muzyka

Uwaga!

czwartek, 22 października 2015

Rozdział 20

  ROZDZIAŁ XX


   Livien odłożyła szczotkę i zgarnęła na bok swoje złote fale opadające teraz miękko na jej plecy. Spojrzała na Serephirę, która spała na jej łóżku, zwinięta w kłębek. Uśmiechnęła się ciepło i wstała aby podejść do okna. Za szybą panowały egipskie ciemności. Tylko srebrny księżyc i gwazdy migocące na niebie dawały jakiekolwiek światło. W pokoju paliła się niewielka lampka, ustawiona na biurku Liv.
   Dziewczyna oparła dłonie o parapet, wzdychając ciężko. Chciała, żeby teraz była przy niej Rocky. Tak bardzo tęskniła za swoją jedyną siostrą.
   Ułożyła się na łóżku, kładąc głowę obok zwiniętej w kłębek, młodej smoczycy. Stworzenie oddychało cicho, jednocześnie wypuszczając przez nos małe obłoczki dymu. Livien zachichotała na ten widok i pogłaskała małą Serephirę. Z każdym dniem stawała się coraz większa i blondynka nie mogła nadziwić się temu jak szybko rośnie ta przedstawicielka ziejących ogniem stworzeń. Babcia nie była zadowolona z faktu, że ją tu trzyma, ale zgodziła się na coś w rodzaju 'okresu próbnego'. Jeśli zwierzę będzie się dobrze sprawować to zostanie przy boku Liv, a jeśli nie... młoda elfka wolała narazie o tym nie myśleć.
   Kiedy jasnowłosa usłyszała pukanie do drzwi, zmarszczyła brwi i podniosła się do pozycji siedzącej.
   - Proszę! - zawołała w stronę drzwi, tak by osoba stojąca za nimi mogła ją usłyszeć.
   Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Lorethan. Livien burknęła coś pod nosem i spojrzała na niego niechętnie. Był on ostatnią osobą, której towarzystwa w tej chwili potrzebowała.
   - O co chodzi? - zapytała, splatając ramiona na piersi.
   - Twoja babcia kazała mi do ciebie przyjść - odparł Lorethan. - Ja też nie jestem z tego faktu zadowolony, wierz mi. - dodał z wrednym uśmieszkiem.
   - Dupek - warknęła, rzucając w niego poduszką. - Stało się coś ważnego, że babcia kazała ci przyjść do mnie o tej porze?
   - Twoja siostra i mój brat tu jadą. Uznała pewnie, że powinnaś o tym wiedzieć - zielonooki wzruszył ramionami.
   - Rocky tu jedzie? Coś się dzieje? - dziewczyna otworzyła szeroko usta.
   - Tego już nie wiem - odparł, zamykając za sobą drzwi i opierając się plecami o ścianę.
   Blondynka energicznie podniosła się z łóżka, jednocześnie budząc tym Serephirę. Smoczyca niezadowolona uniosła łebek i zamachała ogonem.
   - Naprawdę chcesz stąd wyjść w takim stroju? - zapytał mocno rozbawiony Lorethan, lustrując ją wzrokiem
   Dziewczyna uniosła brwi i spojrzała na siebie, a konkretniej na swoje ubranie. Miała na sobie białą koszulę nocną, którą założyła po powrocie do swojej komnaty i po wizycie babci.
    - A co jest nie tak z moim strojem? - oparła dłoń na biodrze, zdenerwowana.
    - Będziesz mnie rozpraszać - Reth uśmiechnął się promiennie.
    - W y j d ź. - wycedziła dziewczyna. - Przebiorę się.
    Zielonooki wydął wargi ale potulnie wyszedł na korytarz. Livien mamrocząc pod nosem niepochlebne słowa pod adresem chłopaka, przebrała się w zwykłą, zieloną suknię. Wygładziła materiał i rzuciła cienką koszulę nocną na łóżko. Dziewczyna westchnęła cicho i również wyszła na korytarz, a za nią podążyła Serephira, popiskując cicho. Lorethan na jej widok pokiwał głową z zadowoleniem, na co ona uderzyła go w ramię.
    - Wiesz, myślałem, że zatańczę z tobą choć raz na dzisiejszym festynie, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć - odezwał się elf, idąc obok blondynki pogrążonym w ciemnościach korytarzem.
    Bo byłeś zbyt zajęty przytulaniem jakiejś dziewczyny, pomyślała gorzko czując ucisk głęboko w piersi.
    - Byłam zmęczona i wróciłam do zamku - powiedziała biorąc w ramiona Serephirę, która cały czas domagała się jej uwagi.
    - No cóż, zatańczymy przy następnej okazji - odparł elf, wesoło maszerując obok wnuczki Aithene.
   Blondynka miała ochotę powiedzieć mu coś niezbyt miłego, ale powstrzymała się i dalej szła w milczeniu po zimnych, marmurowych schodach z małym, skrzydlatym stworzeniem na rękach.
   Kiedy dotarła na dół zauważyła, że główne wrota są otwarte i wlewa się przez nie księżycowy blask. Dziewczyna zmrużyła oczy i zadrżała, gdy do zamku wdarł się nocny chłód. Lorethan westchnął na to i zarzucił jej na ramiona swój płaszcz. Livien zaskoczył ten gest. Uniosła wzrok i przechyliła głowę na bok.
    - Dziękuję. - wymamrotała.
   On tylko skłonił się jej z uśmiechem.
    - Zaczekaj tu - powiedział, i nim zdążyła cokolwiek wykrztusić, on już był na zewnątrz.
   Liv westchnęła sfrustrowana i przestąpiła z nogi na nogę. Mimo płaszczu Lorethana na ramionach czuła gęsią skórkę. Serephira zdenerwowana zamachała ogonem i spojrzała na swoją właścicielkę z wyrzutem. Najprawdopodobniej nie podobało jej się to, że blondynka wybudziła ją z jej cennej drzemki.
    - Przepraszam, mała - dziewczyna przesunęła dłonią po jej łuskach z westchnieniem. - Moja siostra tu jedzie, a ja strasznie się za nią stęskniłam.
    Chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy usłyszała czyjeś kroki. Szybko obróciła głowę i zmrużyła oczy, wypatrując czegokolwiek w ciemności. Serephira wspięła się na jej ramię i zamachała skrzydłami, zdenerwowana.
    - Livien, czemu stoisz tu sama? Gdzie Lorethan?
    Dziewczyna odetchnęła z ulgą, widząc swoją babcię, wolno idącą w jej stronę. Aithene zmarszczyła brwi widząc małą smoczycę, ale z grzeczności nic nie powiedziała.
    - Wyszedł dosłownie chwilę temu. - Liv wskazała na drzwi. - Rocky naprawdę tu jedzie?
    Kobieta skinęła głową. Brązowe loki opadły na jej twarz.
    - Razem z Sedriqiem i Masonem. I zanim zapytasz, nie, nie wiem co się stało. Wiem tylko, że muszą z nami porozmawiać o czymś ważnym - odparła królowa elfów, podchodząc do wnuczki.
   Blondynka zagryzła mocno wargę i skinęła głową na znak, że rozumie. Coraz bardziej się niecierpliwiła, wyczekując na powrót Lorethana. A co jeśli coś mu się stało?
  Serephira szturchnęła ją łapą w policzek, na co dziewczyna uniosła wzrok. Spojrzała na uchylone drzwi do zamku, przez które właśnie przechodził Lorethan. Tuż za nim kroczył Sedriq, Mason i...
  - Rocky - wyszeptała Livien, czując napływające do oczu łzy.
  Podbiegła do siostry i rzuciła się jej w ramiona. Serephira wystraszona sfrunęła z ramienia właścicielki, gdy Rocky uściskała swoją siostrę, płacząc cicho.
  - O rany, ale za tobą tęskniłam - wydusiła Liv zdławionym głosem, mocno tuląc się do swojej ciemnowłosej siostry.
  - Ja też - odparła czarownica, szlochając.
  Lorethan uśmiechnął się do siebie, widząc ile szczęścia daje młodej elfce wizyta siostry. Szczęście Liv w jakiś sposób sprawiało, że jego humor też się polepszał.

________________________

Witajcie!
Jak widać, wróciłam. Przepraszam za moją nieobecność, ale naprawdę potrzebowałam odpoczynku, by móc wypracować sobie codzienny rytm. W tym roku szkolnym przybyło mi naprawdę dużo nauki, co oznacza, że teraz trochę mniej czasu poświęcam na pisanie i inne rozrywki.
A jednak mam dla Was rozdział. To już półmetek mojego opowiadania, kochani. Nie wierzę, że dotarłam aż tak daleko!
Dlatego z tej okazji, rozdział dedykuję czytelnikom, którzy śledzą losy Livien i Rocky od początku, od prologu, który pojawił się na blogu rok temu! Dziękuję Wam! :')

czwartek, 17 września 2015

POST INFORMACYJNY

Hej Kochani!

Tak jak ostatnio pisałam, zastanowiłam się nad tym czy nie zawiesić bloga na jakiś czas i... podjęłam decyzję.

Blog zostaje zawieszony na CAŁY, NASTĘPNY MIESIĄC. Co oznacza, że nowego rozdziału możecie się spodziewać dopiero w listopadzie.

Robię to z ciężkim sercem, ale potrzebuję trochę czasu na uporządkowanie sobie całej historii, bo mam wrażenie, że każdy rozdział jest strasznie chaotyczny.

Kocham Was i strasznie za to przepraszam:(

Wasza Wika, ze łzami w oczach

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 19

ROZDZIAŁ XIX

- Carrien!
Mason wpadł do pokoju przyjaciółki i zastał ją układającą książki leżące na ziemi z powrotem na półkach. Brunetka odwróciła się do niego i ziewnęła. Była zmęczona, a posprzątała dopiero połowę pokoju.
- O co chodzi? - zapytała, przecierając oczy pięściami.
- Idziesz spotkać się z siostrą. Tylko szybko, Sedriq mówił, że chce wyruszyć jak najszybciej. Och, i przebierz się w coś wygodniejszego, jedziemy konno - dodał. - Zaczekam na korytarzu.
Carrien zmarszczyła brwi. Chwilę zajęło jej przyswojenie informacji. Idzie spotkać się z siostrą. Teraz. Nagle dziewczyna poczuła się szczęśliwsza. Więc jednak Sedriq się zgodził!
Rzuciła na ziemię książkę, którą akurat trzymała w ręce i niemal krzyknęła z radości. Jekyll spojrzał na nią, machając ogonem. Patrzył na swoją panią, rzucającą się po pokoju, jednocześnie ubierając się. Kiedy w końcu brunetka zasznurowała czarne trampki, zdmuchnęła z twarzy kosmyk włosów.
- Hej, kocie, idziesz ze mną, więc rusz się - brunetka podparła się pod boki i patrząc krzywo na swojego nowego pupila.
Jekyll prychnął i odwrócił się do niej ogonem. Dziewczyna spojrzała na niego ze złością i po prostu porwała go w ramiona, wybiegając z pokoju. Oczywiście nie pomyślała o tym, że przy drzwiach stał Mason, więc kiedy tylko wyszła na korytarz uderzyła brodą prosto w jego klatkę piersiową.
- Przepraszam! - zajęczała dziewczyna, łapiąc się jednocześnie za nos.
- Nic się nie stało - zaśmiał się rudowłosy. - Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko okej, możemy iść - powiedziała dziewczyna, odsuwając dłoń od twarzy.
- Pojedziemy konno, może być? - zapytał Mason, prowadząc ją korytarzami pogrążonymi w ciemnościach. Za oświetlenie służył im tylko mały płomyczek tlący się na dłoni rudowłosego.
- Jasne - odparła Carrien, ściskając Jekylla w ramionach. Kocur miauczał i starał się wyrwać, ale dziewczyna mu na to nie pozwoliła. - Ale czy nie zastrzelą nas jak przejedziemy przez granicę? - zapytała z lekką paniką w głosie.
- Nikogo nie zabiją. Twój dziadek powiadomił Aithene, a ta z kolei ostrzegła straż na granicy - Mason uśmiechnął się i pokręcił głową.
Dziewczyna kiwnęła głową i umilkła. Bała się o siebie i o siostrę. Ktokolwiek zdemolował jej pokój, musiał być blisko. Do czego posunie się następnym razem? Brunetka przyspieszyła, by dogonić Masona.
- Mason? - odezwała się niepewnie dziewczyna. - Czy elfowie też umieją czarować? - zapytała, patrząc na niego kątem oka.
- Nie tyle czarować, o ile panować nad żywiołami. Każdy elf wybiera jeden żywioł, nad którym umie panować i który najbardziej do niego pasuje. - odpowiedział rudowłosy. - Livien nic ci o tym nie mówiła? - Kiedy brunetka pokręciła głową w odpowiedzi na jego pytanie, chłopak westchnął. - Pewnie mój brat nic jej nie powiedział.
Carrien już chciała zapytać o to stało się między nim a jego bratem, ale w tej chwili właśnie dotarli do stajni. Sedriq już trzymał wodze osiodłanego ogiera o ciemnej maści. Mason postarał się jak najszybciej osiodłać Afrodytę i przy okazji Boreasza.
Dziewczyna z trudem wskoczyła na siodło, mając za oświetlenie tylko mały płomyk.
- A co jeśli ktoś nas zobaczy? - szepnęła brunetka, ruszając wolno za dziadkiem i przyjacielem.
- Nikt nie zauważy, nie martw się - pocieszył ją Sedriq.
Dziewczyna zagryzła wargę i lekko pospieszyła Boreasza. Zastanawiała się czy z tego jaja, które znalazła Livien, już wykluł się smok. Miała nadzieję, że jeśli tak, to Liv nic nie jest, bo przecież smoki to maszyny do zabijania.
Kiedy wyjechali tunelem na zewnątrz Carrien poczuła na twarzy przyjemny chłód nocy. Na niebie migotały gwiazdy w towarzystwie srebrnego księżyca w kształcie rogalika.
Jazda zajęła im nie więcej niż pół godziny. Kiedy przejeżdżali przez granicę Carrien kątem oka zauważyła Aidona, przyczajonego na drzewie z łukiem w gotowości. Odwróciła głowę i spojrzała na niego. W ciemnościach jego oczy błyszczały niczym dwa małe, czarne węgliki. Dziewczyna nie wiedziała czy jej się to przywidziało, ale elf uśmiechnął się krzywo na jej widok. Potrząsnęła głową i pospieszyła konia, chcąc dogonić Sedriqa i Masona, którzy nieźle ją wyprzedzili.


_____________

Dzisiaj strasznie krótko, wybaczcie mi ;-; Czuję się nie najlepiej i nie mam siły ostatnio pisać.
Sądzę, że przez nadchodzący miesiąc zrobię sobie od tego przerwę, ale jeszcze nad tym pomyślę.
Póki co, możecie cieszyć się rozdziałem dziewiętnastym, a już niedługo okrągła dwudziestka!
Rozdział dedykuję Kaśce, heh </3

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 18

ROZDZIAŁ XVIII

- Liv, mogę wejść? - Lorethan zapukał do drzwi pokoju blondynki.
- Nie - warknęła dziewczyna w stronę drzwi i z wysiłkiem zapięła zamek, znajdujący się z boku białej sukienki z długimi, koronkowymi rękawami. Miała zamiar iść na obchody Jasnego Dnia, z Lorethanem czy bez niego.
- Och, daj spokój. Jesteś obrażona?
- Wynocha.
- Livien! - zawołał elf, a dziewczyna dosłyszała w jego głosie niewielkie rozbawienie.
Spojrzała na Serephirę, która wylegiwała się na parapecie okna, a jej łuski błyszczały w słońcu. Młoda smoczyca tylko wypuściła nozdrzami obłoczek dymu i prychnęła cicho. Livien westchnęła i podeszła do drzwi. Uchyliła je lekko.
- Powiedziałam wy... - urwała, rumieniąc się.
Chcąc nie chcąc, dziewczyna musiała przyznać, że Lorethan wyglądał świetnie. Co prawda strój, który miał na sobie był naprawdę dziwny, składał się on z kilku warstw srebrnego materiału robiących za koszulę i obcisłych, czarnych spodni, ale mimo wszystko... Na dodatek jego zielone oczy iskrzyły się wesoło a włosy opadały lekko na oczy i na ramiona. Livien przełknęła ślinę.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Reth, lustrując dziewczynę wzrokiem.
Rumieniec na policzkach blondynki pogłębił się. Odgarnęła za ucho kosmyk swoich lśniących włosów, które opadały jej falami na plecy.
- A jednak czegoś tu brakuje - elf położył dłoń na głowie wnuczki Aithene, która natychmiast znieruchomiała, ale po chwili otrząsnęła się zrobiła krok w tył.
- Czego chcesz? - warknęła, niechętnie wpuszczając go do pokoju, bo nie chciała kłócić się na korytarzu.
- Zabrać cię na obchody Jasnego Dnia - odparł lekko zdziwiony zielonooki, podnosząc diadem leżący na biurku i zakładając go dziewczynie z uśmiechem. - Teraz lepiej.
- Nigdzie z tobą nie idę, więc równie dobrze możesz już wyjść - powiedziała Livien popychając go w stronę drzwi.
- Nie mam zamiaru wychodzić. Zaczekam tu, póki nie zdecydujesz się pójść ze mną - Lorethan uśmiechnął się szeroko, opierając się plecami o ścianę i krzyżując ramiona na szerokiej, umięśnionej piersi.
- W takim razie długo sobie poczekasz. Bo mam zamiar iść na obchody Jasnego Dnia sama.
- Beze mnie najprawdopodobniej palniesz jakąś gafę i upokorzysz się przed całym królestwem.
- Wcale nie! Byłam przewodniczącą szkoły w moim liceum, nie masz pojęcia ile imprez prowadziłam...
- Ale teraz jesteś tutaj, nie w swojej szkole. Tu jest inaczej - powiedział elf, nachylając się do niej. - Wszyscy oczekują, że zachowasz się jak na księżniczkę przystało, a ja chcę tylko tego dopilnować, po to żeby twoja babcia nie musiała się za ciebie wstydzić.
- Dzięki, że we mnie wierzysz - blondynka zmrużyła oczy i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Lorethan westchnął i wybiegł za dziewczyną na korytarz. Młoda elfka wychodziła już z zamku, kiedy on zbiegał po schodach. Na zewnątrz przywitał ją tłum wiwatujących elfów. Zielonnoki w mgnieniu oka znalazł się przy jej boku.
- Powiem twojej babci, że mnie nie słuchasz - szepnął do dziewczyny.
Ona w odpowiedzi spojrzała na niego litościwie i przyspieszyła kroku.
Widok miasta zaparł jej dech w piersiach. Wszędzie wisiały kolorowe światełka i kwiaty wydzielające cudowne zapachy. Na dziedzińcu wokół pięknej fontanny z szarego kamienia tańczyli elfowie do akompaniamentu muzyki granej przez zespół składający się z kilku muzyków i jednej, wyjątkowo pięknie śpiewającej wokalistki.
Livien rozglądała się na boki z zainteresowaniem. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła małą brunetkę o złotych oczach, mającą na głowie wianek upleciony z polnych kwiatków. Dziewczynka pomachała do niej, kiedy tylko blondynka się zbliżyła.
- Masz śliczną koronę - powiedziała Devynn, wskazując paluszkiem na diadem spoczywający na lokach elfiej księżniczki.
- Dziękuję. Za to ty masz piękny wianek - Liv usiadła obok dziewczynki na murku i również zaczęła patrzeć na tańczące pary. - Siedzisz tu sama?
- Narazie tak. Moja mama i tata tańczą tam - dziewczynka wskazała na parę elfów tańczących niedaleko. Widać było, że Devynn odziedziczyła wygląd po mamie. Jej tata był wysokim, umięśnionym blondynem. Oboje pomachali do swojej córeczki i uśmiechnęli się szeroko widząc, że obok niej siedzi Livien.
- A ty przyszłaś bez swojego chłopaka? - zapytała mała.
- Chłopaka? - blondynka zmarszczyła brwi.
- Ten chłopak, który ostatnio wyjaśnił mi, czemu nie masz korony. Nie przyszliście razem?
- Chodzi ci o Lorethana? To nie mój chłopak, opiekuje się mną, na polecenie mojej babci. A kiedy nie robi za moją nianię, uczy mnie różnych, niekoniecznie potrzebnych rzeczy. Poza tym jest moim strażnikiem - zaczerwieniła się Liv.
- Och - powiedziała tylko Devynn. Wyglądała na smutną.
Dziewczyna rozejrzała się. Zauważyła Lorethana stojącego niedaleko razem z Aidonem. Rozmawiali o czymś i jednocześnie co jakiś czas zerkali w jej stronę by upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- Słuchaj, Devynn. Nie masz ochoty zatańczyć? - zapytała Liv, odwracając się do dziewczynki.
- Jasne! - rozpromieniła się mała i podała jej rączkę.
Livien trochę ciężko było tańczyć z brunetką, biorąc pod uwagę to, że dziewczynka była od niej jakieś dwa razy niższa, ale mimo to czuła się naprawdę wspaniale. Gdzieś tam w środku nadal czaiła się tęsknota za siostrą, a jednak blondynka śmiała się, klaskała, skakała i tańczyła razem z Devynn. Po dziewczynce widać było, że sprawia jej to ogrom radości, więc dzięki temu blondynka czuła się jeszcze lepiej.
Kiedy w końcu Devynn zrobiła się zmęczona, wróciła do rodziców, którzy serdecznie podziękowali blondynce.
- Dziękujemy ci, wasza wysokość. Jak możemy ci się jeszcze odwdzięczyć? - zapytała wzruszona Lotty, mama brunetki.
- Wystarczy mi tylko to, że będę mogła nadal widywać się z Devy - Livien uśmiechnęła się ciepło do złotookiej trzymanej w ramionach taty.
- Będziesz mogła? Prawda mamusiu? - zajęczała mama.
- Jeśli wasza wysokość tego sobie życzy, to oczywiście - Lotty dygnęła i złapała swoją córeczkę za rękę.
Liv również się uśmiechnęła i odeszła na poszukiwanie Lorethana. Humor tak jej się poprawił, że postanowiła nawet go przeprosić. Przechadzanie się wśród tego tłumu nie było oczywiście łatwe, ale jakoś udało jej się przejść do miejsca, w którym wcześniej widziała zielonookiego. Stała tam chwilę, rozglądając się za nim, aż w końcu zauważyła jego czarną czuprynę. Chciała do niego podbiec, ale zatrzymała się w pół kroku, widząc że Lorethan akurat był zajęty... przytulaniem jakiejś czarnowłosej dziewczyny. Livien posmutniała. Cala ta radość, która wypełniała ją dosłownie kilka minut temu, teraz wyparowała.
Dziewczyna odwróciła się z bólem na twarzy i ruszyła w drogę powrotną do zamku. Usłyszała jeszcze jak Lorethan woła ją głośno, ale to tylko sprawiło że przyspieszyła kroku. Kątem oka zauważyła też, że tuż za nią idzie Aidon.
Kiedy blondynka w końcu weszła do swojego pokoju, oparła się o drzwi i westchnęła. Nie chciała iść z nim, więc znalazł sobie inną, proste. Serephira spojrzała na swoją właścicielkę i wydała z siebie smutny odgłos. Liv pogłaskała ją z czułym uśmiechem i zrzuciła błękitne pantofelki ze stóp, a tiarę włożyła do szuflady w toaletce.
- Chciałabym, żeby babcia już wróciła - powiedziała cicho dziewczyna kładąc się na łóżku i mnąc swoją śliczną sukienkę.
Akurat, gdy wypowiedziała te słowa, usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła by otworzyć i poczuła wielką ulgę, widząc Aithene. Bez zastanowienia przytuliła babcię, która lekko zdziwiona pogłaskała ją po plecach i rownież uściskała.
- Gdzie jest Lorethan? Miał cię pilnować - kobieta zmarszczyła brwi.
- Nie wiem - Liv wzruszyła ramionami z obojętnością wymalowaną na twarzy.
- Pokłóciliście się? - zapytała łagodnie Aithene.
- Nie - dziewczyna pokręciła głową, siadając na łóżku.
- Livien... co to jest? - kobieta wskazała na Serephirę, wylegującą się na poduszce jej wnuczki.
Blondynka uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Ale wpadła. Czemu nie pomyślała o tym, żeby ukryć gdzieś małą smoczycę? Głupia, głupia, głupia!, krzyczała na siebie w myślach.
- To jest Serephira. Ja... hm.. znalazłam ją w lesie, dosłownie kilka dni temu się wykluła i...
- Livien, czy zdajesz sobie sprawę z tego że to jest smok?
- Ależ oczywiście. Ale przecież nic mi nie zrobiła...
- J e s z c z e  nic ci nie zrobiła. - sprostowała kobieta ze złością.
- Babciu, daj spokój. Widzisz? Jest spokojna.
- Do czasu. Trzeba ją unieszkodliwić, kochana, i ty dobrze o tym wiesz.
- Proszę, daj jej szansę. Jeśli będzie się źle zachowywać to pozwolę wam ją zabrać, przysięgam. Ale narazie niech zostanie ze mną - poprosiła blondynka.
Widać było, że Aithene w środku toczy walkę sama ze sobą. W końcu jednak zagryzła wargi i kiwnęła głową.
- Muszę porozmawiać z Lorethanem. - westchnęła i wyszła z pokoju.
Livien odetchnęła z ulgą i przytuliła Serephirę, ale zaraz jęknęła i odsunęła się od niej. Jeden z kolców małej smoczycy zostawił ślad na jej policzku. Stworzenie polizało rankę szorstkim językiem.
- Udało nam się - roześmiała się blondynka, głaszcząc ją po łebku.
_________________________________

Hejka naklejka kochani!
Minął już tydzień od dodania ostatniego rozdziału, a już dodaję kolejny, a jeszcze jeden jest w trakcie pisania, cieszycie się? :')
Rozdział dedykuję Oli! XDD

wtorek, 14 lipca 2015

Liebster Blog Award + Rozdział 17

 Witajcie kochani!


 Już po raz 3 zostałam nominowana do LBA, tym razem przez Miss Candy z bloga misscandy20021.blogspot.com! Bardzo dziękuję :)

Wydaje mi się, że wszyscy wiecie na czym polega LBA, ale dla tych którzy nie wiedzą, krótkie wytłumaczenie: LBA (Liebster Blog Award) polega na tym, że jeden blogger nominuje drugiego i zadaje mu 11 pytań, na które ten drugi musi odpowiedzieć, a następnie nominować 11 osób i zadać im 11 innych pytań. Niestety, ja nie czytam blogów, które są 'aktywne' i których autorki/autorzy mogliby odpowiedzieć na nominację, tak więc już na początku zaznaczam, że nikogo nie będę nominować.

Dobrze, tak więc oto pytania na które mam udzielić odpowiedzi:


1. Gdybyś miała umiejętność przenoszenia się w czasie do jakiej epoki najchętniej byś się udała i

 dlaczego?

Trudne pytanie :/ Albo do czasów starożytnych, albo do średniowiecza. Ale chyba bardziej do średniowiecza. No wiecie, walki rycerzy, super suknie, bale, jedzenie i te sprawy :') Nie no, ogólnie w średniowieczu zdarzyło się wiele ciekawych rzeczy, wybudowano wiele innych budowli, które teraz są ledwie pozostałością po ich dawnej świetności :)

2. Co najbardziej w sobie lubisz, a co byś w sobie zmieniła?

Nie wiem co mi się we mnie najbardziej podoba x) Ale bardzo chciałabym zmienić w sobie to że jestem taka strasznie leniwa :,)


3. Kto jest twoim ulubionym bohaterem książkowym?

Ooo, a to jest pytanie, na które nigdy nie umiem odpowiedzieć :x Ale wydaje mi się, że albo Luna Lovegood z HP, albo Ellie z 'Jutro' :))



4. Czy podoba ci się twoje imię? Jeśli nie to jak chciałabyś się nazywać?



Podoba mi się moje imię i raczej nie chcę go zmieniać. Kiedyś myślałam inaczej:)

5. Czy masz jakieś zwierzątko? Jeśli nie, to jakie chciałabyś mieć?

Mam już rudego kocura, Kitka, który ma niecałe dwa lata :') Ale bardzo chciałabym mieć węża or sth x)


6. Bez jakiej rzeczy nie mogłabyś żyć? 


Bez telefonu, każdy to wie XDD



7. Co jest twoja największą pasją?


Pisanie. :)


8.  Jaki jest twój ulubiony cytat?

'W Afryce żyje wielkie zwierze nazwane słoniem.  Mówią, że nigdy niczego nie zapomina. Tak samo jest z kobietami.'


9. Co zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę?


Coś do jedzenia, książkę, ciuchy, telefon, zapalniczkę, scyzoryk, koc, środek na owady :'')

10. Masz swoją ulubioną książkę? Jak tak, to jaką?

Nie, raczej nie mam jednej ulubionej książki:)


11. Dlaczego zaczęłaś blogować? 


Chyba dlatego, że chciałam w końcu się podzielić swoją twórczością z innymi i poznać ich zdanie. c';


dodaję gif z Elsą, bo mogę, he




Skończone, odpowiedziałam na wszystkie pytania, jestem z siebie dumna, ha!


Teraz zapraszam na czytanie rozdziału 17:))





ROZDZIAŁ XVII


  - Zadowolona? - zapytał Mason, oddając Jekylla swojej przyjaciółce.
 Dziewczyna spojrzała na swoje ramię, owinięte bandażem, na którym przed chwilą Emily, drobna czarownica o różowo-fioletowych włosach wytatuowała jej ptaki w locie. Uśmiechnęła się. Ten tatuaż sprawił że poczuła się naprawdę świetnie. 
  - Och, i to jak - powiedziała Carrien, głaszcząc młodego kocura po grzbiecie. - Trochę bolało, ale warto było.
   - Nawet nie widziałem co sobie wytatuowałaś - zaśmiał się rudzielec.
 Chłopak musiał zostać na korytarzu razem z Jekyllem, bo Carrien odkryła, że jej nowy pupil panicznie boi się maszynek do tatuażu. Trochę ją do rozśmieszyła, ale zostawiła go pod opieką przyjaciela i sama ruszyła na spotkanie z tą igłą.
   - Zobaczysz, jak się zagoi - mrugnęła do niego brunetka. 
  Mason zaśmiał się. Był bardzo ciekawy cóż takiego jego przyjaciółka zdecydowała się narysować sobie na skórze. Znając twórczość Emily, pewnie było to coś bardzo wymyślnego, jak każdy, nawet najprostszy jej tatuaż.
   - Hej, Mason, teraz możesz mi pokazać ten swój tatuaż - brunetka szturchnęła go, szczerząc zęby w uśmiechu.
   - Chyba śnisz, mała - parsknął śmiechem rudzielec.
   - To nie było miłe - wydęła usta dziewczyna.
   Oboje zaśmiali się. Kiedy dotarli do drzwi pokoju dziewczyny, Mason odwrócił się na pięcie i zaczął iść w swoją stronę, ale zatrzymał go zduszony krzyk brunetki.
     Natychmiast podbiegł do przyjaciółki i już otwierał usta, aby zapytać co się stało, gdy zobaczył co było powodem krzyku dziewczyny. Jej pokój wyglądał jak po przejściu tornada. Dosłownie. Książki zostały pozrzucane z półek, szuflady zostały powyciągane z biurka i rzucone na podłogę a ich zawartość leżała obok nich. Pościel została zrzucona z łóżka, drzwi do kuchni chwiały się w zawiasach, a Carrien wolała przez nie nie przechodzić i nie patrzeć na to co się za nimi znajduje.
   - O mój Boże - wyszeptała, wchodząc do pokoju wolnym krokiem. Jekyll zeskoczył na ziemię i zaczął kręcić się wśród tego bałaganu, wąchając co poniektóre rzeczy. - Co tu się stało?
    - Miałaś tu coś wartościowego? - zapytał Mason, podchodząc do leżących na ziemi książek.
    - Płyta AC DC została w domu, więc,,, raczej nie - wzruszyła ramionami dziewczyna, ale po chwili wytrzeszczyła oczy i rzuciła się do szafy, w której chowała kurtki. W niej również panował chaos, ale dziewczyna i tak szukała czegoś przez dobrą chwilę. W końcu odwróciła się do Masona z przestrachem na twarzy. - Ktokolwiek to zrobił, zabrał tę kartkę z rysunkiem galdów, tę którą ci pokazywałam - powiedziała cicho, drżącym głosem.
    - Jasny gwint, mamy kłopoty - chłopak złapał się za głowę i popatrzył zmartwiony na dziewczynę, która przełknęła ślinę.
    - Wiem.

   *   *   *

  -Masz tę kartkę? - warknęła ciemnowłosa kobieta, wstając ze swojego miejsca i podbiegając do zakapturzonej postaci.
   -Oczywiście. Przecież wiesz, że nigdy nie zawodzę - roześmiał się ochryple mężczyzna skrywający się pod kapturem z czarnego jak smoła materiału.
   - Dobra robota - kobieta uśmiechnęła się chytrze.
   - Jak długo jeszcze będziemy musieli czekać?
   - Już niedługo, nie martw się. Już niedługo - zarechotała kobieta.

 *   *   *



  - Skąd kartka z oryginalnej historii czarowników wzięła się w twoim pokoju? - zapytał Sedriq, upewniając się, że drzwi do jego gabinetu są szczelnie zamknięte.
 - Nie wiem, okej? Chciałam przeczytać sobie tę historię czarowników, która była w mojej biblioteczce, ale wypadła z niej ta kartka! No i rozpoznałam na niej tego stwora, który zaatakował mnie i moją siostrę, więc pobiegłam do Masona i... - urwała. - I pokazałam mu ją.
  - Dobrze, ale nadal nie rozumiem skąd ona się tam wzięła - westchnął mężczyzna, siadając za biurkiem i patrząc na swoją wnuczkę i rudowłosego chłopaka.
 Brunetka zagryzła wargę i ukryła twarz w dłoniach. Kto mógł to zrobić? 
  - Mam dość, chcę do mojej siostry - brunetka uniosła twarz z zaciętą miną. - Ona musi o tym wiedzieć.
   - Ja muszę o tym porozmawiać z Aithene, ale tak jak mówiłem, ty i twoja siostra nie możecie się spotykać - pokręcił głową mężczyzną.
   Dziewczyna wydała z siebie pełen irytacji odgłos, który przypominał krzyk zmieszany z westchnieniem i warknięciem. Mason zagryzł wargę i odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć na wybuch złości swojej przyjaciółki.
   - Przepraszam bardzo, ale tak właściwie dlaczego to jest zakazane? Nie jesteśmy jak inni, nie pozabijamy się jak tylko się zobaczymy! - zawołała.
    - Tu nie chodzi tylko o to, Carrie. Chodzi o to, że ktokolwiek zrobił to co zrobił z twoim pokojem, musi szukać też twojej siostry. Jeśli będziecie razem, łatwiej będzie tej osobie znaleźć Livien. Problem polega na tym, że obie macie zbyt wiele magii w sobie i jest ona wyczuwalna na kilka kilometrów. Właśnie dlatego nie powinnyście się spotykać. - wyjaśnił czarownik z westchnieniem.
   Te informacje skutecznie zamknęły usta brunetce.
    - Chociaż, nie przeczę, powinnyście o tym porozmawiać - mężczyzna zmagał się sam ze sobą. - Pomyślę nad tym jeszcze. Teraz najlepiej będzie jeśli pójdziesz posprzątać pokój, moja droga.
   Carrien wstała i z impetem otworzyła drzwi, wybiegając na korytarz. Mason skinął głową Sedriqowi i potruchtał za dziewczyną. 
    Brunetka skierowała się do swojego pokoju, tuptając wściekle. Jekyll leżał na łóżku i mył się ze stoickim spokojem. Prychnął na swoją panią, kiedy ta trzasnęła drzwiami do pokoju. Dziewczyna westchnęła i pogłaskała go.
  - Chciałabym znów odwiedzić moją siostrę, wiesz? Strasznie za nią tęsknię - powiedziała smutno. - Mam nadzieję, że Sedriq zabierze mnie ze sobą. 


____________________________ 

 Hej kochani!
 Wiem, że rozdziału nie było bardzo dlugo i bardzo za to przepraszam, nie bijcie:(
  Dziś tak krótko, bo moja wena gdzieś się zapodziała i nie chce do mnie wrócić >< Mam jednak nadzieję, że dostarczyłam wam wystarczająco dużo emocji :d.
  Do zobaczenia niedługo~~
   

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 16

ROZDZIAŁ XVI

 - Livien?
 - Hmm?
 - Dlaczego się ślinisz?
 Blondynka poderwała gwałtownie głowę do góry, jednocześnie przestając wpatrywać się w swój diadem, który zaczęła uważać za ósmy cud świata. Dziewczyna leżała na łóżku, a obok niej wylegiwała się Serephira, zwinięta w kłębek.
 - Nie ślinię się! - Livien obrzuciłą morderczym wzrokiem Lorethana siedzącego na fotelu i czytającego jakąś książkę. 
 - Ale wyglądasz tak, jakbyś zaraz miała zacząć - przewracając kartkę w książce.
 - Jezu, strasznie jesteś irytujący! Mówił ci to ktoś? - warknęła blondynka.
 - A ty warczysz niczym rasowy kundel, mówił ci to ktoś? - odpowiedział jej roześmiany Lorethan.
 Dziewczyna westchnęła rozdrażniona i wstała z łóżka. Serephira uniosła łebek zaniepokojona jej zachowaniem. Stworzonko natychmiast wzbiło się w powietrze i przysiadło na ramieniu właścicielki. Livien uśmiechnęła się i pogłaskała zwierzę po śnieżnobiałych łuskach.
 - Wiesz, skoro mamy jeszcze trochę czasu do obchodów Jasnego Dnia, to może zrobilibyśmy coś bardziej produktywnego niż obijanie się w twoim pokoju? - Lorethan zaznaczył miejsce, w którym skończył czytać i odłożył książkę na bok. .
 - Nikt cię tu nie zapraszał - prychnęła zirytowana blondynka.
 - Przebierz się w coś wygodniejszego. Wychodzimy - orzekł zielonooki, po czym wyszedł na korytarz.
 - Och, niech to szlag! - dziewczyna rzuciła poduszką w drzwi w tym samym momencie, w którym Reth zamknął je za sobą. - Nienawidzę go - wymamrotała Liv, opadając na miękkie łóżko z pełnym rezygnacji westchnieniem.
 Serephira patrzyła na córkę Sereny z uwagą, gdy ta zmieniała zieloną suknię na wygodne spodnie i lnianą koszulę, która umożliwiała jej swobodne ruchy. Pantofelki zmieniła na miękkie, skórzane buty z twardą, stabilną podeszwą, zapewniającą jej utrzymanie równowagi. Włosy szybko splotła w warkocza i związała wstążką, po czym wybiegła z pokoju i popędziła korytarzem, wcześniej zatrzaskując drzwi do swojego pokoju, zanim Serephira zdołała z niego wylecieć.
 Przy wyjściu z zamku czekał na nią znudzony Lorethan. Kiedy zdyszana blondynka pojawiła się obok niego, zlustrował ją wzrokiem i pokiwał z aprobatą głową, widząc jej wygodny strój.
 - Świetnie. Chodź, idziemy pojeździć konno - powiedział, otwierając jej drzwi i puszczając ją przodem, niczym prawdziwy dżentelmen.
 No cóż, pozory przecież mylą.
 Dłonie Livien zaczęły się pocić. Jedynym co nigdy jej nie wychodziło, była właśnie jazda konna. Przeraźliwie bała się wsiąść na to ogromne zwierzę, a co dopiero mu zaufać. Wolała jednak nie przyznawać się do tego przed Lorethanem, który sprawiał wrażenie jakby w każdej chwili miał ją wyśmiać.
 - Co jest, Liv? Masz cykora? - zapytał elf, uśmiechając się szyderczo. Czyżby czytał jej w myślach?
 - Zamknij się - odpowiedziała mu dziewczyna, splatając ramiona na piersi w obronnej pozie. - Zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno chcę iść z tobą na obchody Jasnego Dnia - zmrużyła oczy.
 Te słowa natychmiast uciszyły zielonookiego. Nie odezwał się póki nie dotarli do stajni wielkości poprzedniego domu Livien, który został zdemolowany przez galda. Blondynka z lekkim przestrachem patrzyła na te wszystkie parskające i kopiące w ziemię konie.
 - Wybierz sobie któregoś konia. Najlepiej jakąś łagodną klacz, najlepiej będzie ci się z nią porozumieć - powiedział chłodno elf, odwracając się do niej.
 Blondynka popatrzyła na niego dziwnie. Czyżby jej słowa aż tak go zdenerwowały? Wzruszyła ramionami i zaczęła chodzić od jednego boksu do drugiego. Niezbyt ciągnęło ją do tych narowistych, ciągle rżących koni. Wzdrygała się na sam ich widok.
 Jej uwagę przyciągnęła wyjątkowo spokojna, karmelowa klacz o śnieżnobiałej grzywie i łacie na pysku w kształcie łzy w tym samym kolorze co grzywa. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wyciągnęła lekko drżącą dłoń w stronę klaczy. Stworzenie wydało z siebie przyjazne rżenie i przystawiło chrapy do palców Livien.
 - Mój Boże, myślałam, że jesteś straszniejsza - blondynka westchnęła z ulgą, głaszcząc zwierzę. Jej usta wykrzywiły się w marnej imitacji.
 - To Róża. Osiodłaj ją, jeśli masz zamiar jeździć - rzucił Lorethan, wyprowadzając ze stajni osiodłanego, śnieżnobiałego ogiera.
 Dziewczyna chciała coś za nim zawołać ale nie zdążyła, więc po prostu westchnęła. Oczywiście ugięła się pod ciężarem siodła, więc stękając ledwo poradziła sobie z tą robotą.
 Kiedy skończyła, otarła czoło i wyszła ze stajni. Lorethan już na nią czekał, siedząc wyprostowany w siodle. Livien otworzyła szeroko usta. No tak, przecież musiała teraz wskoczyć na konia. Przełknęła ślinę. Nie widziała tego zbyt kolorowo.
 Po wielu próbach, cały czas czując na sobie wzrok Lorethana, w końcu udało jej się wygodnie usiąść wygodnie na Róży. Uśmiechnęła się i uniosła z dumą głowę. Czarnowłosy elf nie odezwał się, tylko ruszył do przodu, w stronę lasu, w którym Livien znalazła jajo Serephiry, więc blondynka chcąc nie chcąc udała się za nim. Mimo, że Róża była wyjątkowo łagodną klaczą, to dziewczynie i tak nic nie wychodziło. Nie potrafiła nad nią zapanować za żadne skarby świata. Zielonooki elf co chwilę się odwracał i patrzył na nią z irytacją, czego w końcu dziewczyna zaczęła mieć dość.
 Gdy minęło kilka minut dziewczyna po prostu zatrzymała Różę i zsiadła z niej. Podała lejce Lorethanowi i najzwyczajniej w świecie odwróciła się i odeszła w stronę zamku. To zdenerwowało zielonookiego elfa.
 - Hej, gdzie ty idziesz? - zawołał za nią.
 - Wydaje mi się, że w tę stronę idzie się do zamku, ale nie jestem pewna, może trafie na jakieś bagna - blondynka machnęła ręką, odpowiadając czarnowłosemu.
 - Livien! Naprawdę sobie idziesz? Jestem na koniu, dogonię cię - powiedział ostrzegawczo Lorethan.
 - Świetnie! - krzyknęła dziewczyna, nie przerywając marszu.

 * * *
 Hejka~~
 Nareszcie dodałam rozdział punktualnie, cieszmy się i radujmy :,)
 ALE NIEDŁUGO WAKACJE, WIĘC BĘDĘ JE DODAWAĆ CZĘŚCIEJ
 Chyba. C';
 W każdym bądź razie rozdział z dedykacją dla wszystkich ludzi oglądających OUAT :')))

czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 15

ROZDZIAŁ XV

  - Wejdź, proszę - w drzwiach pojawił się zmęczony Sedriq, pocierając dłonią czoło.
   Carrien spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale razem z nim weszła do pokoju, który okazał się całkiem przytulnym pomieszczeniem. W rogu stała niewielka biblioteczka, taka sama jak w pokoju brunetki i jej przyjaciela, Masona. Niedaleko regału z książkami stało mahoniowe biurko, na którym panował idealny porządek. Przed biurkiem ktoś postawił wyglądającą na wygodną kanapę, obitą szarą skórą. Cały pokój został urządzony głownie w dwóch kolorach: beżu i brązu, ale pojawiał się tu też kolor szary oraz czarny.
   Dziewczyna usiadła na kanapie, która faktycznie okazała się bardzo wygodna, a Sedriq zajął miejsce za biurkiem. Carrien zaczął udzielać się jej dość nieprzyjemny odruch obgryzania paznokci, kiedy była zdenerwowana.
  - Dziadku, ten mężczyzna, który przed chwilą stąd wyszedł to był elf prawda? - zapytała dziewczyna, zaciskając palce na udach. Kiedy kociooki mężczyzna skinął głową, zadała kolejne pytanie: - Czemu tu przyszedł? Kto to był? Czy coś się stało Livien?
    Dobrze wiedziała, że tym elfem był Aidon, ale postanowiła grać najlepiej jak umie, po to by nie wzbudzić podejrzeń Sedriqa. Zarumieniła się, kiedy uświadomiła sobie, że po raz pierwszy powiedziała do mężczyzny 'dziadku', czyli tak jak on życzył sobie, by ona na niego mówiła.
  - Tamten elf to był Aidon. Jeden ze strażników twojej siostry - Sedriq wzruszył ramionami.
    Brunetka poruszyła się niespokojnie. Czy coś się stało Liv, skoro jej strażnik tu był? Pobladła. A może Aidon powiedział Sedriqowi o jej przekroczeniu granicy i dziadek wezwał ją tu po to by ją ukarać? Nie. Znacznie bardziej przerażała ją myśl, że coś mogło się stać jej siostrze.
  - Spokojnie, Livien jest bezpieczna. Aidon nie przyszedł tu w sprawie dotyczącej ciebie i twojej siostry. No może nie bezpośrednio - dodał już ciszej, tak że dziewczyna nie zrozumiała jego słów.
  - Więc... czemu chciałeś mnie widzieć?
  - Och, tak. Stwierdziłem, że wybierzemy dla ciebie jakieś zwierzę, żebyś nie musiała czuć się samotna. Jeśli oczywiście tego chcesz - dodał pospiesznie, gestykulując rękoma.
  - Oczywiście, że chcę - uśmiechnęła się brunetka. - Mason idzie z nami?
  - Tak - powiedział mężczyzna, zerkając na notes leżący na biurku. - Powinien niedługo być.
  Carrien kiwnęła głową, na znak że rozumie i odgarnęła włosy za uszy. Nadal zastanawiała się po co był tu strażnik jej siostry. Może Lorethan go przysłał? Nigdy nic nie wiadomo, pomyślała zagryzając dolną wargę. Miała nadzieję, że Livien naprawdę jest cała i zdrowa.
   A co jeśli to jej smoczątko coś jej zrobiło?
   To pytanie pojawiło się w jej głowie nagle i niespodziewanie. Może wszyscy odkryli, że jej bliźniaczka sypia ze smoczym jajem pod poduszką? Przecież trzymanie smoka było nielegalne. Poza tym wszyscy myśleli, że te stworzenia wyginęły.
   Rozmyślania dziewczyny przerwało wejście Masona. Chłopak otworzył drzwi z hukiem i wpadł zdyszany do gabinetu. Spojrzał przepraszająco najpierw na Carrien a następnie na Sedriga. Ciężko oddychając, przetarł twarz dłońmi.
   - Wybaczcie, nie chciałem się spóźnić. Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo - powiedział, starając się ustabilizować oddech.
   - Nie, Masonie. Przybyłeś w samą porę - powiedział kociooki mężczyzna starając się zamaskować jakoś śmiech.
   Carrien nawet nie starała się ukrywać tylko otwarcie parsknęła śmiechem. Widok Masona w rozczochranych włosach i czerwonych policzkach był niesamowicie zabawny. Rudzielec patrzył na nią z wyrzutem. Nienawidził gdy ktoś się z niego śmiał, a już szczególnie, kiedy robił to ktoś z jego przyjaciół.
    Brunetka wstała, starając przestać się śmiać.
    - Skoro Mason jest to idziemy już? - zapytała, uśmiechając się promiennie do rudzielca.
    Mason wymamrotał coś niewyraźnie, a Sedriq również podniósł się ze swojego miejsca. Kiwnął głową i razem ze swoją wnuczką oraz jej przyjacielem wyszedł z gabinetu na korytarz. Prowadził tę dwójkę krętymi tunelami w stronę kompletnie nieznaną Carrien. Po chwili jednak dziewczyna zaczęła kojarzyć te skręty. Szli w stronę stajni, tam gdzie po raz pierwszy spotkała Masona. Brunetka szturchnęła rudzielca.
   - Hej, Mason, masz tatuaż? - zapytała.
   - Tak, na tyłku. Chcesz zobaczyć? - prychnął chłopak.
    Carrien sprzedała mu mocnego kuksańca w żebra i zachichotała.
   - Nie, dzięki, zboczeńcu!
   - Żartowałem. Tak naprawdę to mam na plecach - roześmiał się, obejmując ją. - Czemu pytasz?
   - Też chciałam sobie zrobić - brunetka wzruszyła niewinnie ramionami. - Sedriqu, mogłabym? - zwróciła się przymilnie do dziadka.
    - Tylko jeden tatuaż. Żadnego wyzywającego piercingu i nic w tym stylu - pogroził jej mężczyzna.
    - Wyzywającego piercingu?
    Mason zachichotał, widząc jak dziewczyna marszczy brwi, trawiąc to co przed chwilą powiedział jej kociooki dziadek.
    - O Boże! - jęknęła i skryła twarz w dłoniach.
    Rudzielec śmiał się jak opętany z zażenowania swojej brązowowłosej przyjaciółki. Dalej ta trójka szła w milczeniu, dopóki po kilku minutach marszu nie minęli stajni i trafili do ogromnego pomieszczenia, z sufitem wygiętym w kształt łuku. W ścianach znajdywały się wnęki, w których swobodnie spały lub bawiły się przeróżne gatunki zwierząt.
    - Sedriqu! Witaj, przyjacielu, co cię do mnie sprowadza? - wysoki, barczysty mężczyzna pojawił się znikąd, ściskając dłoń Sedriqa. - Czy to twoja wnuczka? Wiele o niej słyszałem - powiedział, patrząc na Carrien z uśmiechem, którego nie dało się nie odwzajemnić.
    - Dzień dobry - wymamrotała dziewczyna.
    - Mów mi Sam, kochana, po imieniu. Pewnie przyszłaś tu po zwierzę, prawda młoda damo? Śmiało, rozglądnij się - Sam zatoczył dłonią półokrąg.
   Zafascynowana dziewczyna zrobiła kilka kroków do przodu. Tym co ją zdziwiło było to, że żadne zwierzę nie walczyło z innymi. Jej uwagę przykuły dwa kociaki bawiące się obok jej stóp. Jeden z nich był śnieżnobiały, a drugi szaroczarny, z ciemną łatką na uszku. Brunetka schyliła się i pogłaskała go. Zwierzę spojrzało na nią piwnymi oczami i zamruczało z zadowoleniem.
    - Mogę go wziąć? - zapytała, patrząc czule na kociątko.
    - Oczywiście! - Sam zaśmiał się donośnie. - Tak więc, Carrien, od dziś twoim towarzyszem na dobre i na złe zostaje Jekyll - mrugnął do niej.
  Jekyll? Cóż za dziwne imię, pomyślała brunetka, przesuwając palcami po mięciutkim futerku.

________________________________

 NARESZCIE!
 W końcu pojawił się nowy rozdział :') Który dedykuję Olci i Jagodzie, bo mają dziś urodziny! Sto lat,  kochane! :*
  Jak zauważyliście, na blogu jest inny szablon. Jest on TYMCZASOWY i został wykonany przez Jill  z Zaczarowanych Szablonów :)