muzyka

Uwaga!

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 8

ROZDZIAŁ ÓSMY
____________________

Carrien i Mason siedzieli na trawie, opierając się plecami o wielki szary głaz. Znajdowali się na wielkiej polanie, lub czymś co polanę przypominało. Chłopak zajadał się jabłkiem zerwanym z pobliskiej jabłoni, a dziewczyna zaplatała wianek ze ślicznych, kolorowych kwiatków, porastających calutką łakę. Boreasz i Afrodyta chyba bawili się w coś, co wyglądało jak berek, przynajmniej tak stwierdziła Carrien.   
- Mason? - odezwała się brunetka, wpatrując się w konie.
- Tak? - spytał chłopak odrzucając od siebie ogryzek od jabłka.
- Ile ty masz w ogóle lat? - zapytała ciekawie dziewczyna.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - odpowiedział pytaniem na pytanie rozbawiony chłopak.
- Skoro pytam to chyba jasne, że chcę wiedzieć.
- Dobra. Mam sto dwadzieścia osiem lat.
Brunetka zakrztusiła się śliną. Mason pokręcił głową z rozbawieniem i oparł się wygodniej o głaz. Kiedy Carrien uporała się z kaszlem, spojrzał na nią z troską.
- Czy ja się przesłyszałam, czy ty właśnie powiedziałeś, że masz sto dwadzieścia osiem lat? - dziewczyna była więcej niż zdziwiona lub zaskoczona. 
- Nie przesłyszałaś się - chłopak nadal był rozbawiony jej zachowaniem,
- Ja chyba wariuję - powiedziała brunetka patrząc przed siebie. 
 Rudowłosy roześmiał się głośno, patrząc na profil młodej czarownicy.
 - Nie zwariowałaś. Czarownicy żyją bardzo długo. Elfy jeszcze dłużej - wzruszył ramionami.
 Carrien wyobraziła sobie swoją siostrę mającą dwieście lat, ale wyglądającą na niecałe osiemnaście. Naprawdę niezły trik.
 Mason umilkł, więc ona również nie odważyła się odezwać. Nie męczyła jej ta cisza, panująca między nimi. Wręcz przeciwnie, była bardzo przyjemna. Carrien mogła uspokoić myśli i się odprężyć. Pomyślała o Livien. Tak bardzo chciała porozmawiać z siostrą. Pokazać jej co umie. Ale nie mogła. Miała ochotę coś rozwalić. Durne zasady.
 Dziewczyna wstała z westchnieniem i zawołała Boreasza. Mason zrozumiał, że brunetka chce wracać i również podniósł się ze swojego miejsca. Oboje wskoczyli na konie i udali się w podróż powrotną. Brunetka patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem. Sama nie wiedziała gdzie się kierowała.
 Nagle Mason na Afordycie zastąpił jej drogę. Dziewczyna podniosła na niego wzrok i zmarszczyła brwi.
 - O co chodzi? - zapytała lekko zdenerwowana.
 - Nie jedziemy tędy - powiedział twardo i zawrócił konia.
 - Czemu? - zdziwiła się czarownica.
 - Bo tutaj jest granica między naszym królestwem, a królestwem elfów. Dlatego - odpowiedział Mason na jej pytanie.
 Carrien znieruchomiała. Tu niedaleko jest jej siostra. Może się z nią spotkać, jeśli tylko przekroczy tę granicę, której... nie widziała. Dopiero kiedy wytężyła zwrok, zauważyła ledwo widoczną, błyszczącą linię, znajdującą się dosłownie metr przed nią. Dziewczyna spojrzała przed siebie z lekko rozchylonymi ustami. Mason był odwrócony tyłem do niej, więc brunetka spięła Boreasza i wypruła do przodu.
 - Carrien, stój! - krzyknął za nią rudowłosy.
 Ale ona nie zatrzymała się. Kiedy jednak przekroczyła granicę coś świsnęło jej koło ucha. Wystraszona brunetka rozglądnęła się. Zauważyła siedzącego na gałęzi pobliskiego drzewa elfa. Miał platynowe włosy i niemalże czarne oczy. Już mierzył do niej z łuku, kiedy przed dziewczyną pojawił się Mason.
 - Stop! - krzyknął chłopak.
Machnął ręką i łuk wypadł elfowi z rąk, lądując na ziemi.
 - Przekroczyliście granicę - powiedział platynowowłosy, wpatrując się groźnie w Carrien, która spłoszona, spuściła wzrok.
 - Ona nie wiedziała o granicy. Zrobiła to nieświadomie - powiedział rudzielec stając w obronie młodej czarownicy.
 - Powinniście ponieść karę - elf nadal nie ustępował.
 - To się nie powtórzy, obiecuję - Mason wpatrywał się poważnie w platynowowłosego łucznika.
 Elf patrzył na nich przez chwilę, na dłuższy moment jednak, jego wzrok spoczął na twarzy wystraszonej nadal Carrien.
 - Niech wam będzie, Ale jeśli to się powtórzy, już nie będę taki wyrozumiały - powiedział poważnie.
 Rudzielec kiwnął mu głową i zawrócił, a za nim ruszyła strapiona brunetka. Przez chwilę jechali w ciszy, dopóki nie przekroczyli granicy i nie znaleźli się znowu na terytorium czarowników.
 - Co ty sobie wyobrażałaś? On mógł cię zabić Carrien! - niemal krzyknął rozzłoszczony Mason.
 - Przepraszam, ja.. - zaczęła skruszona dziewczyna.
 - Czy ja mówię po innym języku? Czy to ty nie rozumiesz jak się do ciebie mówi? Powiedziałem wyraźnie: nie jedziemy tędy. Ale nie posłuchałaś - chłopak nadal był wkurzony.
 - Słuchaj, naprawdę mi przykro, okej? Nie wiedziałam, że może mnie zabić. Ja po prostu chcę znowu wrócić do mojej siostry! Nie masz pojęcia jak to jest być oddzielonym od kogoś kogo kochasz najbardziej na świecie! - tym razem to Carrien się zdenerwowała.
 - Tak się składa, że wiem - odparł chłodno Mason.
 Brunetka popatrzyła na niego wyczekująco.
 - Kiedyś nie było tych granic. Elfy i czarownicy żyli w jednym królestwie.W rodzinach często rodziły się dzieci, z których jedno było czarownikiem, a drugie elfem. Ale potem wybuchł między naszymi rasami konflikt. Nikt nigdy nie dowiedział się o co tak naprawdę poszło. Ale wtedy rozdzielono nasze królestwa granicami, rodziny zostały rozdzielone, ale nikogo to nie obchodziło. W takiej sytuacji byłem ja i mój brat. Nasi rodzice byli czarownikami, ale on z niewiadomych przyczyn urodził się jako elf. Rozdzielono nas. Uwierz, czułem się i nadal się czuję, chyba tak samo jak ty.
 Carrien spojrzała na niego oczami pełnymi współczucia. Mason patrzył gdzieś w dal.
 - To... okropne.. Jak nazywał się twój brat? - zapytała cicho, kładąc dłoń na jego ramieniu.
 - Lorethan - powiedział zwracając na nią swój wzrok.
_________________________
HALLELUJAH!
Nareszcie jest, wyczekiwany (chyba) przez was ósmy rozdział! Przepraszam, że taki krótki, obiecuję następny będzie dłuższy ;-;
 W każdym bądź razie chciałam wam złożyć przedwczesne życzenia świąteczne. ^^
Wesołych Świąt moi kochani, dużo miłości i radości w domu w tym i w nadchodzącym roku 2015. Żebyście poczuli magię tych cudownych świąt, nawet jeśli nie ma tego wyczekiwanego śniegu. Nie zapomnijcie też co jest w tym czasie najważniejsze  
Rozdział dla mojej misi Olci Rudej Lirienki  



czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 7

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Rozdział Siódmy

 Kolejna strzała wbiła się w okrągłą tarczę. Teraz jednak wbiła się w sam środek. Livien uradowana obróciła się w stronę Lorethana, oczekując pochwały, ale czarnowłosy rozmawiał akurat z jakąś wysoką brunetką. Liv zdenerwowała się. Jeśli właśnie w taki sposób Lorethan ma ją uczyć, to ona już woli uczyć się sama. Wyjęła z kołczanu kolejną strzałę i nałożyła ją na cięciwę. Grot wbił się w korę drzewa tuż obok głowy zielonookiego. Obrócił się w stronę dziewczyny, która zdenerwowana trzymała w garści łuk i kolejną strzałę. Brunetka, z którą wcześniej rozmawiał Lorethan, zmarszczyła brwi i powiedziała coś do niego, po czym okręciła się na pięcie i ruszyła w stronę miasta kręcąc biodrami.
 - O co chodzi? - zapytał czarnowłosy elf podchodząc do dziewczyny.
 - Chodzi o to, że zamiast mnie uczyć ty uwodzisz jakieś panienki! - powiedziała zirytowana Livien.
 - Czyżbyś była zazdrosna? - spytał, błyskając zębami w szerokim uśmiechu.
 - Zazdrosna? Dobre sobie - prychnęła dziewczyna, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę ciemnego, gęstego lasu.
 - Hej, gdzie idziesz?! - zawołał za nią Lorethan.
 - Nie wiem, byle dalej od ciebie! - odkrzyknęła i przyspieszyła kroku.
Spodziewała się, że elf pobiegnie za nią, ale nic takiego się nie stało. Starając się odpędzić od siebie rozczarowanie weszła między wysokie drzewa o potężnych pniach i korzeniach wystających nad ziemię. Livien szła ostrożnie, patrząc pod nogi. Rozglądała się też na boki i wzdrygała przy każdym, nawet najcichszym dźwięku. Mimo, że był środek dnia, w lesie panował półmrok.
 Liv wędrowała wydeptaną przez kogoś, wąską ścieżką. Nie miała pojęcia dokąd ona prowadziła. Kiedy usłyszała szelest omal nie dostała zawału. Okazało się, że to tylko wiewiórka przemykająca pośród liści. Dziewczyna złapała się za serce i znów ruszyła przed siebie.
 Po kilkunastu minutach marszu, cały czas trzymając strzałę na cięciwie, dotarła na niewielką polanę. Otaczały ją wysokie dęby, zza których wyszła Liv. Blondynka rozglądała się dookoła z zaciekawieniem. Nagle zauważyła coś wyjątkowo interesującego. Koło kępy stokrotek leżał śnieżnobiały kamień na oko wielkości dwóch zaciśniętych pięści dorosłego mężczyzny. Dziewczyna podeszła tam i dotknęła kamienia. Był niewiarygodnie gładki, tak jakby ktoś go oszlifował. Uklękła i wzięła go do rąk. Spodziewała się, że będzie ważył strasznie dużo, ale... nic z tego. Był lekki. Może nie jak piórko, ale mogła utrzymać go w jednej ręce. Zmarszczyła brwi i przełożyła sobie łuk i kołczan przez ramię. 
  Rozglądneła się. Zewsząd otaczały ją drzewa, nie miała zielonego pojęcia gdzie jest. Przez pierwszą chwilę pożałowała tego, że uciekła z zajęć z Lorethanem. Pewnie gdyby tego nie zrobiła, to nie zgubiłaby się. Zamknęła oczy i wzięła kilka głebokich wdechów, żeby się uspokoić. Jest zaradna. Da radę. 
   Ponownie obejrzała okolicę. Zauważyła wijącą się między dwoma drzewami ścieżkę, która była wąska, mniej więcej tej samej szerokości co stopa blondynki. Westchnęła z ulgą i ruszyła w jej stronę, zaciskając swoje szczupłe palce wokół białego kamienia. Co jakiś czas potykała się o wystający korzeń, ale pomijając te kilka zadrapań, które miała potem na rękach, nic poważniejszego jej się nie stało. 
    Niemal wykonała salto ze szczęścia, gdy drzewa zaczęły się przerzedzać i dziewczyna ujrzała zamek i polanę do ćwiczeń, z której wcześniej uciekła. Westchnęła z ulgą i podbiegła tam w podskokach. Jednak nie zastała Lorethana. Jego konia również. Pewnie dał sobie spokój z uczeniem mnie, pomyślała Liv.
    Zmieniła jednak zdanie, kiedy usłyszała pełen zdenerwowania i jednocześnie ulgi głos:
    - LIVIEN! GDZIEŚ TY SIĘ PODZIEWAŁA?  
   Blondynka wzdrygnęła się i odwróciła w stronę źródła głosu. To czarnowłosy elf, prowadzący swojego kasztanowego ogiera, zmierzał w jej stronę. Im bliżej był dziewczyny, tym lepiej ona widziała jego podartą koszulę i krwawiące zadrapania na ramieniu. Zmartwiła się. Pewnie jej szukał.
    - Nic ci nie jest? - spytała, podbiegając do niego, ignorując jego wcześniejsze wrzaski.
    Lorethan podwinął rękaw koszuli pokazując jej dośc głebokie rozcięcie, na widok którego dziewczynie zebrało się na wymioty. Zakręciło jej się w głowie i wypuściła z rąk kamień. 
     Elf złapał ją zdrową ręką, nim dziewczyna upadła na ziemię.
    - Spokojnie, wszystko ze mną dobrze. Tylko trochę piecze. - Poprowadził ją do dużego głazu, przypominającego kształtem fotel i  usadowił ją na nim. - Nie powinnaś sama iść do tego lasu, nawet jeśli byłaś na mnie wściekła. W tym gąszczu żyje wiele niebezpiecznych zwierząt, które mogłyby by cię zabić jednym machnięciem łapy, Livien - ukucnął przed nią.
     Dziewczyna była lekko zaskoczona, bo po raz pierwszy kiedy do niej mówił, nie żartował sobie z niej. Kiwnęła lekko głową i przymknęła oczy, by nie widzieć wirujących drzew. Lorethan chwilę siedział przed dziewczyną, pilnując by nie zemdlała. Poczuł ulgę, widząc jak na blade policzki dziewczyny powoli wpełzają rumieńce.
     - Zaczekaj tu, dobrze? Pójdę się przebrać i zrobić coś ze swoim ramieniem. Jak wrócę pójdziemy do miasta, okay? - spytał łagodnie, patrząc na nią.
     Ponownie skinęła głową, tym razem z większym ożywieniem. Lorethan wstał i odszedł w stronę zamku, a dziewczyna otworzyła oczy. Podniosła z ziemi kamień, który znalazła w lesie i ułożyła go sobie na kolanach. Co to mogło być? Nie wyglądało na diament, było chyba zbyt lekkie, Kiedy puknęła w powierzchnię kamienia paznokciem, uświadomiła sobie, że w środku jest pusty. Trochę ją to zdziwiło. 
     Westchnęła i oparła brodę na dłoni. W oddali widziała pomniejsze zabudowania i tłumy elfów. Ciekawe czy Aithene odwiedzała to miasto, aby porozmawiać z poddanymi? Raczej nie była chłodna, bezuczuciową królową, niczym Maria Antonina, o której uczyła się na historii Livien. Uważała, że wręcz przeciwnie. Jej babcia wyglądała na osobę, która dba o innych, nie zależnie czy to jej rodzina czy nie. 
   - Jestem już. Możemy iść.- powiedział Lorethan znów pojawiając się obok dziewczyny. Miał na sobie czystą koszulę, a jego ramię było opatrzone, więc dziewczyna westchnęła z ulgą.
   - No dobrze - odrzekła mu niepewnie Livien.
  Elf przyjrzał się jej uważnie, przechylając głowę na bok. 
   - Jeśli nie chcesz, nie musimy iść - wzruszył ramionami.
   - Nie nie. Chodźmy - powiedziała dziewczyna kręcąc głową.
  Lorethan spojrzał na dziewczynę jeszcze raz, ale w końcu pokręcił głową i zaczął prowadzić ją w stronę miasta. Blondynka bała się trochę, jak zareagują na jej widok inni elfowie.
  Kiedy w końcu dotarli do miasta okazało się, że nie było tak źle. Lorethan wyjaśnił jej, że już chyba wszyscy wiedzą kim jest, więc dziewczyna nie próbowała nawet się chować. Małe dzieci patrzyły na nią z zachwytem, a ona z rumieńcami na policzkach kroczyła za czarnowłosym elfem prowadzącym ją do mile wyglądającej gospody ,,Pod Dębami''. Faktycznie, drewniana gospoda była otoczona dębami, które rzucały na nią miły i chłodny cień.
  Weszli tam oboje. W środku było gwarnie, zewsząd słychać było donośne głosy, ale kiedy elfowie ujrzeli Livien zrobiło się cicho. Blondynka przełknęła ślinę.
  Podbiegła do nich niska, brązowowłosa dziewczynka o złocistych oczach. Spojrzała w górę, wprost na twarz Liv.
  - Myślałam, że księżniczki noszą korony - powiedziała przechylając głowę na bok.
------------------------------------------------------------------------

Na tę chwilę mam dla was tylko tyle. Strasznie przepraszam, że nie wyrabiam się z rozdziałami, ale naprawdę mam dużo na głowie. Mam nadzieję, że rozdział was nie rozczarował.
Plus, chyba niedługo będę nosić okulary, w każdym bądź razie 4 grudnia idę do okulisty.
Myślałam też, żeby na karnawał zrobić jakiś konkurs, ale to tylko wtedy jeśli ktoś będzie chętny na coś takiego xd
Rozdział napisany z myślą o moim kochanym Szczurku, czyli Gabrysi i Weronice, aka Clary Ermler kc mocno dziewczyny  <3 

środa, 29 października 2014

Rozdział 6

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

Rozdział Szósty

Carrien była strasznie zmęczona. Calutką noc dręczyły ją koszmary, więc prawie w ogóle nie zmrużyła oka. Od środka zżerało ją również dojmujące uczucie tęsknoty za siostrą bliźniaczką.
Myślała, że kiedy obudzi się z krzykiem ze swojego koszmaru zamiast wystraszonego Sedriqa przybiegnie do niej Livien, która przez resztę nocy nawijałaby siostrze o przeczytanych przez siebie książkach. Niestety, zawiodła się. Zapomniała o tym, że nawet nie wie, gdzie teraz znajduje się Liv.
Brązowowłosa westchnęła i zeszła z łóżka. Podciągnęła rękawy bluzy i weszła do kuchni przylegającej do jej pokoju. Zaparzyła sobie herbatę usiadła na blacie obejmując dłońmi kubek, który przyjemnie parzył ją w palce. Kiedy upiła łyk ciepłego napoju, ze złością uświadomiła sobie, że wcale nie ma ochoty na herbatę. Wściekła, wylała do zlewu resztę płynu i oparła dłonie o jego krawędź. Pochyliła głowę, a ciemne włosy utworzyły kurtynę wokół jej twarzy.
Ilekroć myślała o siostrze przypominała sobie także o rodzicach. Mogła udawać, że wczorajszy dzień nie zrobił na niej większego wrażenia, ale tak naprawdę emocje wręcz rozsadzały ją od środka. Niepokój, smutek, złość, żal i wiele innych.
Szybko otarła z policzka samotną łzę. Przeczesała włosy palcami i wróciła do swojego pokoju. Założyła granatowe trampki i wyszła na korytarz, wkładając dłonie do kieszeni dżinsów. Korzystając z tego, że nikt jej nie pilnuje, postanowiła się przespacerować. Nie dbała o to, czy trafi z powrotem do swojego pokoju, teraz po prostu chciała tylko ukoić skołatane nerwy.  Nie wiedząc jak, dziewczyna trafiła do stajni wypełnionej zapachem siana. W jednym z boksów, czyszcząc ciemnobrązową klacz, stał rudowłosy chłopak. Słysząc kroki dziewczyny odwrócił się do niej.
- Umm... cześć - powiedziała niepewnie Carrien.
Rudzielec oparł się o ścianę boksu i uśmiechnął się do niej serdecznie.
- Cześć. Jestem Mason. Co tu robisz? - spytał.
- Hmm... no... postanowiłam się przejść i.... jakoś tak wyszło... trafiłam tutaj przez przypadek. Jestem Carrien - dodała szybko, lekko zawstydzona.
- Miło mi cię poznać Carrien. Masz może ochotę na przejażdżkę? - chłopak najwyraźniej był rozbawiony jej dukaniem.
- Jasne - rozpromieniła się dziewczyna. Na samym końcu dostrzegła stojącego w boksie i uderzającego kopytem o jego ściany czarnego rumaka. Wskazała na niego palcem. - Mogę się przejechać na tamtym?
Mason zmarszczył brwi i zwrócił swoje piwne oczy na konia wskazywanego przez dziewczynę.
- Chodzi ci o Boreasza? No nie wiem. Jest strasznie dziki i agresywny. Do tej pory nie pozwolił się prawie w ogóle dotknąć, a co dopiero dosiąść - skrzywił się chłopak.
- Proszę. Tylko spróbuję. Jeśli się nie uda to wezmę innego, spokojniejszego konia, obiecuję - powiedziała z błagalną nutą w głosie.
Chłopak zastanawiał się chwilkę, ale w końcu skinął głową. Brązowowłosa podeszła uradowana do Boreasza. Gdy zwierzę ją ujrzało zarżało cicho i zaprzestało uderzania w ścianę boksu. Dziewczyna wyciągnęła otwartą dłoń w stronę niespokojnego konia. Mason przyglądał się temu z niepokojem. Carrien delikatnie przyłożyła palce do pyska zwierzęcia, które natychmiast się rozluźniło i wtuliło chrapy w dłoń dziewczyny.
- Jednak nie jesteś taki straszny, co? - roześmiała się, głaszcząc Boreasza.
Mason odetchnął z ulgą i podał dziewczynie siodło.
- Dobra robota. Teraz możesz go osiodłać - mrugnął do niej i wrócił do boksu swojej klaczy.
Carrien położyła siodło na ziemi obok swoich nóg i najpierw wyszczotkowała konia. Dopiero potem wzięła w ramiona skórzane siodło, pod ciężarem którego ugięły jej się kolana. Dysząc ciężko osiodłała Boreasza i otrzepała dłonie. Założyła mu wodze i po kilku nieudanych próbach wskoczyła na jego grzbiet. Ostatnio jeździła konno kilka miesięcy temu, ale dzięki Bogu nadal pamiętała jak się to robi.
Podeszła do Masona usadowionego już wygodnie na grzbiecie swojej klaczy. Chłopak uśmiechnął się na widok dziewczyny, która umiejętnie panowała nad czarnym jak węgiel ogierem.
- Jak się nazywa? - spytała, ruchem głowy wskazując na kasztanową klacz.
- Afrodyta - odpowiedział rudzielec z szerokim uśmiechem na ustach.
Brązowowłosa zachichotała.
- Jedziemy? - powiedzieli oboje w tym samym czasie.
Popatrzyli na siebie i roześmiali się.
- Jasne. Jedź za mną - odrzekł Mason kierując klacz w stronę korytarza tuż obok stajni.
Carrien wzruszyła ramionami i poruszyła wodzami, a Boreasz ruszył za Afrodytą. Gdy wjechali do korytarza, otoczyła ich ciemność. Dziewczyna pisnęła, a jej koń poruszył się niespokojnie. Rudzielec uspokoił ją szeptem i wyciągnął przed siebie otwartą dłoń, która świeciła rozpraszając mrok. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i pogłaskała szyję Boreasza.
- No już. Jedźmy dalej - powiedziała do niego.
Zwierzę zarżało i znowu ruszyło za Afrodytą. Carrien rozglądała się na boki, ale nie zauważyła nic ciekawego, oprócz kilku pajęczyn, na widok których przechodziły ją dreszcze.
Po kilku minutach jazdy w ciszy Mason opuścił dłoń. Brązowowłosa spojrzała przed siebie i zauważyła, że przez wylot tunelu prześwieca słońca. Czym prędzej pogalopowała w stronę otwartej przestrzeni, a gdy wypadła na świeże powietrze roześmiała się głośno. Mason pokręcił głową z uśmiechem, spiął konia i popędził za nią.
Wiatr rozwiewał włosy dziewczyny, które powiewały za nią niczym flaga. Galopowała przepełniona uczuciem wolności, którego tak bardzo jej brakowało. Boreasz rżał głośno uradowany niemal tak samo jak ona.
- Hej, gdzie tak pędzisz? - krzyknął roześmiany chłopak zrównując się z dziewczyną.
- Przed siebie! - odpowiedziała mu.
_________________

- Daj spokój, ile jeszcze chcesz czekać?
- Teraz jeszcze nie jest odpowiedni moment, już ci mówiłem!
Kobieta uderzyła dłonią w stół i spojrzała ze złością na mężczyznę stojącego przed nią.
- Teraz jest odpowiedni moment!
- Uspokój się. Niech dziewczęta przyzwyczają się do nowych miejsc zamieszkania. Zaatakujemy, kiedy nie będą się tego spodziewać
- Czekam już prawie sto lat. Muszę to zrobić teraz.
- Jeśli zrobisz to teraz, złapią cię i znów uwiężą. Naprawdę tego chcesz?
- No dobrze. Więc zaczekajmy....

_____________________

Dum, dum, dum! Kolejny, już szósty rozdział! Aktualnie jestem chora, więc mam więcej czasu na pisanie xd
Kurde jutro mam zdjęcia robione w szkole, a jak już wspominałam jestem chora : / Ten pech. No, ale zdarza się nawet najlepszym. Wczoraj calutki dzień przeleżałam oglądając po raz nie wiadomo który wszystkie części Transformersów hah
Jak już pewnie zauważyliście tam u góry, po prawej stronie są takie fajowe ikonki. No i tam jest chyba mój Instagram, Ask i Facebook jeśli dobrze pamiętam xd Także, jeśli będziecie chcieli się czegoś dowiedzieć to możecie pisać mi ma asku albo na fb :)
No to na tę chwilę tyle.
Zapraszam do komentowania :D

wtorek, 14 października 2014

Liebster Blog Award

Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę''. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Nastepnie ty nominujesz 11 osób (musisz je o tym poinformować) oraz zadajesz im 11 pytań.
Dostałam nominację od Siklavy z bloga ,,Uznajmy to za normalne''
Pytania na które odpowiadam:
1. Jakiej muzyki słuchasz?
Nie mam ulubionego gatunku, aczkolwiek potrafię w kółko męczyć piosenki zespołu Skillet.
2. Co jest dla ciebie ważniejsze: komentarze, liczba wyświetleń czy obserwatorzy?
Chyba najważniejsze są dla mnie komentarze. Dzięki nim wiem czy ludziom moje opowiadanie się podoba i co mam w nim ewentualnie poprawić.
3. Dlaczego zaczęłaś pisać swoje opowiadanie?
Hmm.. trudne pytanie. Jest kilka takich powódów, ale główny to chyba taki, że od zawsze chciałam być pisarką i wydać własną książkę. Chciałabym, żeby został utworzony fandom odnośnie mojej książki, żeby dziewczyny zakochiwały się w bohaterach z niej.... Kiedy nadszedł pomysł od razu założyłam bloga i czekałam na pierwsze komentarze!
4. Masz inne blogi?
Mam jeszcze jeden blog, ale jest narazie w stanie ,,zawieszenia''.
5. Chciałabyś, żeby twój blog czytało więcej osób?
O tak, bardzo bym tego chciała! Ale chciałabym tez widzieć pod postami dużo komentarzu.
6. Masz swój ulubiony blog?
Nie, raczej nie.
7. Chciałabyś żeby twoje opowiadanie było prawdziwą historią?
Och, nie. Chciałabym aby moje opowiadanie zostało kiedyś wydrukowane na kartkach, pieknie oprawione i wysłane do księgarni.
8. Wolałabyś pisać dla 500 czytelników czy dla kilku, którzy zawsze komentują?
Chyba wolałabym tą drugą opcje. Takie komentarze zawsze mnie uszczęśliwiają i motywują do dalszego pisania!
9. Usunęłabyś bloga po tym jak zakończyłabyś go?
Nie!
10. Gdyby czytelnicy poprosiliby cię o napisanie drugiej części, zgodziłabyś się?
Oczywiście, ale tylko jeśli miałabym pomysł.
11. Jaki wybrałabyś żywioł: ziemia, ogień, powietrze, woda czy ciemność?
*tajemniczy uśmiech* Ciemność!...
No dobrze odpowiedziałam na te pytania *uff*
Nie czytam aż tylu blogów żeby nominować 11 osób, wiec nominuję tylko dwa:
http://wkreconawmitologie.blogspot.com/
http://only-sevika.blogspot.com/#_=_

A oto moje pytania:
1. Jaki jest twój ulubiony kolor?
2. Czy jest taka osoba, która motywuje cię do dalszego pisania twojego bloga?
3. Masz ogólny zamysł na całą historię?
4. Z którym fikcyjnym bohaterem się utożsamiasz?
5. Co jest dla ciebie ważniejsze - komentarze czy liczba wyświetleń?
6. Jaki sport lubisz najbardziej?
7. Masz swoją ulubioną książkę?
8. Twój ulubiony przedmiot w szkole?
9. Czy jest taki nauczyciel, którego lubisz najbardziej?
10. Krótkie czy długie włosy?
11. Książka czy film?

Miłego odpowiadania c:




środa, 8 października 2014

Rozdział 5


ROZDZIAŁ PIĄTY
Livien westchnęła i przewróciła się na plecy. Nie mogła zasnąć, zupełnie nie miała pojęcia dlaczego. Może dlatego, że w ciągu dzisiejszego dnia wydarzyło się tak wiele rzeczy, że teraz nie mogła tak po prostu ułożyć głowy na poduszce i zapaść w spokojny sen?
A może dlatego, że nazajutrz miała poznać niejakiego Lorethana, który miał być jej nauczycielem i nie mogła się doczekać tego spotkania?
Dziewczyna wierciła się jeszcze przez chwilę, aż w końcu wstała odrzucając kołdrę. Założyła swoje czarne trampki, które były jedyną rzeczą Livien, której Aithene nie wyrzuciła, po czym wyszła na pogrążony w egipskich ciemnościach korytarz. Nie znała jeszcze dobrze tego zamku, więc wiedziała, że z łatwością może się zgubić. Ale teraz nie zwracała na to uwagi i po prostu poszła się przejść. Nie mogła zasnąć, więc poszła na spacer. W końcu co w tym złego?
Livien nie wiedząc jak trafiła pod przeszklone drzwi prowadzące na ogromny taras. Zmarszczyła brwi i otworzyła je, po czym wyszła na świeże powietrze. Wzdrygnęła się, gdy chłodny wiatr owiał jej szczupłą sylwetkę. Cienka nocna koszula nie była zbyt dobrym strojem na takie nocne eskapady. Oplotła się ramionami i stanęła przed barierką z białego marmuru, którą oplatał bluszcz. Wyobraziła sobie, że po kilku latach mieszkania w tym wspaniałym pałacu stoi na tym tarasie i przemawia do elfów, że wszyscy otaczają ją szacunkiem.
Potrząsnęła głową. Skąd wiedziała, że będzie tu mieszkać przez tak długi czas? Czemu w ogóle o tym pomyślała? Przecież musiała znaleźć rodziców!
Zacisnęła palce na krawędzi barierki i spojrzała na srebrną tarczę księżyca, unoszącą się przed nią. W myślach poprzysięgła sobie, że nie spocznie póki nie odnajdzie mamy i taty.
   - A co elficka księżniczka robi tutaj i to o tak późnej porze? - odezwał się głęboki, męski głos tuż za dziewczyną.
Livien odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z jakimś chłopakiem. No może nie do końca ,,twarzą w twarz'' , bo był od niej co najmniej o głowę wyższy. Blondynka uniosła wzrok i przyjrzała się jego twarzy.
Od tego widoku po prostu zmiękły jej kolana. Owszem, widywała już przystojnych chłopców w swoim liceum, ale on... on był po prostu zniewalający. Miał kruczoczarne loki z fioletowymi przebłyskami, które opadały niesfornie na jego czoło, niemal przykrywając piękne, szmaragdowe oczy wpatrujące się teraz w Liv.
   - Mogłabym cię zapytać o to samo - powiedziała w końcu odważnie, krzyżując ramiona na piersi.
Zielonooki uśmiechnął się drwiąco.
- Nie, nie mogłabyś, bo po pierwsze nie jestem elficką księżniczką, a po drugie nie jestem tu sam. Więc, praktycznie rzecz biorąc nie mogłabyś mnie zapytać o to samo - powiedział tym swoim głębokim, chrapliwym głosem.
Dziewczyna wzdrygnęła się i zrobiła krok w tył, jej plecy oparły się o zimną barierkę.
  - No dobrze. Więc co tu robisz, panie Praktycznie - Rzecz - Biorąc? - wycedziła, starając się zachować jak największa odległość między nimi.
  - No cóż. Usłyszałem, że ktoś się skrada, więc postanowiłem sprawdzić czy to nie jest przypadkiem ktoś czyhający na życie królowej, lub jej wnuczki - wzruszył ramionami.
  - Ja się nie skradałam! - syknęła zdenerwowana dziewczyna. 
  - Z mojej perspektywy tak to wyglądało - odpowiedział, po czym wyciągnął do niej dłoń o dużych, silnych palcach. - Tak ogólnie, to miło mi cię poznać, Livien. Jestem Lorethan - uśmiechnął się szeroko.
 Blondynka zamilkła. A więc to jest Lorethan? Nie miała pojęcia, że jest taki denerwujący! Jeśli to on ma być jej nauczycielem, czy opiekunem, jak zwał tak zwał, to chyba zwariuje! 
  - Nie powiesz czegoś w stylu ,,miło mi cię poznać''? - spytał zdziwiony.
  - A czemu niby mam kłamać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
 Chłopak urażony schował dłoń do kieszeni, bo Liv nie miała chyba najmniejszego zamiaru jej uściskać. 
  - Teraz, jeśli pozwolisz, wrócę do swojej sypialni - powiedziała z godnością zmierzając w stronę wyjścia z tarasu.
 Czarnowłosy elf zagrodził jej drogę.
  - A co jeśli nie pozwolę? - zapytał z figlarnym błyskiem w oczach.
  - Wtedy i tak pójdę - powiedziała zirytowana dziewczyna wymijając go.
  - Jesteś pewna? - zapytał niskim, zniewalającym głosem zza jej pleców.
 Livien przełknęła ślinę, ale po chwili opanowała się.
  - Tak, jestem pewna - warknęła i wyszła z tarasu.
Słyszała jeszcze za sobą chichot obserwującego ją cały czas Lorethana. Z impetem wpadła do swojego pokoju, dwoma kopniakami ściągnęła buty i rzuciła się na łóżko. Tym razem zasnęła, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, a śniła o pewnym elfie o szmaragdowych oczach.

* * *
 - Wiesz, jeszcze nie widziałem, żeby ktoś tak zapamiętale ślinił się przez sen - powiedział ktoś.
Livien jęknęła i przewróciła się na drugi bok, po czym zakryła twarz poduszką. Po kilku sekundach usiadła jednak, przecierając zaspane oczy pięściami niczym małe dziecko. Spojrzała przed siebie i aż zachłysnęła się powietrzem.
 - CO TY TU ROBISZ? - wrzasnęła na Lorethana, opierającego się nonszalancko o drzwi jej pokoju.
 - Stoję i oddycham - powiedział patrząc na nią z szerokim uśmiechem.
Liv z furią złapała poduszkę i rzuciła nią prosto w jego głowę. Niestety, zielonooki miał dobry refleks, więc złapał poduszkę w locie. Rozwścieczona dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do garderoby.
 - Ubierz się w coś wygodnego! Dzisiaj mamy trening! - zawołał za nią Lorethan.
 - Świetnie - fuknęła dziewczyna ubierając obcisłe, ciemnobrązowe spodnie i luźną, śnieżnobiałą koszulę z długimi rękawami i wsuwając na nogi wysokie, skórzane buty.
Zaplatając warkocza wyszła z garderoby i podeszła do drzwi.
 - Mógłbyś się łaskawie odsunąć? Chciałabym wyjść - wycedziła przez zęby.
Czarnowłosy powoli, bardzo powoli odsunął się od drzwi, cały czas patrząc na Livien. Blondynka z impetem otworzyła drzwi, uderzając go w ramię, po czym wypadła na korytarz. Lorethan pokręcił głową i z uśmiechem potruchtał z Liv.
  - Jak się spało? - zapytał radośnie.
Nie odpowiedziała.
  - Bo wiesz, mi się spało całkiem dobrze. Miło było patrzeć na to jak ślinisz się przez sen i mamroczesz coś pod nosem... 
Nadal milczała, więc elf dał za wygraną. Aithene wczoraj pokazała jej drogę do jadalni, więc teraz dziewczyna podążała w tamtą stronę bez wahania, całkowicie ignorując podążającego obok niej elfa.
 Jadalnia była dość dużym pomieszczeniem z ustawionym na środku stołem, u szczytu którego siedziała Aithene. Blondynka usiadła obok niej, Lorethan natomiast zajął miejsce naprzeciwko dziewczyny, uśmiechając się do niej szeroko. Ignorowała go, nakładając sobie tosty na talerz i nalewając herbaty do filiżanki. 
  - Jak ci minęła noc, Livien? - spytała kobieta unosząc na chwilę wzrok znad przeglądanych przez nią papierów.
  - Dobrze - mruknęła dziewczyna niewyraźnie.
Kobieta popatrzyła na nią uważnie, ale po chwili kiwnęła głową i odwróciła się do Lorethana.
  - Mam nadzieję, że zajmiesz się nią przez te dwa dni, mój drogi - powiedziała.
 Czarnowłosy uśmiechnął się, odrywając na chwilę wzrok od Liv i przenosząc go na Aithene.
  - Oczywiście - obiecał poważnie.
Brązowowłosa uśmiechnęła się lekko, a jej wnuczka otworzyła szeroko usta. 
 - Zaraz, że co? - spytała oszołomiona dziewczyna. 
 - Muszę wyjechać, żeby załatwić kilka ważnych spraw, a przez ten czas kiedy mnie nie będzie, Lorethan się tobą zajmie - odpowiedziała jej królowa elfów, jakby to było oczywiste.
 - No świetnie - mruknęła do siebie Liv.
Nie miała wątpliwości, że najbliższe dwa dni będą dla niej torturą.
_____________________________________

i oto jest kolejny rozdział! męczyłam się z nim długo, bo mówiąc szczerze, to nie miałam zbyt wiele czasu. tylko nauka i nauka i nauka i tak w kółko. a że teraz poszłam do gimnazjum to ja dziękuję bardzo, tyle wam powiem.
ogólnie to obcięłam włosy, juhu! *tak musiałam się pochwalić*
+ wie ktoś gdzie można zamówić sobie jakiś fajny szkicownik? rysowanie po podręcznikach doprowadza mnie do szału....
a i jeszcze jedno!
rozdział dedykuję Zuzi, za te sześć lat podstawówki! <3

środa, 17 września 2014

Rozdział 4

Wow, nie wierzę, że to już czwarty rozdział! .o.
Drugie zaskoczenie jest takie, że nigdy nie myślałam iż komuś moje opowiadanie się spodoba ;;
Btw jak tam w szkole? :D Ja teraz poszłam do gimnazjum i przyznam szczerze, że jest o wiele trudniej niż myślałam ;; Ale mimo wszystko szkołę mam bardzo fajną, nauczyciele są mili, uczniowie sobie nie dokuczają... cóż, uroki szkół katolickich. Ogółem to cieszę się też z tego, ze mamy mundurki *-* Nie wiem jak wy, ale ja kocham mundurki szkolne <3
Są też dwie sprawy, szczególnie kierowane do was:
* po pierwsze chciałam zapytać, czy przeszkadzało by wam gdybym zmieniła narrację na pierwszoosobową?
* po drugie: To też jest pytanie xd Czy mam zakładać fp na Facebooku? Informowałabym tam o nowych rozdziałach itp, itd..
Podoba wam się taki pomysł?
Okay, koniec mojego zanudzania xd
Enjoy! C:
__________________________

  Rozdział 4

Rocky dalej stała nieruchomo, wpatrując się w ścianę, w której przed chwilą znajdowały się złte drzwi, przez które przeszła jej siostra razem z Aithene. Sedriq przyglądał jej się uważnie. Nie spodziewał się tak spokojnej reakcji tych dwóch sióstr, na nowiny, które przekazał im razem z Aithene. Myślał, że dziewczyny będą się upierać jak szalone byleby tylko nie pójść z nimi i wyruszyć na poszukiwanie rodziców. Jednak Livien bez zbędnych protestów przeszła do świata elfów razem z Aithene. Mężczyzna westchnął i odchrząknął.
  - Tabletki na chrypę mamy w szafce w kuchni - powiedziała Rocky nawet na niego nie patrząc.
  - Chciałem powiedzieć, że my również powinniśmy iść - powiedział spokojnie Sedriq.
Przez chwilę panowała cisza, którą przerawała Rocky:
  - Czy moja siostra jest bezpieczna? - spytała nadal patrząc w ścianę.
Mężczyzna uniósl brwi.
  - W rękach babci każdy jest bezpieczny. Szczególnie jeśli tą babcią jest Aithene - wzruszył ramionami.
Brunetka kiwnęła głową i odwróciła się do mężczyzny.
   - W takim razie możemy iść - orzekła.
Dopiero teraz Sedriq zwrócił uwagę na zapłakaną twarz dziewczyny. Oczy miała podpuchnięte i zaczerwienione, dolna warga jeszcze lekko drżała, ale Rocky starała się nie płakać. Mężczyzna wyciągnął do niej rękę.
    - Złap mnie mocno za ramię - nakazał.
Dziewczyna spełniła jego polecenie.
    - Mamy zamiar się teleportować niczym w ,,Harry'm Potterze"? - zapytała ciakawie.
    - Co to ,,Harry Potter''? - zdziwił się Sedriq a dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
    - No tak, zapomniałam, że ty na pewno nigdy w życiu nie słyszałeś o tej książce. Gdyby Liv tu była... - jej głos zatrząsł się niebezpiecznie, tak jakby dziewczyna mogła się w każdej chwili rozpłakać.
     - Zamknij oczy i rozluźnij mięśnie - polecił mężczyzna chowając miecz do pochwy przytroczonej do pasa.
Rocky zacisnęła mocno powieki, ale spróbowała się rozluźnić. Wzięła głęboki wdech i poczuła skręcanie w brzuchu. Jeszcze mocniej zacisnęła powieki i zagryzła usta żeby nie zwymiotować. Przestała czuć grunt pod nogami, jej ręką ściskała mocno ramię Sedriqa.
- Jesteśmy - mężczyzna delikatnie oderwał jej palce ze swojego ramienia.
Dziewczyna uchyliła powieki. Znajdowała się w długim tunelu pogrążonym w półmroku. Ściany były zbudowane z mocno ubitej ziemi i skał. Rocky odgarnęła poczochrane włosy z twarzy.
- To.. miejsce zamieszkania czarowników i czarownic? - spytała niepewnie.
Serdiq pokiwał głową i uśmiechnął się szeroko.
- Tak, właśnie tu jesteśmy. Tu mieszkają czarownice i czarownicy. Chodź, zaprowadzę cię do twojego ,,mieszkania'' - Sedrig ruszył w głąb korytarza.
Brunetka potruchtała za nim jednocześnie rozglądając się na wszystkie strony. W tunelu było chłodno, ale nie zimno. Sprawiał wrażenie przytulnego, ale co najważniejsze Rocky od razu poczuła się tak jakby... jakby od zawsze tu pasowała, jakby tu było jej miejsce. Co jakiś czas koło nic przebiegało jakieś zwierzę. Raz był tygrys, innym razem czarny kot, a jeszcze później szary ryś.
Sedriq wytłumaczył jej, że to czarownicy przemienieni w swoją zwierzęcą postać.
  - A czy ja też będę mogła zmieniać się w jakieś zwierzę? - spytała zaciekawiona dziewczyna.
  - Oczywiście, że tak. Każdy czarownik to potrafi. Musisz tylko odkryć z jakim zwierzęciem się utożsamiasz. Myślałaś kiedyś o tym? - tym razem to mężczyzna zadał pytanie.
Rocky zastanowiła się. Tak naprawdę to nigdy o tym nie myślała, ale przypomniała jej się lekcja biologii, na której każdy uczeń z pomocą klasy próbował dopasować się do jakiegoś zwierzęcia.
   - Raz na lekcji... wszystkim kojarzyłam się z pumą - powiedziała niepewnie brunetka.
Sedriq uśmiechnął się krzepiąco.
   - Nie miną dwa tygodnie, a odkryjesz swoje ,,zwierzęce ja'' i bez problemu będziesz mogła się zmieniać - oznajmił jej z szerokim uśmiechem.
Dziewczyna ucieszyła się w duchu. Ciekawe jak to było być jakimkolwiek zwierzęciem? Czy odczuwało się inaczej? Czy widziało się inaczej? Takie i inne pytania pałętały się po głowie dziewczyny, w drodze do jej nowego ,,mieszkania''. W końcu dotarli pod drzwi z lśniącego, ciemnego drewna ze złotą klamką. Sedriq odwrócił się do dziewczyny.
    - Teraz następuje moment, w którym możesz wybrać sobie nowe imię - powiedział poważnie.
Brunetka zmarszczyła brwi. Uwielbiała swoje imię, ale to nie znaczy, że nigdy nie chciała go zmienić. Zastanowiła się poważnie.
    - Carrien. Chcę się nazywać Carrien - powiedziała twardo.
Sedriq pokiwał głową.
    - A więc witam cię w gronie czarownic i czarowników, Carrien - powiedział.
Była Rocky, a teraźniejsza Carrien poczuła przepływającą przez nią magię. Z mrowiących ja palców wystrzeliło kilka iskierek. Dziewczyna pisnęła i przycisnęła ręce do piersi. Mężczyzna roześmiał się i machnął ręką w stronę drzwi. Pojawiła się na nich złota tabliczka z wyrytym napisem: Carrien.
   - Jeśli chcesz, możesz sprobować ,,pobawić'' się różnymi zaklęciami. Zajrzę do ciebie później - uśmiechnął się i obrócił na pięcie odchodząc w głąb korytarza.
Carrien westchnęła głeboko i nacisnęła złotą klamkę. Pchnęła lekko drzwi i weszła do środka. ,,Mieszkanie'' okazało się niesamowicie przytulne. W kącie stała niewielka biblioteczka, a obol niej znajdywał się wygodny fotel, w którym można było usiąść i zagłębić się w lekturze. Pod jedną ze ścian zrobionych z kamienia stało duże łóżko nakryte czarną pościelą. Dziewczyna usiadła na nim. Okazało się nadzwyczajnie wygodne.
  Niedaleko biblioteczki stało mahoniowe biurko, a przy nim obrotowe krzesło. Carrien spojrzała w bok i ujrzała dwoje drzwi oprócz tych prowadzących do wyjścia z pokoju. Weszła przez pierwsze z nich i znalazła się w niewielkiej kolorowej kuchni. Drugie prowadziły do łazienki utrzymanej w dwóch kolorach: czarnym i białym. Brunetka wróciła na łóżko i położyła się na nim wygodnie. Pomyślała o siostrze. Gdzie teraz się znajduje? Czy ona również miała wybrać sobie nowe imię? Jeśli tak to jakie? Jak się teraz czuła? Czy myślała o swojej bliźniaczce? A co najważniejsze... czy jeszcze kiedyś się spotkają? Carien zakryła twarz poduszką, w którą powoli wsiąkały słone kople. Tęskniła za Liv. Za tym jak nazywała ją ,,typową blondynką z brązowymi włosami''. Za tym jak godzinami kazała jej siedzieć nieruchomo by móc narysować jej portret. Za tym jak do nocy siedziały i obgadywały dziewczyny, które były ich wspólnymi wrogami. Po prostu tęskniła za tą więzią między nimi, która była wyczuwalna w powietrzu.
Carrien wstała i spojrzała na stosik książek leżący na biurku. Wyciągnęła dłoń przed siebie i wyobraziła sobie, że książka po książce stos unosi się w powietrze. W końcu była czarownicą, tak czy nie?
Dziewczyna wciągnęła ze świstem powietrze, gdy jej się udało. Niesamowite. Sześć ksiąg lewitowało w powietrzu. Ale gdy dziewczyna opuściła rękę, upadły na ziemię. Brunetka zamrugała i zamachała ręką do góry. Przedmioty znów wzbiły się w powietrze. Carrien zmarszczyła brwi i wykonała okrężny ruch dłonią. Książki zrobiły to samo.
Dziewczyna bawiła się tak przez jeszcze długi czas dopóki nie zdrętwiało jej ramię.
W końcu wyczerpana podeszła do szafy i wyciągnęła z niej szary podkoszulek i bawełniane spodenki. Udała się do łazienki i wzięła długa, gorąca kąpiel, zmywając z siebie pot i brud. Jej włosy pływały na powierzchni wody. Carrien zastanowiła się nad tym jak teraz bedzie wyglądało jej życie. Czy codziennie będzie bawiła się różnymi zaklęciami? Czy jeszcze kiedyś spotka Liv?... Co do tego drugiego, dziewczyna była prawie pewna, że to się nie zdarzy.
Kiedy woda zrobiła się chłodna, brunetka wyszła z wanny i wytarła się ręcznikiem. Ubrana w podkoszulek i spodenki wpełzła pod ciepłą kołdrę.
Długo nie mogła zasnąć. Najzwyczajniej nie mogła po tym wszystkim co się wydarzyło. Postanowiła, że musi znaleźć sposób na to, aby spotkać się z siostrą. Dziewczęta nie będą mogły bez siebie wytrzymać.
Carrien przewróciła się na drugi bok i włożyła ręce pod głowę. Dlaczego to musiało przydarzyć się właśnie im? Dlaczego rodzice nic im nie powiedzieli?
Na te pytania obie siostry miały poznać odpowiedzi ale dopiero w swoim czasie.
*   *   *

Sedriq nadal siedział przy swoim biurku rozmyślając. Zastanawiał się, co stało się z jego synem, Devinem i jego żoną. Starał się odrzucać od siebie najgorsze myśli.
Potrząsnął głową i wstał. Będzie musiał jutro spróbować nauczyć Carrien podstawowych zaklęć, tak by dziewczyna miała zielone pojęcie o magii. Spróbuje nauczyć ją zmieniać się w zwierzę wybrane przez nią.... Mężczyzna potarł czoło.
Oj tak, jutro będzie miał dużo roboty.
_____________________________
Rozdział dedykuję mojej najbliższej rodzinie, która zawsze ma czas żeby mnie wesprzeć. Dziękuję wam za wszystko.

środa, 3 września 2014

Rozdział 3

Cześć kochanieńcy!
Chcę was o czymś powiadomić ^^
Zaczął się rok szkolny <a kto tego nie zauwaył Dark?> i będę dodawała rozdziały rzadziej. Postaram się aby pojawiały się w piątek co dwa tygodnie. Jeśli będę miała opóźnienia, to może w sobotę.
Btw mam dzisiaj urodzinki <3
__________________________
Rozdział 3


 Rocky zakrztusiła się śliną.
 - Elfy? Czarownicy? Bardzo śmieszne, ale z tego co wiem, to dziś nie pierwszy kwietnia - parsknęła.
Livien przekrzywiła głowę.
 - Zaraz. Ale co wy robicie w naszym domu? - spytała spokojnie.
 - Hm.. No cóż, jakby nie było ja jestem waszym dziadkiem a to wasza babcia - powiedział Sedriq wzruszając ramionami.
 Bliźniaczki wytrzeszczyły oczy.
 - To znaczy, ja jestem matką waszej mamy, a Sedriq to ojciec waszego taty - powiedziała szybko Aithene.
 - Ale... - zaczęła Rocky.
 Kobieta uciszyła ją ruchem ręki.
 - Nie rozmawiajmy o tym teraz - powiedziała ostro.
 - No dobra. Jesteśmy waszymi wnuczkami. Pani jest elfką, a pan czarownikiem z tego co wywnioskowałam, tak? - spytała Livien.
 - Tak - przytaknęła Aithene równocześnie z Sedriqiem.
 - No dobrze... Ale dlaczego zjawiacie się dopiero teraz? 
 - Dziś wasze szesnaste urodziny, tak? - odpowiedziała pytaniem na pytanie kobieta.
 Blondynka kiwnęła głową twierdząco.
 - No właśnie. Kiedy się urodziłyście, wasi rodzice uciekli do świata ludzi. Was ukryli zaklęciem, które traci ważność w momencie, gdy osoba, na którą ma działać zaklęcie staje się pełnoletnia. W naszym świecie, świecie czarodziei i elfów pełnoletniość osiąga się właśnie w wieku szesnastu lat. Każda z was powinna mieć znamię, świadczące o tym czyją krew w sobie macie. Elfów czy czarownic - umilkła Aithene.
 Livien i Rocky spojrzały po sobie. Dobrze wiedziały, że mają znamiona. Brunetka miała je na biodrze. Przedstawiało odcisk łapy drapieżnego kota. Znamię Liv przedstawiało koronę przebitą strzałą. 
 - Znamiona czarowników i czarownic są symbolami różnorodnych zwierząt. Zdolnością tej rasy jest zmienianie się w wybrane zwierzę. Elfowie zazwyczaj mają znamiona w kształcie strzał - wytłumaczyła Aithene.
 - Od początku wiedziałam że jesteś elfem! - powiedziała Rocky uśmiechając się szeroko do siostry.
Livien uśmiechnęła się blado. Nadal miała wrażenie, że to tylko durny sen. Tak, na pewno. Przecież elfy nie istnieją. Czarownicy też. Zaraz się obudzi i zacznie kłócić z Rocky. Tak jak zawsze. Po prostu wczoraj wypiła zbyt dużo kawy i teraz ma jakieś pokręcone sny. Ale śmierdzący oddech potwora wydawał się taki realistyczny...
  Nie. Nie, nie, nie. To jest po prostu NIEMOŻLIWE. 
  Natomiast w duszy Rocky przeważało podniecenie. Jest czarownicą! Niesamowite! A na dodatek może zmieniać się w jakieś zwierzę! Siłą woli powstrzymała się przed pełnym entuzjazmu okrzykiem. Nie rozumiała dlaczego jej siostra tak nagle jakby... przygasła. Przecież jest elfem. Może naparzać wszystko i wszystkich z łuku niczym Legolas, w którym się podkochiwała. Spojrzała kątem oka na Livien. Dziewczyna miała nieobecny wzrok. Dłonie zaciskała w pięści i co chwila rozluźniała.
 - Teraz niestety... Musimy was rozdzielić - westchnęła Aithene.
Siostry zerwały się na równe nogi.
 - Co? Dlaczego? - wykrzyknęły oburzone.
Owszem kłóciły się, dokuczały sobie, ale mimo wszystko były rodzeństwem. Kochały się i starały się sobie pomagać w potrzebie. Wiedziały, że kiedyś będą miały tylko siebie. Nie mogły się teraz opuścić. Teraz kiedy nie wiedziały, gdzie są ich rodzice. 
 - Nie możecie nas rozdzielić - powiedziała twardo Livien.
 - Musimy - powiedział Sedriq.
Pojedyncza łza spłynęła po policzku Rocky. 
 - Nigdzie nie pójdę. Nie zostawię mojej siostry - powiedziała twardo.
 - Ale musisz - odpowiedziała Aithene podchodząc do Livien wzdychając. - Możecie się pożegnać, bo niestety prawdopodobnie nie będziecie się już widywać.
 Liv zakryła usta ręką, usilnie starając się powstrzymać łzy. Siostra przytuliła ją mocno. Nadal była od niej niższa, więc ukryła głowę w jej szyi. Blondynka objęła mocno siostrę. Była oszołomiona. Nie mogła uwierzyć, że nie spotka siostry. Jak ona przeżyje bez ich codziennych kłótni? Bez siedzenia do późnej nocy i obgadywania dziewczyn ze szkoły? No jak? Dziewczyny uścisnęły się mocno.
 - Kocham cię - powiedziały równocześnie.
  W końcu Livien pozwoliła łzom płynąć swobodnie po policzkach. Rzadko płakała, a jeszcze rzadziej przy kimś. Aithene spojrzała na blondynkę wyczekująco, więc dziewczyna ostatni raz uścisnęła siostrę i spojrzała na kobietę. 
 - Możemy iść - powiedziała drżącym głosem.
Kobieta kiwnęła głową i wyciągnęła dłoń do Livien, którą dziewczyna od razu ujęła. Aithene skinęła głową Sedriqowi i uśmiechnęła się krzepiąco do Rocky zalanej łzami. Na beżowej ścianie salonu znikąd pojawiły się złote drzwi. Kobieta otworzyła je i przepuściła Liv przodem.
 Blondynka westchnęła i zrobiła krok do przodu.
 Właśnie teraz zaczynała nowe życie.
_________________________________________
Rozdział w sumie trochę bez sensu wiem ;;
Ale dedykuję go:
Tris, Mey (po raz kolejny), Luce, Clary... Ogółem ludziom z grupy SHADOWHUNTERS FOREVER!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 2

Witam ponownie Aniołeczki! (Mogę tak do was mówić?)
Jak widzicie zmieniłam szablon! =D Podoba się wam? Mi bardzo ^^
Także ten....
Zapraszam do czytania! ^^
(https://www.facebook.com/pages/Superoska-Adminka-Avada-%CF%9F/645135998894103?ref=hl - wymuszanie lajków XD)
_______________________
Rozdział Drugi

   Gdy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec dzisiejszych lekcji Rocky z westchnieniem ulgi spakowała swoje rzeczy do czarnej, skórzanej torby z milionem różnych naszywek. Dziewczyna wyszła z sali i udała się do głównego holu, gdzie miała się spotkać z siostrą. Livien kończyła dzień wuefem, natomiast Rocky biologią. To były jedyne lekcje, których nie miały razem.
    Brunetka oparła się o bladożółtą ścianę korytarza. Cały dzień zastanawiała się dlaczego jej rodzice tak dziwnie się zachowali rano. Dlaczego w oczach Sereny czaił się strach? Dlaczego zesztywniała na wieść o śnie Livien? Dlaczego Devin tak szybko zmienił temat? Nie wiedziała co było takiego dziwnego w śnie jej siostry. Co z tego, że kobieta była podobna do ich matki, a mężczyzna do ojca. Takie podobieństwa w snach się zdarzają.
   Livien wyszła, a raczej wybiegła z szatni. Włosy miała w nieładzie. Zdyszana lekko dotarła na korytarz. Zastała swoją siostrę w pozie charakterystycznej dla niej kiedy nad czymś rozmyśla. Zmarszczone brwi, lekko zmrużone oczy i zaciśnięte wargi oraz niecierpliwe tupanie lewą stopą. Liv uśmiechnęła się i podbiegła do siostry.
 - Hej, Einsteinie, nad czym tak rozmyślasz? - spytała.
Rocky wzdrygnęła się, gdy blondynka wyrwała ją z głębokiego zamyślenia.
 - Analizowałam dzisiejsze zachowanie naszych rodziców - odparła robiąc zabawnie poważną minę.
 Liv roześmiała się i poprawiła plecak na plecach.
 - I co?
 Rocky wzruczyła ramionami.
 - Mózg mi się przegrzał od tego myślenia - powiedziała po czym parsknęła śmiechem.
Siostry krztusząc się ze śmiechu wyszły ze szkoły i udały się do domu. Po drodze rozmawiały o rzeczach typowych dla nastolatek. Czuły się wtedy takie normalne. Obydwie wiedziały, że są inne od wszystkich. Wyjątkowe. 
 W końcu, po dziesięciu minutach spaceru podczas którego Rocky dowiedziała się, że Livien musiała biegać dookoła sali za to, że celowo uderzyła Caroline kijem do hokeja, dziewczęta dotarły pod dom Blanchardów. Był to dość duży, biały budynek z czerwonym dachem. Z tyłu domu był basen, w którym uwielbiała pływać Rocky. Przed domem znajdował się ogródek, na który uparła się Liv i którym tylko ona się zajmowała. 
 Brunetka podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. Drzwi nie ustąpiły, były zamknięte. Dziewczyna zmarszczyła brwi i wyciągnęła z kieszeni spodenek klucz i przekręciła go w zamku. Razem z siostrą weszła do domu.
 - Cześć mamo! Cześć tato! - zawołała Livien ściągając buty.
Odpowiedziała jej cisza. 
 - To dziwne. O tej porze powinni być w domu - mruknęła Rocky.
Liv ściągnęła brwi i weszła po schodach na górę. Tymczasem jej siotra przeszukała wszystkie pokoje na dole. Żadnej kartki z wiadomością gdzie się udali ich rodzice nie było. Cały dom wyglądał tak jak rano. Torebka Sereny leżała na swoim miejscu w salonie, a telefon Devina spoczywał jak zwykle na stole. Rozmyślania Rocky o tym, gdzie mogli znajdować się jej rodzice przerwał wrzask Livien. Wystraszona brunetka wbiegła na górę. Krzyk dochodził z pokoju jej siostry.
 Livien stała sparaliżowana na środku pokoju. Przed nią znajdował się ogromny stwór na widok którego Rocky niemal stanęło serce. Bestia była wielka, czarna jak smoła. Z głowy wyrastały jej dwa kręcone, biało-czarne rogi. Miała małe, całkowicie białe oczy i ogromne kły, zdolne przeciąć nawet grubą warstwę metalu delikatnym pociągnięciem. W dłoni trzymała wielki czarny topór, prawie tak wielki jak Rocky. Brunetka nawet nie myśląc złapała leżącą na półce jedną z wielu książek Livien i rzuciła nią w potwora. Stwór odwrócił się w jej stronę i zawarczał. Brunetka odwróciła się i najszybciej jak umiała zbiegła po schodach na parter. Na jej nieszczęście bestia podążyła za nią. 
 Liv pisnęła i rzuciła się za siostrą. 
 Bestia, mimo tego że była wielka biegała całkiem szybko. Jednak trudno było jej tak szybko skręcać jak drobnej i zwinnej Rocky. Livien rozglądała się za czymś czego można by użyć w walce przeciwko potworowi. Kątem oka zobaczyła długi nóż, leżący na blacie w kuchni. Dziewczyna zawsze panicznie bała się noży, ale teraz to że bała się o siostrę przeważyło szalę. Livien przełknęła ślinę i złapała do ręki nóż nim zdążyła się rozmyślić. Odwróciła się w stronę czarnej bestii, przed którą nadal uciekała Rocky. Wściekły potwór machnął wielką łapą i rozdarł obraz, z którego Liv była najbardziej dumna. Przedstawiał on pewną elfkę.
 - No nie! Teraz to masz przerypane, stary! - krzyknęła z wściekłością blondynka.
Wycelowała i rzuciła nożem w stronę stwora. Ostrze wbiło się w jego ramię. Zaryczał wściekle i obrócił się w stronę blondynki. Ta stanęła bez ruchu, sparaliżowana strachem. Bestia ruszyła w jej stronę. Jednym machnięciem ręki powalił dziewczynę na plecy. Ta wrzasnęła przeraźliwie i zamknęła oczy, gdy topór zbliżył się niebezpiecznie do jej twarzy. 
 Nic nie poczuła. Czy tak właśnie wygląda śmierć? Nic nie czuć? Otworzyła oczy. 
 Stał nad nią mężczyzna z jej snu. Blondynka otworzyła szeroko usta. 
 - Nic ci nie jest? - spytał z troską.
 - Oprócz szoku, to raczej jestem cała i zdrowa - odpowiedziała Livien wstając przy jego pomocy. - Gdzie moja siostra? 
 - Tutaj! - powiedział ktoś. 
Rocky rzuciła się siostrze na szyję. Liv uściskała ją mocno.
 - Żyjesz? - spytała szeptem brunetka.
 - Tak, a ty? - odszepnęła dziewczyna.
 - Też - odrzekła dziewczyna z ulgą.
Siostry oderwały się od siebie. Mężczyna, który uratował Livien odchrząknął.
 - Hmm... Dziewczęta, chyba musimy pogadać - mruknął.
 - Nie chyba, ale na pewno - powiedział ktoś. - Chodźmy do salonu.
To była wysoka kobieta. Kobieta ze snu blondynki. Dziewczyna zmrużyła oczy, ale trzymając się mocno za ręce z siostrą, weszła za nią do salonu. Bliźniaczki usiadły obok siebie na kanapie, na przeciwko nich w ulubionym fotelu ich mamy zasiadła brązowowłosa, a mężczyzna oparł się o ścianę. W dłoni obracał długi, czarny miecz.
 - Kim jesteście? I po co tu przyszliście? Gdzie nasi rodzice? - wypaliła Rocky ze zdenerwowaniem.
 Kobieta ułożyła dłonie na kolanach. Była ubrana w bladożółtą suknię wyszywaną perełkami. 
 - Jestem Aithene. To Sedriq - wskazała dłonią na mężczyznę trzymającego w garści ostrze. - Przyszliśmy to aby was... ostrzec. Nie wiem gdzie wasi rodzice - odpowiedziała na zadane przez dziewczynę pytania.
 Livien westchnęła i spojrzała w piwne oczy kobiety.
 - Śniliście mi się. Ty i Sedriq - powiedziała cicho.
Miecz czarnowłosego mężczyzny upadł z brzękiem na ziemię. 
 - Staliście pod drzewem o srebrnych liściach. Rozmawialiście. Miałam przeczucie, że ta rozmowa dotyczyła mnie i Rocky - kontynuowała dziewczyna. 
Aithene spojrzała na nią.
 - Tak. Rozmawialiśmy o was. 
 - Kim wy tak naprawdę jesteście? - spytała Rocky cicho ale z naciskiem.
Sedriq schował miecz do pochwy przytroczonej do boku.
 - Przed wami siedzi królowa elfów. A tu - wskazał na siebie. - Stoi Największy Czarnoksiężnik.
__________________________
Rozdział dedykuję Mey <3 Dzięki za te wspólne wieczory i oglądanie Harry'ego ^^

sobota, 9 sierpnia 2014

Rodział 1

Cześć Aniołki!
Widzę, że spodobał wam się mój prolog c: Miłe zaskoczenie biorąc pod uwagę to, że pisanie ich nigdy mi nie wychodziło.
Tak więc napisałam pierwszy rozdział, mam nadzieję że się nie zawiedziecie!
INDŻOJ!
______________________________
Rozdział 1
- Livien! Czy ty naprawdę musisz siedzieć tu od rana? - zaspana Rocky weszła na poddasze.
Liv odwróciła się do niej. Jasnoblond włosy były upięte w kok na karku przy pomocy pedzelków. Czerwone usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu na widok Rocky, a w turkusowych oczach zamigotały iskierki radości.
- Właściwie to prawie wcale nie spałam. Miałam dziwny sen i postanowiłam namalować scenę z niego. Widziałam kobietę i mężczyznę. Stali pod drzewem o srebrnych liściach i o czymś rozmawiali, ale nic nie słyszałam. A wiesz co było najdziwniejsze? Ta kobieta wyglądała jak mama a mężczyzna... jak tata - zakończyła cicho Livien.
Blondynka podeszła do biurka i napiła się kawy ze stojącego na nim białego kubka.
- I w ogóle to wszystkiego najlepszego - dziewczyna puściła oczko do swojej bliźniaczki.
Rocky uśmiechnęła się i przetarła brązowe oczy.
- Nawzajem... elfie - ziewnęła.
Rocky nazywała Livien elfem od dzieciństwa, dlatego że jej siostra miała spiczaste uszy.
- Która godzina? - spytała turkusowooka.
Dziewczyna zawsze traciła poczucie czasu w swojej pracowni. Uwielbiała tu przesiadywać całymi dniami. Po całym poddaszu walały się różne obrazy i szkice, a w powietrzu unosił się zapach farb i atramentu. W kącie stała nawet kanapa, na której Livien mogła położyć się gdy była zmęczona i nie chciało jej się iść do swojego pokoju. Na ścianie wisiał największy ze wszystkich obrazów, przedstawiający Rocky, Liv oraz ich rodziców. Dziewczyna namalowała go rok temu i od tamtej pory wisi w pracowni nadając jej jeszcze weselszego wyglądu. Były tu też obrazy przedstawiające różne fikcyjne stworzenia, takie jak wróżki, wampiry, smoki, syreny, feniksy, wilkołaki... 
Rocky spojrzała na swoją bliźniaczkę, do której nie była ani trochę podobna.
- Jest już siódma - odpowiedziała na zadane przez siostrę pytanie. 
- Nie chce mi się iść do szkoły -  skrzywiła się Livien.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą?! - wykrzyknęła Rocky.
Livien zawsze chetnie chodziła do szkoły. Była przewodniczącą  samorządu, kapitanem szkolnej drużyny siatkarskiej...   
- No nie może mi się od czasu do czasu nie chcieć iść do szkoły? Jestem zwyczajną nastolatką, halo! - oburzyła się blondynka. 
Rocky przyjrzała jej się uważnie i zbiegła na dół.
- Mamo, tato! Ktoś podmienił Liv! - krzyknęła. 
Turkusowooka roześmiała się i zbiegła na dół. Serena i Devin Blanchardowie stali w kuchni ze zdziwieniem patrząc na swoją córkę.
- Ona nie chce iść do szkoły! -
Serena spojrzała z zatroskaniem na Livien.    
- Nic ci nie jest skarbie? - spytała.
Blondynka naburmuszyła się.
- No wiecie co! Nawet wy przeciwko mnie? - wydęła wargi.
Devin roześmiał się i objął swoje córki.
- Najlepszego, kochane! - powiedział swym tubalnym głosem.
Serena ucałowała dziewczyny w       policzki i uśmiechnęła się szeroko.  - Śniadanie czeka.
  Livien i Rocky usiadły przy stole w kuchni. W całym pomieszczeniu  unosił się zapach ciepłych jeszcze gofrów, które leżały przed siostrami. Brunetka sięgnęła po jednego z nich i posmarowała go swoim ulubionym jagodowym dżemem. Liv na swojego nałożyła grubą warstwę  bitej śmietany i owoców.
- Serio to zjesz? - spytała Rocky wskazując na gofra siostry.
- No jasne - odpowiedziała blondynka i wgryzła się w niego.
Jej siostra roześmiała się, gdy na policzkach Livien pojawiła się bita śmietana. Włożyła do ust kawałek gofra, ale ręka tak trzęsła jej się od śmiechu, że ubrudziła sobie policzek dżemem. Tym razem to blondynka parsknęła głośnym śmiechem. Obie dziewczyny w końcu uspokoiły się i zjadły śniadanie w towarzystwie rodziców. Rocky zauważyła, że w oczach jej matki czai się taka jakby.... obawa. Jakby Serena bała się tego co ma dzisiaj nastąpić. Rocky spojrzała na siostrę, która chyba nic nie zobaczyła, bo żartowała z ich tatą. W końcu jednak brunetka dała sobie spokój i wróciła do jedzenia.
- Ekhm.... Mamo, miałam... dziwny sen - odezwała się Livien.
Serena odłożyła gofra i zesztywniała.
- Jaki? - spytała na pozór spokojnie.
Siostry wymieniły spojrzenia.
- Śniła mi się pewna kobieta. Rozmawiała z jakimś mężczyzną pod drzewem o srebrnych liściach - zaczęła Livien.
Jej matka zacisnęła palce na krawędzi stołu.
- A co w tym dziwnego?
- Ta kobieta... wyglądała jak ty. A mężczyzna przypominał tatę - zakończyła dziewczyna oczekując reakcji rodziców.
Devin spojrzał na swoją żonę, a potem na zegar wiszący na ścianie.
- Przykro mi to mówić dziewczyny, ale za pół godziny zaczynają się lekcje - powiedział ze sztucznym uśmiechem.
Livien wstała od stołu. Był już ubrana w przewiewną fioletową sukienkę, więc wstąpiła tylko po torbę do swojego pokoju. Musiała poczekać trochę dłużej na Rocky, która była jeszcze w pidżamie i musiała się przebrać.
Gdy dziewczyny były już gotowe do wyjścia ostatni raz ucałowały rodziców i ruszyły do szkoły.
- Ja ci mówię, ten sen musiał coś znaczyć! - powiedziała Livien do siostry.
_________________
Rozdział dedykuję Zuzi <3
I jak? Podobało wam się? ^^

czwartek, 7 sierpnia 2014

Prolog

Prolog

Wysoka, smukła kobieta stanęła pod drzewem o srebrnych liściach. Jej piwne oczy błyszczały w ciemnościach. Gdy zsunęła z głowy kaptur szarego płaszcza, na plecy wysypały jej się dlugie, ciemnobrązowe włosy. Srebrna korona zamigotała w blasku księżyca. Widać było, że kobieta na kogoś czeka, bo wpatrywała się necierpliwie w gąszcz drzew osmutych mrokiem, znajdujących się przed nią.
- Długo kazałem ci na siebie czekać, Aithene? - usłyszała głębiki, męski głos tuż za sobą.
Brązowowłosa odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z przystojnym mężczyzną. Jego policzki były pokryte kilkudniowym zarostem. Kocie oczy wpatrywały się uważnie w Aithene.
- Ależ nie - powiedziała kobieta robiąc kilka kroków w tył. - Przyszedłeś w samą porę Sedricu.
Mężczyzna wyjął z ust papierosa, rzucił go na ziemię i przydeptał butem. Aithene obrzuciła go pełnym odrazy spojrzeniem.
- Czyżby kolejny ludzki wynalazek? - spytała z niesmakiem patrząc na zgaszonego papierosa.
- Wiesz, że niektórzy z nich przez to umierają? Ludzie są naprawdę dziwni.
- Nie spotkaliśmy się tu po to, aby rozmawiać o tym dlaczego ludzie umierają. - odparła chłodno kobieta.
Sedric uniósł ręce w obronnym geście.
- Wiem, wiem.
Aithene spojrzała na księżyc.
- Powinniśmy to zrobić jutro.
- Księżyc ci to powiedział? - spytał z udawanym zaskoczeniem mężczyzna.
- Jutro ich szesnaste urodziny. Wtedy Zaklęcie przestanie działać. - powiedziała nie zwracając uwagi na pytanie Sedrica.
- Jestem ciekaw, która z nich to moja wnuczka?
- Na pewno ta mniej odpowiedzialna. Bardziej wulgarna. - parsknęła Aithene. - Chyba już czas abyśmy się pożegnali, Sedricu.
Mężczyzna przeciągnął się niczym.kot. Spojrzał na Aithene i uchylił jej niewidzialnego kapelusza. W kąciku ust czaił mu się uśmiech.
- Zatem do jutra, Aithene. - powiedział, po czym włożył dłonie do kieszeni spodni i odszedł w stronę lasu pogwizdując wesoło.
Aithene założyła na głowę kaptur i okryła się płaszczem. Ruszyła w przeciwną stronę.
Właśnie tej nocy zapadła decyzja o losie dwóch nastolatek.

____________
Podobało wam się? Zazwyczaj ciężko mi idzie z prologami, ale mam nadzieję że ten was zaciekawił! 
Dedykuję prolog administracji ze strony ,,Koniec Psot. - Huncwoci" <3