebster Blog Award + Rozdział 17

 Witajcie kochani!


 Już po raz 3 zostałam nominowana do LBA, tym razem przez Miss Candy z bloga misscandy20021.blogspot.com! Bardzo dziękuję :)

Wydaje mi się, że wszyscy wiecie na czym polega LBA, ale dla tych którzy nie wiedzą, krótkie wytłumaczenie: LBA (Liebster Blog Award) polega na tym, że jeden blogger nominuje drugiego i zadaje mu 11 pytań, na które ten drugi musi odpowiedzieć, a następnie nominować 11 osób i zadać im 11 innych pytań. Niestety, ja nie czytam blogów, które są 'aktywne' i których autorki/autorzy mogliby odpowiedzieć na nominację, tak więc już na początku zaznaczam, że nikogo nie będę nominować.

Dobrze, tak więc oto pytania na które mam udzielić odpowiedzi:


1. Gdybyś miała umiejętność przenoszenia się w czasie do jakiej epoki najchętniej byś się udała i

 dlaczego?

Trudne pytanie :/ Albo do czasów starożytnych, albo do średniowiecza. Ale chyba bardziej do średniowiecza. No wiecie, walki rycerzy, super suknie, bale, jedzenie i te sprawy :') Nie no, ogólnie w średniowieczu zdarzyło się wiele ciekawych rzeczy, wybudowano wiele innych budowli, które teraz są ledwie pozostałością po ich dawnej świetności :)

2. Co najbardziej w sobie lubisz, a co byś w sobie zmieniła?

Nie wiem co mi się we mnie najbardziej podoba x) Ale bardzo chciałabym zmienić w sobie to że jestem taka strasznie leniwa :,)


3. Kto jest twoim ulubionym bohaterem książkowym?

Ooo, a to jest pytanie, na które nigdy nie umiem odpowiedzieć :x Ale wydaje mi się, że albo Luna Lovegood z HP, albo Ellie z 'Jutro' :))



4. Czy podoba ci się twoje imię? Jeśli nie to jak chciałabyś się nazywać?



Podoba mi się moje imię i raczej nie chcę go zmieniać. Kiedyś myślałam inaczej:)

5. Czy masz jakieś zwierzątko? Jeśli nie, to jakie chciałabyś mieć?

Mam już rudego kocura, Kitka, który ma niecałe dwa lata :') Ale bardzo chciałabym mieć węża or sth x)


6. Bez jakiej rzeczy nie mogłabyś żyć? 


Bez telefonu, każdy to wie XDD



7. Co jest twoja największą pasją?


Pisanie. :)


8.  Jaki jest twój ulubiony cytat?

'W Afryce żyje wielkie zwierze nazwane słoniem.  Mówią, że nigdy niczego nie zapomina. Tak samo jest z kobietami.'


9. Co zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę?


Coś do jedzenia, książkę, ciuchy, telefon, zapalniczkę, scyzoryk, koc, środek na owady :'')

10. Masz swoją ulubioną książkę? Jak tak, to jaką?

Nie, raczej nie mam jednej ulubionej książki:)


11. Dlaczego zaczęłaś blogować? 


Chyba dlatego, że chciałam w końcu się podzielić swoją twórczością z innymi i poznać ich zdanie. c';


dodaję gif z Elsą, bo mogę, he




Skończone, odpowiedziałam na wszystkie pytania, jestem z siebie dumna, ha!


Teraz zapraszam na czytanie rozdziału 17:))





ROZDZIAŁ XVII


  - Zadowolona? - zapytał Mason, oddając Jekylla swojej przyjaciółce.
 Dziewczyna spojrzała na swoje ramię, owinięte bandażem, na którym przed chwilą Emily, drobna czarownica o różowo-fioletowych włosach wytatuowała jej ptaki w locie. Uśmiechnęła się. Ten tatuaż sprawił że poczuła się naprawdę świetnie. 
  - Och, i to jak - powiedziała Carrien, głaszcząc młodego kocura po grzbiecie. - Trochę bolało, ale warto było.
   - Nawet nie widziałem co sobie wytatuowałaś - zaśmiał się rudzielec.
 Chłopak musiał zostać na korytarzu razem z Jekyllem, bo Carrien odkryła, że jej nowy pupil panicznie boi się maszynek do tatuażu. Trochę ją do rozśmieszyła, ale zostawiła go pod opieką przyjaciela i sama ruszyła na spotkanie z tą igłą.
   - Zobaczysz, jak się zagoi - mrugnęła do niego brunetka. 
  Mason zaśmiał się. Był bardzo ciekawy cóż takiego jego przyjaciółka zdecydowała się narysować sobie na skórze. Znając twórczość Emily, pewnie było to coś bardzo wymyślnego, jak każdy, nawet najprostszy jej tatuaż.
   - Hej, Mason, teraz możesz mi pokazać ten swój tatuaż - brunetka szturchnęła go, szczerząc zęby w uśmiechu.
   - Chyba śnisz, mała - parsknął śmiechem rudzielec.
   - To nie było miłe - wydęła usta dziewczyna.
   Oboje zaśmiali się. Kiedy dotarli do drzwi pokoju dziewczyny, Mason odwrócił się na pięcie i zaczął iść w swoją stronę, ale zatrzymał go zduszony krzyk brunetki.
     Natychmiast podbiegł do przyjaciółki i już otwierał usta, aby zapytać co się stało, gdy zobaczył co było powodem krzyku dziewczyny. Jej pokój wyglądał jak po przejściu tornada. Dosłownie. Książki zostały pozrzucane z półek, szuflady zostały powyciągane z biurka i rzucone na podłogę a ich zawartość leżała obok nich. Pościel została zrzucona z łóżka, drzwi do kuchni chwiały się w zawiasach, a Carrien wolała przez nie nie przechodzić i nie patrzeć na to co się za nimi znajduje.
   - O mój Boże - wyszeptała, wchodząc do pokoju wolnym krokiem. Jekyll zeskoczył na ziemię i zaczął kręcić się wśród tego bałaganu, wąchając co poniektóre rzeczy. - Co tu się stało?
    - Miałaś tu coś wartościowego? - zapytał Mason, podchodząc do leżących na ziemi książek.
    - Płyta AC DC została w domu, więc,,, raczej nie - wzruszyła ramionami dziewczyna, ale po chwili wytrzeszczyła oczy i rzuciła się do szafy, w której chowała kurtki. W niej również panował chaos, ale dziewczyna i tak szukała czegoś przez dobrą chwilę. W końcu odwróciła się do Masona z przestrachem na twarzy. - Ktokolwiek to zrobił, zabrał tę kartkę z rysunkiem galdów, tę którą ci pokazywałam - powiedziała cicho, drżącym głosem.
    - Jasny gwint, mamy kłopoty - chłopak złapał się za głowę i popatrzył zmartwiony na dziewczynę, która przełknęła ślinę.
    - Wiem.

   *   *   *

  -Masz tę kartkę? - warknęła ciemnowłosa kobieta, wstając ze swojego miejsca i podbiegając do zakapturzonej postaci.
   -Oczywiście. Przecież wiesz, że nigdy nie zawodzę - roześmiał się ochryple mężczyzna skrywający się pod kapturem z czarnego jak smoła materiału.
   - Dobra robota - kobieta uśmiechnęła się chytrze.
   - Jak długo jeszcze będziemy musieli czekać?
   - Już niedługo, nie martw się. Już niedługo - zarechotała kobieta.

 *   *   *



  - Skąd kartka z oryginalnej historii czarowników wzięła się w twoim pokoju? - zapytał Sedriq, upewniając się, że drzwi do jego gabinetu są szczelnie zamknięte.
 - Nie wiem, okej? Chciałam przeczytać sobie tę historię czarowników, która była w mojej biblioteczce, ale wypadła z niej ta kartka! No i rozpoznałam na niej tego stwora, który zaatakował mnie i moją siostrę, więc pobiegłam do Masona i... - urwała. - I pokazałam mu ją.
  - Dobrze, ale nadal nie rozumiem skąd ona się tam wzięła - westchnął mężczyzna, siadając za biurkiem i patrząc na swoją wnuczkę i rudowłosego chłopaka.
 Brunetka zagryzła wargę i ukryła twarz w dłoniach. Kto mógł to zrobić? 
  - Mam dość, chcę do mojej siostry - brunetka uniosła twarz z zaciętą miną. - Ona musi o tym wiedzieć.
   - Ja muszę o tym porozmawiać z Aithene, ale tak jak mówiłem, ty i twoja siostra nie możecie się spotykać - pokręcił głową mężczyzną.
   Dziewczyna wydała z siebie pełen irytacji odgłos, który przypominał krzyk zmieszany z westchnieniem i warknięciem. Mason zagryzł wargę i odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć na wybuch złości swojej przyjaciółki.
   - Przepraszam bardzo, ale tak właściwie dlaczego to jest zakazane? Nie jesteśmy jak inni, nie pozabijamy się jak tylko się zobaczymy! - zawołała.
    - Tu nie chodzi tylko o to, Carrie. Chodzi o to, że ktokolwiek zrobił to co zrobił z twoim pokojem, musi szukać też twojej siostry. Jeśli będziecie razem, łatwiej będzie tej osobie znaleźć Livien. Problem polega na tym, że obie macie zbyt wiele magii w sobie i jest ona wyczuwalna na kilka kilometrów. Właśnie dlatego nie powinnyście się spotykać. - wyjaśnił czarownik z westchnieniem.
   Te informacje skutecznie zamknęły usta brunetce.
    - Chociaż, nie przeczę, powinnyście o tym porozmawiać - mężczyzna zmagał się sam ze sobą. - Pomyślę nad tym jeszcze. Teraz najlepiej będzie jeśli pójdziesz posprzątać pokój, moja droga.
   Carrien wstała i z impetem otworzyła drzwi, wybiegając na korytarz. Mason skinął głową Sedriqowi i potruchtał za dziewczyną. 
    Brunetka skierowała się do swojego pokoju, tuptając wściekle. Jekyll leżał na łóżku i mył się ze stoickim spokojem. Prychnął na swoją panią, kiedy ta trzasnęła drzwiami do pokoju. Dziewczyna westchnęła i pogłaskała go.
  - Chciałabym znów odwiedzić moją siostrę, wiesz? Strasznie za nią tęsknię - powiedziała smutno. - Mam nadzieję, że Sedriq zabierze mnie ze sobą. 


____________________________ 

 Hej kochani!
 Wiem, że rozdziału nie było bardzo dlugo i bardzo za to przepraszam, nie bijcie:(
  Dziś tak krótko, bo moja wena gdzieś się zapodziała i nie chce do mnie wrócić >< Mam jednak nadzieję, że dostarczyłam wam wystarczająco dużo emocji :d.
  Do zobaczenia niedługo~~
   

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 16

ROZDZIAŁ XVI

 - Livien?
 - Hmm?
 - Dlaczego się ślinisz?
 Blondynka poderwała gwałtownie głowę do góry, jednocześnie przestając wpatrywać się w swój diadem, który zaczęła uważać za ósmy cud świata. Dziewczyna leżała na łóżku, a obok niej wylegiwała się Serephira, zwinięta w kłębek.
 - Nie ślinię się! - Livien obrzuciłą morderczym wzrokiem Lorethana siedzącego na fotelu i czytającego jakąś książkę. 
 - Ale wyglądasz tak, jakbyś zaraz miała zacząć - przewracając kartkę w książce.
 - Jezu, strasznie jesteś irytujący! Mówił ci to ktoś? - warknęła blondynka.
 - A ty warczysz niczym rasowy kundel, mówił ci to ktoś? - odpowiedział jej roześmiany Lorethan.
 Dziewczyna westchnęła rozdrażniona i wstała z łóżka. Serephira uniosła łebek zaniepokojona jej zachowaniem. Stworzonko natychmiast wzbiło się w powietrze i przysiadło na ramieniu właścicielki. Livien uśmiechnęła się i pogłaskała zwierzę po śnieżnobiałych łuskach.
 - Wiesz, skoro mamy jeszcze trochę czasu do obchodów Jasnego Dnia, to może zrobilibyśmy coś bardziej produktywnego niż obijanie się w twoim pokoju? - Lorethan zaznaczył miejsce, w którym skończył czytać i odłożył książkę na bok. .
 - Nikt cię tu nie zapraszał - prychnęła zirytowana blondynka.
 - Przebierz się w coś wygodniejszego. Wychodzimy - orzekł zielonooki, po czym wyszedł na korytarz.
 - Och, niech to szlag! - dziewczyna rzuciła poduszką w drzwi w tym samym momencie, w którym Reth zamknął je za sobą. - Nienawidzę go - wymamrotała Liv, opadając na miękkie łóżko z pełnym rezygnacji westchnieniem.
 Serephira patrzyła na córkę Sereny z uwagą, gdy ta zmieniała zieloną suknię na wygodne spodnie i lnianą koszulę, która umożliwiała jej swobodne ruchy. Pantofelki zmieniła na miękkie, skórzane buty z twardą, stabilną podeszwą, zapewniającą jej utrzymanie równowagi. Włosy szybko splotła w warkocza i związała wstążką, po czym wybiegła z pokoju i popędziła korytarzem, wcześniej zatrzaskując drzwi do swojego pokoju, zanim Serephira zdołała z niego wylecieć.
 Przy wyjściu z zamku czekał na nią znudzony Lorethan. Kiedy zdyszana blondynka pojawiła się obok niego, zlustrował ją wzrokiem i pokiwał z aprobatą głową, widząc jej wygodny strój.
 - Świetnie. Chodź, idziemy pojeździć konno - powiedział, otwierając jej drzwi i puszczając ją przodem, niczym prawdziwy dżentelmen.
 No cóż, pozory przecież mylą.
 Dłonie Livien zaczęły się pocić. Jedynym co nigdy jej nie wychodziło, była właśnie jazda konna. Przeraźliwie bała się wsiąść na to ogromne zwierzę, a co dopiero mu zaufać. Wolała jednak nie przyznawać się do tego przed Lorethanem, który sprawiał wrażenie jakby w każdej chwili miał ją wyśmiać.
 - Co jest, Liv? Masz cykora? - zapytał elf, uśmiechając się szyderczo. Czyżby czytał jej w myślach?
 - Zamknij się - odpowiedziała mu dziewczyna, splatając ramiona na piersi w obronnej pozie. - Zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno chcę iść z tobą na obchody Jasnego Dnia - zmrużyła oczy.
 Te słowa natychmiast uciszyły zielonookiego. Nie odezwał się póki nie dotarli do stajni wielkości poprzedniego domu Livien, który został zdemolowany przez galda. Blondynka z lekkim przestrachem patrzyła na te wszystkie parskające i kopiące w ziemię konie.
 - Wybierz sobie któregoś konia. Najlepiej jakąś łagodną klacz, najlepiej będzie ci się z nią porozumieć - powiedział chłodno elf, odwracając się do niej.
 Blondynka popatrzyła na niego dziwnie. Czyżby jej słowa aż tak go zdenerwowały? Wzruszyła ramionami i zaczęła chodzić od jednego boksu do drugiego. Niezbyt ciągnęło ją do tych narowistych, ciągle rżących koni. Wzdrygała się na sam ich widok.
 Jej uwagę przyciągnęła wyjątkowo spokojna, karmelowa klacz o śnieżnobiałej grzywie i łacie na pysku w kształcie łzy w tym samym kolorze co grzywa. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wyciągnęła lekko drżącą dłoń w stronę klaczy. Stworzenie wydało z siebie przyjazne rżenie i przystawiło chrapy do palców Livien.
 - Mój Boże, myślałam, że jesteś straszniejsza - blondynka westchnęła z ulgą, głaszcząc zwierzę. Jej usta wykrzywiły się w marnej imitacji.
 - To Róża. Osiodłaj ją, jeśli masz zamiar jeździć - rzucił Lorethan, wyprowadzając ze stajni osiodłanego, śnieżnobiałego ogiera.
 Dziewczyna chciała coś za nim zawołać ale nie zdążyła, więc po prostu westchnęła. Oczywiście ugięła się pod ciężarem siodła, więc stękając ledwo poradziła sobie z tą robotą.
 Kiedy skończyła, otarła czoło i wyszła ze stajni. Lorethan już na nią czekał, siedząc wyprostowany w siodle. Livien otworzyła szeroko usta. No tak, przecież musiała teraz wskoczyć na konia. Przełknęła ślinę. Nie widziała tego zbyt kolorowo.
 Po wielu próbach, cały czas czując na sobie wzrok Lorethana, w końcu udało jej się wygodnie usiąść wygodnie na Róży. Uśmiechnęła się i uniosła z dumą głowę. Czarnowłosy elf nie odezwał się, tylko ruszył do przodu, w stronę lasu, w którym Livien znalazła jajo Serephiry, więc blondynka chcąc nie chcąc udała się za nim. Mimo, że Róża była wyjątkowo łagodną klaczą, to dziewczynie i tak nic nie wychodziło. Nie potrafiła nad nią zapanować za żadne skarby świata. Zielonooki elf co chwilę się odwracał i patrzył na nią z irytacją, czego w końcu dziewczyna zaczęła mieć dość.
 Gdy minęło kilka minut dziewczyna po prostu zatrzymała Różę i zsiadła z niej. Podała lejce Lorethanowi i najzwyczajniej w świecie odwróciła się i odeszła w stronę zamku. To zdenerwowało zielonookiego elfa.
 - Hej, gdzie ty idziesz? - zawołał za nią.
 - Wydaje mi się, że w tę stronę idzie się do zamku, ale nie jestem pewna, może trafie na jakieś bagna - blondynka machnęła ręką, odpowiadając czarnowłosemu.
 - Livien! Naprawdę sobie idziesz? Jestem na koniu, dogonię cię - powiedział ostrzegawczo Lorethan.
 - Świetnie! - krzyknęła dziewczyna, nie przerywając marszu.

 * * *
 Hejka~~
 Nareszcie dodałam rozdział punktualnie, cieszmy się i radujmy :,)
 ALE NIEDŁUGO WAKACJE, WIĘC BĘDĘ JE DODAWAĆ CZĘŚCIEJ
 Chyba. C';
 W każdym bądź razie rozdział z dedykacją dla wszystkich ludzi oglądających OUAT :')))

czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 15

ROZDZIAŁ XV

  - Wejdź, proszę - w drzwiach pojawił się zmęczony Sedriq, pocierając dłonią czoło.
   Carrien spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale razem z nim weszła do pokoju, który okazał się całkiem przytulnym pomieszczeniem. W rogu stała niewielka biblioteczka, taka sama jak w pokoju brunetki i jej przyjaciela, Masona. Niedaleko regału z książkami stało mahoniowe biurko, na którym panował idealny porządek. Przed biurkiem ktoś postawił wyglądającą na wygodną kanapę, obitą szarą skórą. Cały pokój został urządzony głownie w dwóch kolorach: beżu i brązu, ale pojawiał się tu też kolor szary oraz czarny.
   Dziewczyna usiadła na kanapie, która faktycznie okazała się bardzo wygodna, a Sedriq zajął miejsce za biurkiem. Carrien zaczął udzielać się jej dość nieprzyjemny odruch obgryzania paznokci, kiedy była zdenerwowana.
  - Dziadku, ten mężczyzna, który przed chwilą stąd wyszedł to był elf prawda? - zapytała dziewczyna, zaciskając palce na udach. Kiedy kociooki mężczyzna skinął głową, zadała kolejne pytanie: - Czemu tu przyszedł? Kto to był? Czy coś się stało Livien?
    Dobrze wiedziała, że tym elfem był Aidon, ale postanowiła grać najlepiej jak umie, po to by nie wzbudzić podejrzeń Sedriqa. Zarumieniła się, kiedy uświadomiła sobie, że po raz pierwszy powiedziała do mężczyzny 'dziadku', czyli tak jak on życzył sobie, by ona na niego mówiła.
  - Tamten elf to był Aidon. Jeden ze strażników twojej siostry - Sedriq wzruszył ramionami.
    Brunetka poruszyła się niespokojnie. Czy coś się stało Liv, skoro jej strażnik tu był? Pobladła. A może Aidon powiedział Sedriqowi o jej przekroczeniu granicy i dziadek wezwał ją tu po to by ją ukarać? Nie. Znacznie bardziej przerażała ją myśl, że coś mogło się stać jej siostrze.
  - Spokojnie, Livien jest bezpieczna. Aidon nie przyszedł tu w sprawie dotyczącej ciebie i twojej siostry. No może nie bezpośrednio - dodał już ciszej, tak że dziewczyna nie zrozumiała jego słów.
  - Więc... czemu chciałeś mnie widzieć?
  - Och, tak. Stwierdziłem, że wybierzemy dla ciebie jakieś zwierzę, żebyś nie musiała czuć się samotna. Jeśli oczywiście tego chcesz - dodał pospiesznie, gestykulując rękoma.
  - Oczywiście, że chcę - uśmiechnęła się brunetka. - Mason idzie z nami?
  - Tak - powiedział mężczyzna, zerkając na notes leżący na biurku. - Powinien niedługo być.
  Carrien kiwnęła głową, na znak że rozumie i odgarnęła włosy za uszy. Nadal zastanawiała się po co był tu strażnik jej siostry. Może Lorethan go przysłał? Nigdy nic nie wiadomo, pomyślała zagryzając dolną wargę. Miała nadzieję, że Livien naprawdę jest cała i zdrowa.
   A co jeśli to jej smoczątko coś jej zrobiło?
   To pytanie pojawiło się w jej głowie nagle i niespodziewanie. Może wszyscy odkryli, że jej bliźniaczka sypia ze smoczym jajem pod poduszką? Przecież trzymanie smoka było nielegalne. Poza tym wszyscy myśleli, że te stworzenia wyginęły.
   Rozmyślania dziewczyny przerwało wejście Masona. Chłopak otworzył drzwi z hukiem i wpadł zdyszany do gabinetu. Spojrzał przepraszająco najpierw na Carrien a następnie na Sedriga. Ciężko oddychając, przetarł twarz dłońmi.
   - Wybaczcie, nie chciałem się spóźnić. Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo - powiedział, starając się ustabilizować oddech.
   - Nie, Masonie. Przybyłeś w samą porę - powiedział kociooki mężczyzna starając się zamaskować jakoś śmiech.
   Carrien nawet nie starała się ukrywać tylko otwarcie parsknęła śmiechem. Widok Masona w rozczochranych włosach i czerwonych policzkach był niesamowicie zabawny. Rudzielec patrzył na nią z wyrzutem. Nienawidził gdy ktoś się z niego śmiał, a już szczególnie, kiedy robił to ktoś z jego przyjaciół.
    Brunetka wstała, starając przestać się śmiać.
    - Skoro Mason jest to idziemy już? - zapytała, uśmiechając się promiennie do rudzielca.
    Mason wymamrotał coś niewyraźnie, a Sedriq również podniósł się ze swojego miejsca. Kiwnął głową i razem ze swoją wnuczką oraz jej przyjacielem wyszedł z gabinetu na korytarz. Prowadził tę dwójkę krętymi tunelami w stronę kompletnie nieznaną Carrien. Po chwili jednak dziewczyna zaczęła kojarzyć te skręty. Szli w stronę stajni, tam gdzie po raz pierwszy spotkała Masona. Brunetka szturchnęła rudzielca.
   - Hej, Mason, masz tatuaż? - zapytała.
   - Tak, na tyłku. Chcesz zobaczyć? - prychnął chłopak.
    Carrien sprzedała mu mocnego kuksańca w żebra i zachichotała.
   - Nie, dzięki, zboczeńcu!
   - Żartowałem. Tak naprawdę to mam na plecach - roześmiał się, obejmując ją. - Czemu pytasz?
   - Też chciałam sobie zrobić - brunetka wzruszyła niewinnie ramionami. - Sedriqu, mogłabym? - zwróciła się przymilnie do dziadka.
    - Tylko jeden tatuaż. Żadnego wyzywającego piercingu i nic w tym stylu - pogroził jej mężczyzna.
    - Wyzywającego piercingu?
    Mason zachichotał, widząc jak dziewczyna marszczy brwi, trawiąc to co przed chwilą powiedział jej kociooki dziadek.
    - O Boże! - jęknęła i skryła twarz w dłoniach.
    Rudzielec śmiał się jak opętany z zażenowania swojej brązowowłosej przyjaciółki. Dalej ta trójka szła w milczeniu, dopóki po kilku minutach marszu nie minęli stajni i trafili do ogromnego pomieszczenia, z sufitem wygiętym w kształt łuku. W ścianach znajdywały się wnęki, w których swobodnie spały lub bawiły się przeróżne gatunki zwierząt.
    - Sedriqu! Witaj, przyjacielu, co cię do mnie sprowadza? - wysoki, barczysty mężczyzna pojawił się znikąd, ściskając dłoń Sedriqa. - Czy to twoja wnuczka? Wiele o niej słyszałem - powiedział, patrząc na Carrien z uśmiechem, którego nie dało się nie odwzajemnić.
    - Dzień dobry - wymamrotała dziewczyna.
    - Mów mi Sam, kochana, po imieniu. Pewnie przyszłaś tu po zwierzę, prawda młoda damo? Śmiało, rozglądnij się - Sam zatoczył dłonią półokrąg.
   Zafascynowana dziewczyna zrobiła kilka kroków do przodu. Tym co ją zdziwiło było to, że żadne zwierzę nie walczyło z innymi. Jej uwagę przykuły dwa kociaki bawiące się obok jej stóp. Jeden z nich był śnieżnobiały, a drugi szaroczarny, z ciemną łatką na uszku. Brunetka schyliła się i pogłaskała go. Zwierzę spojrzało na nią piwnymi oczami i zamruczało z zadowoleniem.
    - Mogę go wziąć? - zapytała, patrząc czule na kociątko.
    - Oczywiście! - Sam zaśmiał się donośnie. - Tak więc, Carrien, od dziś twoim towarzyszem na dobre i na złe zostaje Jekyll - mrugnął do niej.
  Jekyll? Cóż za dziwne imię, pomyślała brunetka, przesuwając palcami po mięciutkim futerku.

________________________________

 NARESZCIE!
 W końcu pojawił się nowy rozdział :') Który dedykuję Olci i Jagodzie, bo mają dziś urodziny! Sto lat,  kochane! :*
  Jak zauważyliście, na blogu jest inny szablon. Jest on TYMCZASOWY i został wykonany przez Jill  z Zaczarowanych Szablonów :)

środa, 25 marca 2015

Rozdział 14


 ROZDZIAŁ XIV

  Livien obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca wpadającymi przez okno do jej pokoju. Blondynka usiadła i przeciągnęła się, ziewając przeciągle. Przetarła oczy dłońmi zwiniętymi w pięści niczym malutkie dziecko i zerknęła w dół, na białą, puchatą poduszkę. Widać było na niej wgniecenie pozostawione przez zwiniętą w kłębek Serephirę. Dziewczynę oblała nagła fala zaniepokojenia. Gdzie zniknęła młoda smoczyca? Liv rozglądnęła się po pokoju, ale stworzenia o śnieżnobiałych łuskach nigdzie nie było widać. 
   Kiedy nagle na ramieniu poczuła niewielki ciężar, odetchnęła z ulgą. Serephira wydała z siebie radosny odgłos i odsłoniła swoje krótkie, wyglądające jak igły ząbki. Dziewczyna pokręciła głową i pogłaskała śnieżnobiałe łuski stworzenia. Podeszła do szafy i wydała z siebie głębokie westchnienie, kiedy otworzyła ją i ujrzała niemalże setkę sukien w różnych kolorach i o różnym kroju. Młoda smoczyca podleciała do szafy i wskazała łapą na długa, ciemnozieloną suknię, z długimi, obcisłymi rękawami odkrywającymi ramiona, oraz z krawędziami obszytymi złotym materiałem. Livien wzruszyła ramionami i zdjęła ubranie z wieszaka, po czym zaczęła się ubierać.
   Gdy zielony materiał opinał jej ciało, blondynka usiadła przy toaletce i zaczęła rozczesywać swoje złote pukle białą, ozdobioną kolorowymi wzorami szczotką. Serephira usadowiła się na jej kolanach, patrząc cały czas na dziewczynę, która odnalazła jej jajo w lesie.
   Liv zaplotła kilka kosmyków w warkoczyki i spięła je z tyłu głowy, po czym wstała, kładąc młodą smoczycę na blacie toaletki. Dziewczyna podeszła do drzwi swojego pokoju i nieomal pisnęła, kiedy białe zwierzę, pojawiło się tuż przed jej twarzą.
  - Serepira! Nie możesz iść ze mną! - syknęła blondynka, odpychając stworzenie na bok. - Nikt nie może cię zobaczyć, rozumiesz?
   Smoczątko parsknęło, a z jego nozdrzy wyleciały małe obłoczki szaroczarnego dymu. Wnuczka Aithene wzniosła oczy do sufitu i skrzyżowała ręce na piersi.
  - Dobra. Możesz iść - westchnęła w końcu. - Ale tylko pod jednym warunkiem: schowasz się gdzieś i nie wyjdziesz dopóki ci nie pozwolę, zrozumiałaś?
   Młode stworzenie pokiwało ochoczo łebkiem i czym prędzej skryło się w fałdach sukni Liv, czepiając się jej nogi swoimi łapami zaopatrzonymi w pazury. Blondynka wzdrygnęła się i otworzyła drzwi, po czym wyszła na korytarz. Elfowie pełniący rolę jej strażników skłonili jej się, na co ona odpowiedziała dygnięciem, którego wyuczył ją Lorethan. Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę jadalni.    Pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, kiedy dotarła na miejsce było to, że stół został przygotowany dla dwóch osób. Zmarszczyła brwi na ten widok. Przecież Aithene miała wrócić dopiero wieczorem, więc kto to może być? Blondynka postanowiła nie drążyć w myślach tego tematu, więc usiadła na jednym z wygodnych krzeseł, po czym nałożyła sobie na talerz kilka tostów, a do filiżanki nalała kawy.
   - Jest tu bezpieczna, Aidonie, więc nie masz się o co martwić!
  Na dźwięk tego znajomego głosu Livien odwróciła gwałtownie głowę. Lorethan stał w drzwiach z wyrazem frustracji na twarzy, a przed nim ustawiony na baczność, stał Aidon, jeden ze strażników Livien, strzegący jej gdy wychodziła poza teren zamku. Dziewczyna zmarszczyła brwi i wyprostowała się. Lorethan dostrzegł ją i frustracja natychmiast zniknęła z jego twarzy. Odprawił Aidona i podszedł do stołu, po czym usiadł naprzeciwko blondynki. Więc to dla niego było przygotowane drugie nakrycie.
  - Jak ci się spało? - zapytał z szyderczym uśmiechem na ustach.
  Oho, powrócił ten Lorethan, którego poznała zaraz kiedy tu przybyła.
  - Bardzo dobrze, a tobie? - odpowiedziała słodkim niczym lejący się miód głosikiem.
  - Nawet, nawet - odpowiedział czarnowłosy, odgryzając kawałek krwistoczerwonego jabłka. - Masz ze sobą smoka, prawda? - zapytał szeptem, pochylając się nad stołem.
  - Nawet jeśli, to co? Schowała się - odrzekła oburzona blondynka.
  - Pod twoją suknią? - uniósł brew.
  Livien zarumieniła się mocno. Skąd wiedział? Ale skoro on to zauważył, to może reszta elfów będąca w tej sali również? Szlag.
  - Rozbiłabym ci ten talerz na glowie, ale zbyt wiele tu świadków - syknęła, prostując się.
  - Nie założyłaś też butów - dodał bezlitośnie Reth.
  - Och, zamknij się - blondynka z impetem wstała od stołu, przewracając krzesło.
  Jej strażnicy natychmiast ruszyli za nią, kiedy tylko dziewczyna skierowała się w stronę wyjścia z jadalni na korytarz, ale Lorethan odprawił ich machnięciem dłoni. Pobiegł za zdenerwowaną Livien prosto do jej pokoju.
  Młoda elfka usiadła na łóżku i założyła białe pantofelki, ozdobione perłami, leżące jeszcze przed chwilą na ziemi. Serephira zwinęła się w kłębek na jej kolanach, a Liv popatrzyła na opierającego się plecami o drzwi Lorethana wściekłym wzrokiem.
  - Jesteś idiotą - powiedziała wkurzona.
  - Wybacz, nie chciałem cię zdenerwować - westchnął, krzyżując ramiona na piersi.
  - Ale zdenerwowałeś - burknęła w odpowiedzi dziewczyna, ale jej gniew powoli wyparowywał dzięki jego skruszonej minie. Westchnęła zrezygnowana. - Dobrze, wybaczam ci.
  - Och, jakaś ty łaskawa!
  - A ty irytujący!
   Przez chwilę oboje siedzieli w milczeniu. Livien głaskała Serephirę po łuskach, wpatrzona w jej połyskujące, szafirowe oczy, a Lorethan nie mając co robić, patrzył na nie.
  - Wiesz, mam nadzieję, że bale i innne uroczystości nie są ci straszne - odezwał się nagle czarnowłosy.
  - Nie, a czemu pytasz? - odpowiedziała blondynka, patrząc na niego ze zdziwieniem widocznym w swoich dużych, turkusowych oczach.
  - Nic tylko... Dziś jest rocznica stracenia Galbdura. My elfowie, świętujemy ten dzień pod nazwą Jasnego Dnia. Wyprawiamy uroczystość, urządzamy tańce... No wiesz. Coś podobnego do Nowego Roku, ale trochę mniej huczne - wzruszył ramionami Lorethan. - Zastanawiałem się, czy nie chciałabyś pójść tam ze mną.
  - Bardzo chętnie - roześmiała się dziewczyna. - Mam tylko nadzieję, że tym razem dostanę jakąś koronę, albo chociaż tiarę.
  - Ależ oczywiście. Mogę ci ją pokazać nawet teraz - powiedział czarnowłosy, wyciągając do niej dłoń.
  - W takim razie, prowadź - uśmiechnęła się do niego i razem z nim wyszła z pokoju, pozostawiając Serephirę leżącą na łóżku.
  Livien i Lorethan szli korytarzami, co chwilę schodząc po białych schodach ze srebrnymi wykończeniami. Liv cały czas zachwycała się pięknem pałacu, mimo tego że niemal już się do niego przyzwyczaiła. Czarnowłosy elf zaprowadził ją do wielkich drzwi z białego marmuru, w których nie widać było ani klamki ani gałki, dzięki której można by je otworzyć. Dziewczyna spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo i dotknął dłonią płaszczyzny drzwi. W marmurze rozbłysły złote pręgi, wyglądające niczym żyły zawierające złoto zamiast krwi. Liv otworzyła szeroko usta w wyrazie najszczerszego zdziwienia i podziwu. Na ustach czarnowłosego ukazał się szeroki uśmiech, gdy tylko pchnął mocno drzwi a one otworzyły się z donośnym skrzypnięciem.
   O ile same drzwi wywołały u Livien niesamowite emocje, tak wnętrze, które one skrywały sprawiło, że jej serce na chwilę stanęło z wrażenia. Znajdowała się w ogromnym skarbcu. Zlote i srebrne monety ułożone w bezładne stosy, naszyjniki i inne ozdoby, kielichy, kamienie szlachetne... To wszystko zebrane w jednym miejscu robiło niezłe wrażenie.
  Lorethan podszedł do przezroczystej gabloty, w której, na krwistoczerwonej poduszce leżał srebrny diadem ozdobiony białymi kamieniami szlachetnymi. Dotknął dłonią gablotki, a ona sama się otworzyła. Wyjął diadem i odwrócił się w stronę Livien.
  - Jest przepiękny - wyszeptała dziewczyna, wpatrując się w niego jakby nie mogła uwierzyć, że jest realny i może go dotknąć.
  - Jest twój - czarnowłosy pokiwał głową, wpatrując się w jej zachwycone oblicze z uśmiechem.
  Zielonooki elf uniósł dłonie i ułożył diadem na złocistych lokach dziewczyny. Uśmiechnął się do siebie. Diadem pasował idealnie do delikatnej urody córki Sereny, patrzącej teraz na niego z wdzięcznością.
  - Dziękuję - powiedziała cicho, dotykając tiary delikatnie, jakby przy mniej ostrożnym dotyku mogła się ona rozpaść.
  - Nie masz za co mi dziękować. Ona od zawsze tu na ciebie czekała. Ja ci ją tylko przekazałem - odrzekł Lorethan nagle zmieszany.
  - I właśnie za to ci dziękuję - uśmiechnęła się do niego, jednocześnie kręcąc głową z rozbawieniem.
  - Teraz, kiedy już masz diadem, musisz iść ze mną na obchody Jasnego Dnia - powiedział czarnowłosy, drapiąc się w głowę.
  - Nie ma innej opcji - roześmiała się blondynka.
  Lorethan spojrzał na nią z góry, z błyszczącymi oczami, na co ona zarumieniła się lekko.
  - Jesteś czerwona - parsknął śmiechem Reth.
  - Zamknij się.



     * * * * * * *

  Witajcie ludziki!~ Przepraszam Was za to, że (znowu) opóźniłam się z rozdziałem. Eh ;---; No cóż, mam tylko nadzieję, że jeszcze mnie nie znienawidziliście.
  Coraz więcej Lorethana i Livien hehe. Ale nie martwcie się ja już knuję szatańskie plany :') *tak, bójcie się*
  Jeśli są tu osoby oglądające PLL to zaraz zniszczę wam życie, bo....
 JUŻ WIEM KIM JEST A
 I TO JEST JAKIŚ CHARLES
 TYLE W TEMACIE
 XD
 Kocham Was, mam nadzieję, że to wiecie :*

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 13


ROZDZIAŁ TRZYNASTY


 Carrien leżała na łóżku, bawiąc się włosami. Powinna znaleźć więcej informacji na temat tego czarownika, Galbdura. Skoro nie żył, to kto kierował tymi potworami? Dziewczyna westchnęła i przewróciła się na bok. Mimo, że był środek nocy ona nadal nie mogła zasnąć. Zbyt wiele myśli skakało po jej głowie niczym natrętne pchły. Gdyby tylko mogła, to porozmawiałaby z kimś, ale wszyscy już spali, a gadać sama do siebie nie chciała, bo to podobno objawy jakichś zaburzeń psychicznych czy coś w tym stylu.
 Brunetka westchnęła i szczelniej okryła się kołdrą. Spotkanie z siostrą co prawda podniosło ją na duchu, ale nie na tyle, żeby zapomnieć o tym, że musi znaleźć rodziców. Teraz, kiedy wiedziała, że Livien jest cała i zdrowa priorytetem stało się dla niej dowiedzenie się, gdzie mogą być jej rodzice. Co prawda Sedriq również był jej rodziną, ale nie tak bliską jak Serena, Devin i Livien. Samotna łza spłynęła po policzku dziewczyny, której zaczęła trząść się dolna warga. Nie chciała pogodzić się z tym, że to akurat jej rodzinie musiało się to wszystko przydarzyć. Mogłaby teraz leżeć w swoim łóżku, w swoim domu i rozmawiać z Livien o głupotach, lub obgadywać wszystkie denerwujące ich dziewczyny.
 Dziewczyna otarła łzy z policzków i pociągnęła nosem. Odgarnęła włosy z policzków i wzięła drżący wdech. Odrzuciła kołdrę i wstała z łóżka. Podeszła do biurka i zapaliła lampkę, a sztuczne światło zalało pokój. Brunetka podeszła do półki na książki i wzięła pierwszą lepszą powieść. Usiadła wygodnie w fotelu i otworzyła ją na pierwszej stronie.
 Książka okazała się starą powieścią dla dzieci, pełną kolorowych obrazków. Carrien uśmiechnęła się lekko na widok pięknego rysunku feniksa. Sama od dawna marzyła, by posiadać to magiczne zwierzę. Na kolejnych obrazkach widziała rycerzy walczących z wielkimi, ziejącymi ogniem smokami. Brunetka przypomniała sobie smocze jajo, które nie wiadomo skąd miała jej siostra. Livien patrzyła na nie z niemalże matczyną czułością w oczach.
 Carrien miała tylko nadzieję, że stworzenie, które wykluje się z jaja nie postanowi nagle zjeść jej siostry bliźniaczki. Wierzyła jednak, że w razie czego Lorethan jej pomoże. Miała czyste sumienie wiedząc, że zostawiła siostrę w dobrych rękach.
 Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Zdziwiona, odłożyła książkę i poszła otworzyć. W progu stał Sedriq.
 - Chciałem sprawdzić czy śpisz - powiedział mężczyzna, patrząc z troską na wnuczkę.
 - Nie mogłam zasnąć - odrzekła dziewczyna wykręcając palce.
 - Zauważyłem. Mogę wejść? - zapytał.
 - Jasne - odpowiedziała brunetka, przepuszczając swojego dziadka w drzwiach.
 Sedriq usiadł przy biurku dziewczyny, a ona zajęła miejsce w tym samym fotelu, w którym siedziała dosłownie kilka minut temu. Patrząc na mężczyznę o kocich oczach, stwierdziła, że wygląda on bardziej na jej ojca lub wujka. Niemal roześmiała się głośno, kiedy wyobraziła sobie Sedriqa przychodzącego do niej na przedstawienie z okazji Dnia Dziadka.
 - Jesteś bardzo podobna do Devina - odezwał się nagle mężczyzna.
 Carrien zerknęła na niego.
 - Tak, wiele osób mi to mówiło - powiedziała dziewczyna ze wzruszeniem ramion.
 - Nie chodzi mi o podobiznę zewnętrzną, ale wewnętrzną - roześmiał się Sedriq. - On też często nie mógł spać w nocy, kiedy był młodszy. Przychodziłem wtedy do niego i czytałem mu bajki z tej książki - podbródkiem wskazał tomik, leżący na biurku brunetki.
 - Jak mój tata poznał mamę? - zapytała nagle dziewczyna. Do tej pory Serena wmawiała swoim córkom, że poznała męża na koncercie Green Day, ale teraz, kiedy całe ich życie okazało się jednym wielkim kłamstwem, to Carrien nie wierzyła nawet w tę durną historyjkę.
 Sedriq potarł brodę w zamyśleniu.
 - Któregoś dnia przyszła do nas Aithene razem ze swoją córką. Serena zrobiła wielkie wrażenie na Devinie - mężczyzna uśmiechnął się z rozmarzeniem, przypominając sobie to wydarzenie.
 Brunetka również się uśmiechnęła i odgarnęła za ucho niesforny kosmyk włosów.
 - Nie wiem w jaki sposób, ale jakoś wymykali się na potajemne spotkania, mimo że ja i Aithene im tego zabroniliśmy. Kiedy oboje skończyli osiemnaście lat, uciekli. Szukaliśmy przez wiele lat, ale nic z tego. - Sedriq westchnął, a przez jego twarz przemknął cień. - A teraz znowu nam zniknęli.
 Carrien podeszła do dziadka, by położyć mu dłoń na ramieniu i uśmiechnąć się krzepiąco. Zdała sobie sprawę, że nie tylko ona cierpi z powodu straty Devina. Ona straciła ojca a Sedriq syna. Dziewczyna nie wiedziała co boli bardziej. Mężczyzna ścisnął jej dłoń.
 - Znajdziemy ich, obiecuję ci - powiedział twardo mężczyzna.
 Dziewczyna przytuliła się do niego. Gorące łzy spływały jej po policzkach. Sedriq objął ją dość niezdarnie i zaczął kołysać ją nieporadnie w ramionach. Carrien dała upust tym wszystkim emocjom, które trawiły ją od środka: strach, smutek, niepokój i złość. Słone krople zbierały się na jej rzęsach i znaczyły mokre ślady na policzkach dziewczyny.
 - Dziękuję - wyszeptała drżącym głosem.
 Sedriq przytulił ją. Kiedy w końcu dziewczyna, cała zasmarkana odsunęła się od niego, ocierając twarz wierzchem trzęsącej się dłoni, mężczyzna wstał i podszedł do drzwi.
 - Postaraj się usnąć, dobrze? Jutro spróbujemy coś razem wymyślić - powiedział łągodnie, po czym wyszedł zamykając za sobą cicho drzwi.
Carrien z westchnieniem położyła się w łóżku i otuliła kołdrą. Ułożyła policzek na miękkiej poduszce i podkuliła nogi. Do świtu zostało zapewne niewiele czasu, ale dziewczynę przestało to obchodzić. Przecież nie musi wstać do szkoły z samego rana.
 Kiedy oddech brunetki uspokoił się, dziewczyna odpłynęła do krainy snów, prosto w ramiona Morfeusza.


 Carrien obudziła się z donośnym jękiem. Kark bolał ją niemiłosiernie. Dziewczyna zaczęła rozmasowywać go dłonią, próbując zmniejszyć tępy, pulsujący ból. Usiadła powoli i przetarła oczy pięściami. O dziwo, nie czuła się niewyspana, wręcz przeciwnie.
 Dziewczyna podeszła do szafy i wyciągnęła z niej jasne dżinsy z postrzępionymi nogawkami, luźną, białą koszulkę i zbyt dużą szarą bluzę z kapturem. Akurat rozczesywała włosy, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła brwi i podeszła do drzwi, by je otworzyć. W progu stała wysoka, szczupła dziewczyna o krótkich, jasnozielonych włosach i czarnych oczach. Na jej przedramieniu Carrien zauważyła tatuaż w postaci łapacza snów. Zielonowłosa uśmiechnęła się do brunetki.
 - Cześć, jestem Lily - czarnooka wyciągnęła dłoń o długich, kolorowych paznokciach, do Carrien.
 Brunetka ujęła jej wyciągniętą dłoń i ścisnęła ją delikatnie.
 - Twój dziadek poprosił mnie, żebym cię do niego przyprowadziła - powiedziała Lily z uprzejmym uśmiechem na twarzy.
 Carrien kiwnęła głową i razem z nią wyszła na korytarz, zamykając za sobą drzwi do swojego pokoju. Lily błysnęła idealnie białymi zębami w szerokim uśmiechu i zaczęła prowadzić brunetkę krętymi korytarzami. Czy ona zawsze się uśmiecha?, Carrien zadała sobie pytanie w myślach. Dopiero teraz brunetka zwróciła uwagę na ubiór zielonowłosej czarownicy. Miała na sobie obcisłe, czarne spodnie oraz równie mocno przylegającą do ciała błękitną bluzkę z rękawami sięgającymi łokci. Carrien onieśmielona pewnością siebie, z jaką szła Lily, schowała dłonie do kieszeni bluzy. Zdecydowała, że musi zapytać Sedriqa czy ona też może zrobić sobie tatuaż.
 Lily zaprowadziła ją pod nieskazitelnie czarne drzwi ze srebrzystą klamką. Zielonowłosa mrugnęła do niej, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła. Carrien zawahała się, ale w końcu sięgnęła dłonią do klamki, ale w tym momencie ktoś otworzył z hukiem drzwi. Dziewczyna w ostatniej chwili zdążyła uskoczyć na bok.
 Z pokoju wyszedł rozwścieczony Aidon. Serce Carrien zamarło na chwilę. Młody elf spiorunował ją wzrokiem swoich lodowatych oczu, ale kiedy zauważył emanujący od niej strach, jego spojrzenie złagodniało. Skinął jej głową z cieniem uśmiechu na ustach, po czym odwrócił się i odszedł w nieznaną jej stronę.
_________________

Witajcie znów po tak długiej przerwie, kochani! ;w;
Wybaczcie mi to, że na rozdział musieliście czekać tak długo, ale nie miałam czasu, żeby siąść na spokojnie przy laptopie i przepisać w końcu rozdział w całości ;;'.
Wiekszość czasu zabiera mi nauka, ew spotkania z przyjaciółmi, które ostatnio stały się częstsze niż zazwyczaj;/
To, że nie dodawałam rozdziału nie znaczy, że was nie kocham, miśki :')
 Rozdział z dedykacją dla wszystkich czytelników.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 12



ROZDZIAŁ DWUNASTY


 Livien uderzyła Lorethana pięścią w ramię. To chyba był dziesiąty raz dzisiejszego wieczoru, kiedy oberwał  od dziewczyny. Blondynka nawet nie zdawała sobie sprawy, jakie mocne ma uderzenie.
 - Za co to? - syknął czarnowłosy elf.
 Blondynka nawet nie odrywała wzroku od miejsca w podłodze, w którym znajdowała się klapa, przez którą dosłownie kilkanaście sekund temu przeszła jej siostra. Lorethan nie próbował siłą jej z tamtąd odciągnąć, bo wiedział, że i tak nic nie zdziała. Poza tym, nie chciał dostać od niej kolejny raz. W końcu dziewczyna uniosła głowę. Wzrok miała nieobecny, co dało się zauważyć od razu. Tak jakby myślami była miliony kilometrów stąd. Ruszyła w stronę wyjścia z piwnicy, a Reth potruchtał za nią. Bał się, że dziewczyna pójdzie gdzieś, gdzie nie powinna. 
 A tymczasem ona udała się do swojego pokoju. Zielonooki wszedł tam za nią i oparł się o ścianę. Livien usiadła na łóżku i wzięła na kolana smocze jajo. Ostatnio robiła to bardzo często. Siadała gdzieś, poza zasięgiem wzroku innych i brała je na kolana. Wodziła palcami po gładkiej, śnieżnobiałej powierzchni, pokrytej ledwie widocznymi srebrnymi prążkami. Jakaś część dziewczyny chciała, żeby smok wykluł się teraz, w tej chwili, ale ta druga część wolała, żeby zwierzę jeszcze poczekało. 
 W końcu dziewczyna zwróciła spojrzenie swoich przenikliwych, turkusowych oczu na czarnowłosego elfa nadal stojącego pod ścianą.
 - Siadaj - wskazała mu miejsce obok siebie.
 Lorethan posłusznie zrobił co mu nakazała. Dziewczyna westchnęła cicho i odgarnęła za ucho kosmyk swoich blond loków, które odgarnęła sobie na prawe ramię. 
 - Czemu nie mówiłeś, że masz brata czarownika? - zapytała blondynka cicho i jakby z wyrzutem. 
 - Czemu nie mówiłaś, że zaatakował cię gald? - odbił piłeczkę Lorethan. 
 - Lorethan - jedno słowo wystarczyło jej, by upomnieć czarnowłosego elfa.
 - Przepraszam - westchnął zielonooki. - Masona i mnie rozdzielono, gdy mieliśmy po jedenaście lat. Akurat wtedy zaczęła się wojna między elfami a czarownikami. Dostaliśmy zakaz spotykania się, a ja jako jedyny elf w rodzinie zostałem wywieziony jako jeden z pierwszych. Moja matka nie mogła mnie zostawić, więc skłamała i przeniosła się tu razem ze mną. - zerknął na dziewczynę oczekując jakiejś reakcji, ale ona siedziała w ciszy i słuchała go z uwagą. Przestała głaskać jajo. - Spotkałem się z Masonem po jakichś dwóch latach. Oskarżył mnie o to, że zabrałem mu matkę. Właśnie dlatego, nie chciałem ci o tym mówić. Nie było o czym. Nie sądzę, żeby między nami kiedykolwiek zapanowała zgoda, Liv. Nie to co ty i twoja siostra.
 Elf odwrócił wzrok, po to by dziewczyna nie widziała jego zaszklonych oczu. Poczuł dotyk jej drobnej, chłodnej dłoni na ramieniu i niemal się wzdrygnął.
 - Tak mi przykro, Lorethanie... - wyszeptała.
 Czarnowłosy podniósł się szybko, strząsając jej dłoń z ramienia. Dziewczyna spojrzała na niego na wpół ze zdziwieniem, na wpół z urazą.
 - Niepotrzebnie - powiedział, wychodząc z pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi. 
 Livien zrobiło się naprawdę przykro. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Opadła na poduszki i przytuliła smocze jajo do piersi. Dwoma kopnięciami zsunęła delikatne pantofle ze stóp i podkuliła nogi. Przez okno widziała srebrną tarczę księżyca, który rzucał delikatną srebrną poświatę wokół siebie. Dziewczyna podniosła jajo do góry, pod światło. W środku zarysowywał się delikatny, czarny cień, małego zwiniętego w kłębek smoka.
 Splotła dłonie pod policzkiem i czekała na sen, którego naprawdę potrzebowała. Kiedy w końcu przybyły po nią ramiona Morfeusza, nie opierała się im.
 Rzadko kiedy podczas spania miała jakiekolwiek sny. Ale ten, który miała teraz był wyjątkowo realistyczny.
 Stała na wielkim, kamiennym murze i z góry patrzyła na scenę rozgrywającą się w dolinie. Morze czarnych, paskudnych potworów biegło w stronę ubranych w białe zbroje postaci. Obok niej, na murze stało tysiące łuczników z napiętymi już łukami. Wśród nich zauważyła Lorethana ze skupionym wyrazem twarzy. Chciała do niego podbiec, ale nie mogła się ruszyć. Krzyczała jego imię, ale nie słyszał jej.
 Kiedy przyjrzała się uważnie, zauważyła, że na czele czarnych stworów jedzie złocisto-zielony rydwan. Siedziały w nim jakieś dwie postacie, ale Liv nie widziała zbyt dobrze ich twarzy. Jedna ze stojących w rydwanie postaci wydała z siebie okrzyk w nieznanym dziewczynie języku i potwory ruszyły warcząc wściekle. Kiedy jeden z łuczników wystrzelił, Livien obudziła się.
 Siedziała na łóżku zlana potem, oddychając szybko. Co to było?, zadała sobie w myślach pytanie. Rozglądnęła się. Jajo leżało na ziemi, wydając z siebie dziwne odgłosy przypominające gruchotanie kości. Livien wzięła je do rąk, i krzywiąc się położyła je sobie na kolanach. Zmarszczyła brwi i wciągnęła ze świstem powietrze, gdy skorupa jajka zaczęła powoli pękać.
 Szybko złapała jajo i wybiegła z pokoju. Musiała znaleźć Lorethana. Teraz, zaraz. Najszybciej jak umiała zaczęła biec w stronę pokoju zielonookiego elfa. Ślizgała się na posadzce, ale i tak nie zwalniała. Zapukała mocno w drzwi zrobione z jasnego, kremowego drewna. Lorethan otworzył po kilku sekundach. Dziewczyna pokazała mu jajo, które wydawało z siebie coraz głośniejsze dźwięki i widać było na nim coraz więcej pęknięć. Przepchnęła się obok niego do jego pokoju i stanęła na środku. Pomieszczenie było urządzone głównie w kolorze brązowym i beżowym.
 - Co ty tu robisz? - zapytał Lorethan. Wyglądał na wkurzonego.
 - To coś się wykluwa, kretynie i jeśli ma kogoś zabić to wolę, żebyś to był ty - warknęła w odpowiedzi Livien, kładąc jajo na biurku Lorethana.
 Chłopak spiorunował ją wzrokiem, a ona wytrzymała jego spojrzenie i usiadła przy biurku. Jajo trzęsło się coraz bardziej, a jego skorupa wydawała coraz głośniejsze trzaski. Z jednej strony Liv chciała, aby smok wykluł się już teraz, ale z drugiej strony trochę, a nawet bardzo się bała. Lorethan odsunął się na bezpieczną odległość i skrzyżował ramiona na piersi.
 Kiedy kawałek skorupy oderwał się i spadł na ziemię, Liv wciągnęła powietrze ze świstem. Pierwszym, co zobaczyła były niewielkie, błoniaste skrzydła w kolorze świeżego śniegu. Potem wyłoniło się całe smocze pisklę. Było ono wielkości piłki do piłki ręcznej. Miało duże, przenikliwe oczy, kolorem zbliżone do tęczówek Livien. Stworzenie zamachało ogonem pokrytym kolcami i zwróciło wzrok na blondynkę.
 Dziewczyna wyciągnęła otwartą dłoń w stronę młodego smoka. Delikatnie, opuszkami palców przesunęła po jego śnieżnobiałych łuskach. Były gładkie, ale dziewczyna wiedziała też, że niesamowicie twarde. Smok zamknął oczy i wydał z siebie cichy pomruk. Rozłożył swoje niewielkie skrzydła i wzleciał do góry, by wylądować na ramieniu blondynki i delikatnie wczepić pazury w materiał jej jasnozielonej sukni.
 - Jesteś przepiękny - wyszeptała dziewczyna, na co stworzenie zamachało ogonem, a z jego nozdrzy wydobył się niewielki obłoczek dymu. - Przepraszam. Przepiękna - poprawiła się Liv z szerokim uśmiechem.
 Lorethan z uśmiechem patrzył na dziewczynę i młodego smoka, który siedział na jej ramieniu i bez problemu pozwalał się głaskać, a od czasu do czasu łapał delikatnie w zęby dłoń dziewczyny. Blondynka przyjmowała to z cichym chichotem.
 - Przydałoby się, żebyś nadała jej jakieś imię - powiedział zielonooki wskazując na młodą smoczycę.
 Blondynka w zamyśleniu podrapała stworzenie pod brodą. Przypomniały jej się nagle wszystkie książki, które przeczytała i w których pojawiały się smoki. Każdy z nich był inny od poprzedniego, a zwierzę, które w tej chwili siedziało na jej ramieniu było jeszcze bardziej wyjątkowe.
 - Nie znam zbyt wielu smoczych imion - orzekła z przekąsem blondynka.
 - Może Serephira? - podsunął Lorethan.
 Smocze pisklę uniosło łebek i zamrugało oczyma. Wydało z siebie przyjemny dla ucha, melodyjny dźwięk, patrząc na Livien. Dziewczyna zmarszczyła brwi i zaczęła miętosić w palcach koniec luźnego rękawa jej sukni.
 - Chyba jej się podoba - odpowiedziała z uśmiechem, po czym pogłaskała smoka po grzbiecie. - Od teraz masz na imię Serephira - powiedziała do małej smoczycy.
 Serephira zamachała skrzydłami i zakręciła koło nad głową wnuczki Aithene. Z piersi dziewczyny wyrwał się donośny śmiech. Pozwoliła zwierzęciu zwinąć się w kłębek na swoich złożonych dłoniach.
 - Dziękuję - powiedziała Livien zwracając się do Lorethana.
 Zielonooki elf skinął jej głową, a jego twarz rozjaśnił uśmiech. Popatrzył jej w oczy, w których migotały wesołe iskierki.
 - Nie masz za co dziękować. Za to ja powinienem cię przeprosić za to, jak się zachowałem. Zdenerwowałem się - rzekł chłopak krzywiąc się.
 Serephira zasnęła zwinięta w kłebek między palcami blondwłosej dziewczyny. Livien popatrzyła na to niemal z matczyną czułością. Przez chwilę poczuła się niczym Daenerys, ale zaraz odpędziła tą myśl. Oczy powoli jej się zamykały, była zmęczona, co Lorethanowi od razu rzuciło się w oczy.
 - Chyba powinnaś się położyć - powiedział Lorethan ze swoim firmowym, chytrym uśmiechem.
 Livien wystawiła mu język i ziewając udała się ku drzwiom pokoju czarnowłosego. Serephira wyglądała niczym małe kociątko śpiące w ramionach swojej właścicielki.
 - Odprowadzić cię? - zapytał zielonooki uśmiechając się szerzej. Dziewczynie przez chwilę przemknęło przez myśl, że rozpruje sobie policzki.
 - Nie... trze-eeba - odrzekła ziewając i wychodząc na korytarz.
 Lorethan patrzył na nią jeszcze, oparty o framugę drzwi do swojego pokoju. Livien szła powoli i ociężale, widać było że najzwyczajniej w świecie usypia na stojąco. Chłopak parsknął śmiechem i podszedł do niej. Wziął ją na ręce, cicho już pochrapującą i przyciskającą swojego smoka do piersi. Zaniósł ją do jej pokoju i ułożył na łóżku, tak aby było jej wygodnie. Przykrył ją kołdrą i położył Serephirę na poduszce obok jej głowy.
 W progu popatrzył jeszcze na jej delikatną, jasną twarz, która w blasku promieni księżyca wyglądała niczym dziecięca twarzyczka. Lorethan uśmiechnął się i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi.

* * *

Moi kochani dzisiejszy rozdział jest zadedykowany dla Natalii Jankowskiej, która zrobiła dla mnie przewspaniały zwiastun, a mianowicie ten:



                     
 Brawa dla niej za świetnie wykonaną pracę! Naprawdę cieszę się z tego zwiastunu niewyobrażalnie serio ;-; Zakochałam się w nim lel ;-;
 Jak nie oglądniecie to będę zła ;-;

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 11


ROZDZIAŁ JEDENASTY


 Livien zaprowadziła całą gromadę do jadalni, gdzie wczoraj jej babcia powiedziała, że musi wyjechać w jakiejś ważnej sprawie. Carrien rozglądała się z ciekawością po zamku, chłonąc oczami każdy szczegół. Za nimi Lorethan i Mason byli tak cicho, jakby ktoś zabronił im mówić, pod groźbą śmierci. 
 Kiedy dotarli do sali, Liv usiadła na krześle, a obok niej zajęła miejsce jej siostra. Naprzeciwko nich usiedli rudzielec i czarnowłosy. Blondynka oparła brodę na dłoni i zwróciła się do siostry:
 - No więc? Dlaczego on nazwał cię Carrien?
 Brunetka zarumieniła się lekko i opowiedziała siostrze o tym, jak Sedriq powiedział jej, że może zmienić swoje imię na inne. Dziewczyna skorzystała z okazji, a imię, które teraz nosiła przyszło jej do głowy jako pierwsze. Mason posłał jej lekki uśmiech, więc dziewczyna odpowiedziała mu tym samym.
 - Okej, okej - Liv przerwała opowieść siostry, po czym spojrzała na rudowłosego czarownika, który przyprowadził jej siostrę do zamku. - A ty? Kim ty jesteś? - zapytała marszcząc brwi.
 - Jestem Mason. Mason Croakwood - odpowiedział chłopak na jej pytanie. - Brat Lorethana - dodał z zimnym uśmiechem.
 Blondynka spojrzała z wyrzutem na Lorethana, który patrzył wszędzie, byle nie w jej przenikliwe, turkusowe oczy. Carrien położyła dłoń na dłoni swojej siostry. Może i brunetka miała bardziej wybuchowy charakter, ale kiedy Livien coś zdenerwowało to potrafiła być naprawdę nie do zniesienia. 
 Livien przez chwilę przyglądała się Masonowi, ale nie dostrzegła ani krztyny podobieństwa między tą dwójką braci. Aż trudno było jej uwierzyć, że są rodziną. Dziewczyna rzuciła Lorethanowi spojrzenie mówiące: ,,porozmawiamy sobie później'', na widok którego jej siostra miała ochotę parsknąć śmiechem. 
 Mason skinął głową na Carrien, a ona wyjęła z kieszeni swojej skórzanej kurtki wymiętą kartkę i położyła ją na stole, między całą czwórką. Liv zasłoniła usta na widok potwora, który zaatakował ją w jej własnym domu i który omal jej nie zabił. W jej oczach wykwitł strach.
 - O Boże. Skąd to masz? - wyszeptała dziewczyna.
 - Livien, spokojnie - powiedzieli w tym samym czasie Lorethan i Carrien.
 Siostra blondynki spiorunowała czarnowłosego elfa wzrokiem i zwróciła się do swojej bliźniaczki ze słowami:
 - Ten potwór Liv. Nazywa się gald. On był powodem kłótni między elfami, a czarownikami.
 Lorethan zmarszczył brwi. 
 - To on was zaatakował? - zapytał.
 Siostry kiwnęły głową w tym samym czasie, a on zagryzł wargę z niepokojem i spojrzał na swojego brata z wyraźnym zdenerwowaniem w swoich jadowicie zielonych oczach. 
 - O co chodzi, Reth? - spytała cicho dziewczyna o długich blond lokach, siedząca naprzeciwko niego. 
 - To, że was zaatakował oznacza, że Galbdur musi żyć, mimo że na własne oczy widziałem jego egzekucję i najpewniej czyha na wasze życie. Nie wiem dokładnie czemu, ale sądzę, że jeśli to on to na pewno nie pracuje sam. - Lorethan ułożył dłonie na blacie stołu.
 Blondynka wciągnęła powietrze ze świstem.
 - Czyli podsumując, jakiś stary, zgrzybiały dziadek zmartwychwstał i teraz chce zabić mnie i moją siostrę, tak? - Livien z pozoru wyglądała na spokojną i opanowaną, ale w środku trzęsła się ze strachu. 
 - Spokojnie, nic wam nie zrobi, dopóki jesteście tutaj - uspokoił ją Mason.
 Blondynka już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy wszyscy usłyszeli kroki tuż pod drzwiami. Mason i Carrien zrobili się niewidzialni, gdy tylko rudzielec machnął ręką. Livien przełknęła ślinę, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł Aidon, elf, który złapał Carrien na granicy i mało jej nie zabił.
 - Wybacz, wasza wysokość, ale zdawało mi się, że słyszę jakiś znajomy głos - powiedział elf, kłaniając się blondynce.
 - Nie ma tu nikogo oprócz mnie i Lorethana, Aidonie - odrzekła z łagodnym uśmiechem Liv, kątem oka zerkając na krzesło, gdzie siedziała jej niewidzialna siostra.
 Carrien starała się oddychać najciszej jak umie, ale palce trzęsły jej się tak bardzo, że musiała zaciskać je na krawędzi krzesła, ale to i tak nie pomagało. Aidon skinął głową i wyszedł z sali, starannie zamykając za sobą drzwi.
 Livien nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia się, gdy jej siostra nagle pojawiła się obok niej. Lorethan pod stołem kopnął ją w kostkę i bezgłośnie powiedział: ,,musisz z nią pogadać''. Dziewczyna przewróciła oczami i kopnęła go w piszczel z całej siły, po czym z uśmiechem zwróciła się do siostry:
 - Może się przejdziemy? 
 Carrien skinęła głową ze wzruszeniem ramion i razem z siostrą wyszła z jadalni. Obie szły najciszej jak umiały. Liv zaprowadziła bliźniaczkę do swojej komnaty. 
 - Kim jest ten Mason? Tak, to jest spowiedź, kochana - powiedziała z udawaną powagą blondynka opierając się o ścianę.
 - Kolega - jej siostra zarumieniła się lekko, siadając na brzegu łóżka.
 Livien roześmiała się cicho, a brunetka poszła za jej przykładem. Siostrom tak brakowało właśnie takiej chwili. Takiej, w której obie zapominały o wszystkim i swobodnie się śmiały.
 Nagle wzrok Carrien przykuło śnieżnobiałe jajo leżące na biurku jej bliźniaczki. Dziewczyna zmarszczyła brwi, tak że na jej czole pojawiły się zmarszczki.
 - Co to jest, Liv? - zapytała brunetka przechylając głowę na bok.
 - Hm... To? To... nic takiego - blondynka zaczęła się jąkać, wyłamując palce.
 - Liv - powiedziała z naciskiem jej siostra.
 - Och, no dobra. To jest smocze jajo - powiedziała cicho Livien.
 - Że co? - Carrien wstała tak gwałtownie, że potknęła się i upadła na podłogę, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy blondwłosej dziewczyny.
 - Znalazłam je w lesie. Myślałam, że to kamień, więc je wzięłam - skrzywiła się dziewczyna, patrząc na znalezione przez siebie jajo.
 - Masz smocze jajo. W swoim pokoju. Z którego w każdej chwili może wykluć się zimnokrwisty zabójca ziejący ogniem. Dobrze zrozumiałam?
 - Nie panikuj, Rocky... - Carrien wzdrygnęła się słysząc swoje poprzednie imię, wskutek czego jej blondwłosej siostrze zrobiło się przykro. To świadczyło o tym, że w jakiś sposób brunetka zostawiła przeszłość daleko w tyle.
 Przez chwilę siostry siedziały w milczeniu. Żadna z nich nie odważyła się wypowiedzieć ani jednego słowa, bo bała się że urazi drugą. W końcu jednak to Livien przerwała ciszę panującą między nimi dwoma:
 - Sądzę, że powinnyśmy spróbować poszukać rodziców - orzekła.
 - Chyba masz rację - powiedziała Carrien splatając ręce na piersi. - Ale niby gdzie mamy ich szukać? Nawet nie jesteśmy pewni, czy zostali porwani. Równie dobrze mogli po prostu zostać po godzinach w pracy, a my po prostu pomyślałyśmy sobie coś idiotycznego.
 - Rocky - upomniała Liv siostrę.
 - Nie mów tak do mnie. Mam na imię Carrien, przyzwyczaj się do tego.
 - Masz na imię Rocky. Co się z tobą dzieje? - w oczach blondynki zalśniły łzy. Zbliżyła się do siostry z zamiarem przytulenia jej, ale ona stała sztywno i nie zrobiła nawet kroku w stronę swojej blondwłosej bliźniaczki.
 Carrien zauważyła jak dolna warga jej siostry się trzęsie i natychmiast podbiegła do niej, żeby ją przytulić.
 - Przepraszam. - powiedziała dziewczyna ze skruchą.
 - Nic się nie dzieje - odrzekła blondynka ocierając łzy z policzków i pociągając nosem.
 - Masz rację co do tego, że powinnyśmy poszukać rodziców, ale naprawdę nie wiem, gdzie mogłybyśmy zacząć - wzruszyła ramionami Carrien, krzywiąc się, co było u niej dość częstym odruchem.
 - Mogłabym pogadać z Lorethanem i w jakiś sposób dać ci znać - podsunęła Livien uśmiechając się. - Tym tunelem, którym przyszłaś na pewno można dostać się też w drugą stronę, więc sądzę, że mogłoby się to udać.
 - Pewnie tak - powiedziała brunetka z ulgą.
 - A kiedy smok się wykluje na pewno cię o tym powiadomię, uwierz - roześmiała się Liv, wskazując podbródkiem na białe jajo, któremu nadal z zaciekawieniem przyglądała się jej siostra.
 - No dobra - Carrien również się roześmiała.
 - Boję się, wiesz? Strasznie - wyszeptała blondynka.
 - Ja też, Liv. Ja też. Ale jeśli mamy przez to wszystko przechodzić to przejdziemy to razem, okej?
 Blondynka kiwnęła głową z uśmiechem i objęła siostrę. Co racja, to racja. Jeśli coś miało się stać, to obie w tym tkwiły. I żadna z nich nie miała zamiaru opuścić drugiej.
 - Chodźmy to Masona i Lorethana. - powiedziała z uśmiechem Livien.
 - Mam nadzieję, że nie rozsadzili ci jadalni - odrzekła z przekąsem Carrien.
 Livien roześmiała się tak szczerze, jak nie robiła tego od dawna. Razem z siostrą wyszła na korytarz i wróciła do sali, w której czekali na nie chłopcy, nadal pogrążeni w milczeniu. Kiedy Mason zauważył brunetkę, podniósł się z siedzenia.
 - Możemy już iść? - zapytał dziewczyny, choć widać było, że to nie prośba a rozkaz.
 - Co? Nie - blondynka odpowiedziała za swoją siostrę, marszcząc brwi.
 Carrien położyła dłoń na ramieniu bliźniaczki i spojrzała na nią wymownie.
 - Daj spokój, Liv. Naprawdę już czas, żebym wracała - odrzekła łagodnie dziewczyna.
 Lorethan wzruszył ramionami, patrząc na blondwłosą wnuczkę Aithene. Chyba dawał jej do zrozumienia, że w tej kwestii nic nie wskóra.
 - Możemy chociaż was odprowadzić? - spytała z nadzieją Liv.
 Mason kiwnął głową, z ledwo dostrzegalnym cieniem uśmiechu na twarzy. Lorethan wyprostował się na swoim miejscu.
 - Zaczekam tu - powiedział, patrząc na blondynkę.
 Rzucone mu przez nią spojrzenie sprawiło, że natychmiast się podniósł i ruszył za tą trójką. Livien kopnęła go w kostkę, przez co zaczął niemal niewidocznie utykać. Bliźniaczki szły obok siebie trzymając się za ręce z całej siły.
 Kiedy w końcu dotarli do piwnicy, w której znajdowało się wejście do tunelu, dziewczyny znów się rozpłakały. Łzy ciekły im po policzkach zostawiając wilgotne smugi.
 - Masz tu jeszcze przyjść, zrozumiałaś? Bo jak nie, to znajdę cię i uduszę, obiecuję - powiedziała Livien pociągając nosem.
 Carrien skinęła głową i uśmiechnęła się blado. Kiwnęła głową na pożegnanie Lorethanowi i za Masonem wsunęła się do tunelu.
 Liv patrzyła jeszcze chwilę, jak w tunelu rozbłyska światło z pochodni, po czym Lorethan zatrzasnął klapę w podłodze.



------------------------------

Rozdział 11 właśnie się narodził oh :') Cieszę się strasznie, Jezu. Mam nadzieję, że do końca roku napiszę te trzydzieści rozdziałów (conajmniej lol). Ogólnie to zazdroszczę tym, co mają teraz ferie serio :') Chciałabym mieć wolne i móc skończyć czytać 'Grę o Tron'.
Btw rozdział dla Żurka, bo jest super i dla Kasi bo ją kocham i dla Szczurka bo ją też kocham, mimo że nie chce się jej iść na dyskotekę c':

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 10


ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


 Carrien przewróciła stronę w książce o historii czarowników. Każda strona zapisana była pochyłym pismem i pokryta pięknymi rysunkami, które zapierały dech w piersiach. Brunetka trzymała w dłoni kubek z ciepłą herbatą, która przyjemnie parzyła jej gardło. Dziewczyna nie wiedziała dokładnie czego szuka w tej księdze.
 Z hukiem zatrzasnęła tomisko, gdy w końcu zrozumiała, że nie ma tu nawet wzmianki i podziale między elfami a czarownikami. Książka spadła z biurka, a z pomiędzy jej stron wypadła pojedyncza kartka. Dziewczyna schyliła się po nią ze zmarszczonymi brwiami. Na papierze narysowany był stwór, który wyglądał niemal identycznie, jak ten, który zaatakował Carrien i Liv w ich domu. Kursywą, obok rysunku napisano:

  ,,Powodem konfliktu między tymi dwoma gatunkami był czarownik o imieniu Galbdur. W wyniku swoich eksperymentów stworzył on bestię, którą nazwał galdem. Potwory mnożyły się i wkrótce opanowały całą Puszczę. Elfowie oskarżyli czarowników o spisek i wygnali ich na inne ziemie. Rodziny zostały rozdzielone i dostały zakaz spotykania się ze sobą.
    Galbdur podobno wypędził galdów na Nieznane Ziemie, na które nikt nie odważa się zapuszczać.''

 Brunetka zakryła usta dłonią. Musiała powiedzieć to Masonowi. Najszybciej jak umiała założyła swoją skórzaną kurtkę, wsunęła buty na stopy i potykając się wybiegła z pokoju. Kartkę z rysunkiem schowała do kieszeni. Dzięki Bogu, chłopak pokazał jej wczoraj gdzie mieszka, więc teraz dotarła tam bez żadnych trudności. 
 Dziewczyna zapukała w ciemne, gładkie drzwi i zdyszana oparła dłonie na kolanach. Mason otworzył jej już po kilku sekundach.
 - Mogę wejść? - zapytała.
 - Jasne - odrzekł Mason przepuszczając ją w drzwiach.
 Carrien odgarnęła grzywkę z oczu i podstawiła chłopakowi kartkę znalezioną w książce pod nos. Mason wziął ją do ręki.
 - Ten stwór, Mason. On zaatakował mnie i moją siostrę - brunetka usiadła na łóżku, które stało obok półki z książkami.
 Rudzielec przyjrzał się rysunkowi ze zmarszczonymi brwiami. Podszedł do swojej biblioteczki i wyjął z niej księgę dwa razy grubszą niż ta, w której Carrien znalazła luźną kartkę. Otworzył ją i szybko przekartkował, po czym usiadł obok brunetki. Pokazał jej fragment od wyrwanej strony w środku tomiska. Idealnie pasowała do niego kartka znaleziona przez dziewczynę.
 - Gdzie znalazłaś tę kartkę? - spytał chłopak.
 - W książce. Historii czarowników. Leżała na półce z książkami. A co? - brunetka uniosła brew w charakterystycznym dla siebie geście.
 - Jakiej była grubości?
 - Mnie więcej dwa razy mniejsza niż ta - odpowiedziała dziewczyna, wskazując na książkę, leżąca na kolanach przyjaciela.
 - To była fałszywka, Carrien - Mason popatrzył na nią poważnie.
 - Co? - brunetka ogłupiała.
 - To - podniósł swoją księgę do góry. - To jest oryginał. A raczej jego kopia. Zrobiłem ją, wtedy kiedy całe zbiory biblioteki były dostępne dla wszystkich. Potem tą prawdziwą księgę ukryto gdzieś w Tajemnych Zbiorach, a każdy czarownik dostał fałszywkę do swojego pokoju.
 - W takim razie skąd ta kartka wzięła się w mojej książce? - spytała dziewczyna cicho, patrząc na rysunek galda i wypisany obok niego tekst.
 - Nie martw się. Dowiemy się tego, zobaczysz - chłopak położył jej dłoń na ramieniu.
 Carrien zaczęła wyłamywać palce. Prawda była taka, że nie przyszła tu tylko po to, żeby pokazać mu znalezioną przez siebie kartkę. Miała też swoje ukryte motywy.
 - Mason... - zaczęła.
 - Chcesz żebym zabrał cię do siostry, tak? - przerwał jej chłopak.
 Dziewczyna otworzyła szeroko usta. Skąd wiedział?.. Zaraz, zaraz...
 Uderzyła go mocno w ramię.
 - Hej, za co to? - zapytał Mason krzywiąc się. Dziewczyna miała naprawdę silne uderzenie.
 - Czytałeś mi w myślach? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Carrien, mrużąc oczy.
 - Nie do końca czytałem ci w myślach. Po prostu zerknąłem do twojej głowy i tyle. - chłopak rozmasowywał obolałe miejsce na ramieniu.
 - Jeszcze raz to zrobisz, a walnę cię mocniej, obiecuję - zagroziła mu brunetka.
 - Dobra dobra - Mason zrobił skwaszoną minę. - Mam nadzieję, że jesteś ubrana ciepło - zlustrował ją wzrokiem.
 - Tak - odpowiedziała nieco zbita z tropu dziewczyna. 
 - Świetnie. Weź ze sobą kartkę i chodź. - Mason założył ciepłą, zieloną bluzę i otworzył drzwi swojego mieszkania. 
 Carrien schowała kartkę do kieszeni i szybko wybiegła za nim na korytarz. 
 - Gdzie idziemy? - zapytała dziewczyna truchtając obok swojego rudowłosego przyjaciela.
 - Zabieram cię do siostry - odrzekł chłopak. 
 Machnął dłonią i wszystkie pochodnie wiszące na ścianach tunelu zapłonęły żywym ogniem. Brunetkę naszły odruchy wymiotne, gdy zobaczyła miliony lepkich pajęczyn i pełzające po podłodze tłuste, czarne pająki. Wzdrygnęła się, gdy jeden z nich przebiegł koło niej. 
 - Musimy iść tędy? - zapytała słabym głosem. Panicznie bała się pająków.
 - To jedyne istniejące przejście do królestwa elfów. Prowadzi prosto do pałacowych piwnic, a stamtąd szybko dostaniemy się na górne piętra, gdzie powinniśmy znaleźć twoją siostrę.
 - Skąd ty to wszystko wiesz... - brunetka pokręciła głową z niedowierzaniem, a Mason odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
 Prowadził ją przez pogrążony w półmroku tunel tak, żeby dziewczyna nie nadepnęła na żadnego pająka ani nie wpadła twarzą w którąś z pajęczyn. Podejrzewał, że wtedy zaczęłaby drzeć się jak opętana, a to nie przyniosłoby im szczęścia.
 Po kilku minutach marszu w ciszy, dotarli do miejsca, gdzie Mason się zatrzymał. Sięgnął do góry i otworzył klapę. Chciał pomóc Carrien tam wskoczyć, ale dziewczyna zawahała się.
 - Przecież jeśli elfowie nas zobaczą, to mamy przerąbane - powiedziała szeptem.
 - Nie zobaczą - chłopak mrugnął do niej.
 Brunetka otworzyła szeroko usta i pokręciła głową z niedowierzaniem. Pozwoliła się podsadzić i wdrapała się na górę, przy pomocy Masona. Upadła na zimną posadzkę. Skrzywiła się i zaczęła rozmasowywać sobie plecy. Po chwili rudzielec pojawił się obok niej. Pomógł jej wstać, a ona spróbowała dostrzec coś wśród panującego wokół półmroku. Zauważyła tylko kręte, drewniane schody prowadzące do góry, w stronę których pociągnął ją Mason. Weszli po nich, uważając, żeby nie spaść.
 Kiedy w końcu dotarli na górę, Mason nakazał Carrien zachowywać się najciszej jak umie. Elfy mają niesamowicie czuły słuch, więc słyszą nawet najcichszy szelest. Dziewczyna kiwnęła głową, na znak, że rozumie i razem z rudzielcem wyszła na chłodny korytarz.
 Co jakiś czas napotykali pojedynczego elfa z królewskiej straży, ale dzięki Masonowi żaden z nich ich nie zauważył. Carrien zauważyła nawet tego elfa, który mało jej wczoraj nie zastrzelił, kiedy przeszła przez granicę. Wpatrzył się prosto w przestrzeń, gdzie stała dziewczyna, ale dzięki Bogu nie zauważył jej. Dziewczyna westchnęła bezgłośnie i pobiegła za Masonem, całkowicie zdając się na niego.
 Nagle Mason stanął jak wryty, a brunetka uderzyła w jego plecy policzkiem. Skrzywiła się i wyszła zza chłopaka, żeby zobaczyć o co chodzi. Sama otworzyła szeroko usta, gdy zobaczyła co jest powodem zdziwienia chłopaka.
 Na końcu korytarza szła wolno uśmiechnięta Livien, a obok niej kroczył wysoki, przystojny, czarnowłosy elf. Carrien po prostu nie mogła się powstrzymać i gdy tylko Mason sprawił, że stała się widzialna, podbiegła szybko do swojej siostry i rzuciła się jej na szyję. Liv uniosła wzrok i rozpłakała się na widok siostry. Po kilku sekundach już obu dziewczynom łzy ciekły ciurkiem po policzkach. Nie widziały się zaledwie kilka dni, ale ta rozłąka była dla nich tak bolesna, że nie mogły się powstrzymać. Ściskały się mocno, tak że jedna dusiła drugą. Za plecami blondynki czarnowłosy zmarszczył brwi na widok Masona, a rudzielec zrobił to samo.
 Bliźniaczki oderwały się i otarły łzy.
 - Mój Boże, tak strasznie się za tobą stęskniłam - powiedziała Livien trzęsącym się głosem. Nie okazywała tego, ale czuła się tak, jakby jej serce zostało rozdarte na pół.
 - Ja za tobą też - Carrien otarła policzki.
 - Więc to jest twoja siostra, Carrien? - zapytał Mason.
 Blondynka przechyliła głowę na bok i uniosła brew.
 - Carrien? - zapytała z niedowierzaniem.
 - No cóż... To dość długa historia - wymamrotała brunetka wbijając wzrok w swoje buty.
 - Livien? - zielonooki elf stojący za dziewczyną nadal wpatrywał się w czarownika, stojącego obok siostry blondynki.
 - Poczekaj, czy ty nie nazywasz się Lorethan? - zapytała Carrien, przyglądając się uważnie jego twarzy i szukając jakiegoś podobieństwa między nim a rudzielcem, który ją tu przyprowadził.
 - Chyba mamy sobie dużo do opowiedzenia, nie sądzicie? - Liv skrzyżowała ramiona na piersi.
 - Chyba tak - odparli chórem Mason i Lorethan.
 - W takim razie chodźcie do jadalni. Tam raczej nikt nas nie podsłucha - Livien złapała siostrę za rękę i pociągnęła ją w głąb korytarza.
 Czarownik i elf ruszyli za nimi, co jakiś czas piorunując się wzrokiem.

* * *

Witajcie kochani!
Boże, to już dziesiąty rozdział i stuknęło nam już ponad 5000 wyświetleń! Nawet nie wiecie jak się cieszę, jejuniu. Btw od poniedziałku będę chodzić w okularach xd Podobno ludzie, którzy mają okulary są bardziej inteligentni, lols xd
Rozdział z dedykacją dla Cysi, żeby nie zapominała, że jak będzie czegoś potrzebowała to ma mnie i zawsze może mnie o wszystko poprosić. <3
No i ogólnie to fp na facebooku powstał jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Odnośnik macie w zakładkach.