muzyka

Uwaga!

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 12



ROZDZIAŁ DWUNASTY


 Livien uderzyła Lorethana pięścią w ramię. To chyba był dziesiąty raz dzisiejszego wieczoru, kiedy oberwał  od dziewczyny. Blondynka nawet nie zdawała sobie sprawy, jakie mocne ma uderzenie.
 - Za co to? - syknął czarnowłosy elf.
 Blondynka nawet nie odrywała wzroku od miejsca w podłodze, w którym znajdowała się klapa, przez którą dosłownie kilkanaście sekund temu przeszła jej siostra. Lorethan nie próbował siłą jej z tamtąd odciągnąć, bo wiedział, że i tak nic nie zdziała. Poza tym, nie chciał dostać od niej kolejny raz. W końcu dziewczyna uniosła głowę. Wzrok miała nieobecny, co dało się zauważyć od razu. Tak jakby myślami była miliony kilometrów stąd. Ruszyła w stronę wyjścia z piwnicy, a Reth potruchtał za nią. Bał się, że dziewczyna pójdzie gdzieś, gdzie nie powinna. 
 A tymczasem ona udała się do swojego pokoju. Zielonooki wszedł tam za nią i oparł się o ścianę. Livien usiadła na łóżku i wzięła na kolana smocze jajo. Ostatnio robiła to bardzo często. Siadała gdzieś, poza zasięgiem wzroku innych i brała je na kolana. Wodziła palcami po gładkiej, śnieżnobiałej powierzchni, pokrytej ledwie widocznymi srebrnymi prążkami. Jakaś część dziewczyny chciała, żeby smok wykluł się teraz, w tej chwili, ale ta druga część wolała, żeby zwierzę jeszcze poczekało. 
 W końcu dziewczyna zwróciła spojrzenie swoich przenikliwych, turkusowych oczu na czarnowłosego elfa nadal stojącego pod ścianą.
 - Siadaj - wskazała mu miejsce obok siebie.
 Lorethan posłusznie zrobił co mu nakazała. Dziewczyna westchnęła cicho i odgarnęła za ucho kosmyk swoich blond loków, które odgarnęła sobie na prawe ramię. 
 - Czemu nie mówiłeś, że masz brata czarownika? - zapytała blondynka cicho i jakby z wyrzutem. 
 - Czemu nie mówiłaś, że zaatakował cię gald? - odbił piłeczkę Lorethan. 
 - Lorethan - jedno słowo wystarczyło jej, by upomnieć czarnowłosego elfa.
 - Przepraszam - westchnął zielonooki. - Masona i mnie rozdzielono, gdy mieliśmy po jedenaście lat. Akurat wtedy zaczęła się wojna między elfami a czarownikami. Dostaliśmy zakaz spotykania się, a ja jako jedyny elf w rodzinie zostałem wywieziony jako jeden z pierwszych. Moja matka nie mogła mnie zostawić, więc skłamała i przeniosła się tu razem ze mną. - zerknął na dziewczynę oczekując jakiejś reakcji, ale ona siedziała w ciszy i słuchała go z uwagą. Przestała głaskać jajo. - Spotkałem się z Masonem po jakichś dwóch latach. Oskarżył mnie o to, że zabrałem mu matkę. Właśnie dlatego, nie chciałem ci o tym mówić. Nie było o czym. Nie sądzę, żeby między nami kiedykolwiek zapanowała zgoda, Liv. Nie to co ty i twoja siostra.
 Elf odwrócił wzrok, po to by dziewczyna nie widziała jego zaszklonych oczu. Poczuł dotyk jej drobnej, chłodnej dłoni na ramieniu i niemal się wzdrygnął.
 - Tak mi przykro, Lorethanie... - wyszeptała.
 Czarnowłosy podniósł się szybko, strząsając jej dłoń z ramienia. Dziewczyna spojrzała na niego na wpół ze zdziwieniem, na wpół z urazą.
 - Niepotrzebnie - powiedział, wychodząc z pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi. 
 Livien zrobiło się naprawdę przykro. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Opadła na poduszki i przytuliła smocze jajo do piersi. Dwoma kopnięciami zsunęła delikatne pantofle ze stóp i podkuliła nogi. Przez okno widziała srebrną tarczę księżyca, który rzucał delikatną srebrną poświatę wokół siebie. Dziewczyna podniosła jajo do góry, pod światło. W środku zarysowywał się delikatny, czarny cień, małego zwiniętego w kłębek smoka.
 Splotła dłonie pod policzkiem i czekała na sen, którego naprawdę potrzebowała. Kiedy w końcu przybyły po nią ramiona Morfeusza, nie opierała się im.
 Rzadko kiedy podczas spania miała jakiekolwiek sny. Ale ten, który miała teraz był wyjątkowo realistyczny.
 Stała na wielkim, kamiennym murze i z góry patrzyła na scenę rozgrywającą się w dolinie. Morze czarnych, paskudnych potworów biegło w stronę ubranych w białe zbroje postaci. Obok niej, na murze stało tysiące łuczników z napiętymi już łukami. Wśród nich zauważyła Lorethana ze skupionym wyrazem twarzy. Chciała do niego podbiec, ale nie mogła się ruszyć. Krzyczała jego imię, ale nie słyszał jej.
 Kiedy przyjrzała się uważnie, zauważyła, że na czele czarnych stworów jedzie złocisto-zielony rydwan. Siedziały w nim jakieś dwie postacie, ale Liv nie widziała zbyt dobrze ich twarzy. Jedna ze stojących w rydwanie postaci wydała z siebie okrzyk w nieznanym dziewczynie języku i potwory ruszyły warcząc wściekle. Kiedy jeden z łuczników wystrzelił, Livien obudziła się.
 Siedziała na łóżku zlana potem, oddychając szybko. Co to było?, zadała sobie w myślach pytanie. Rozglądnęła się. Jajo leżało na ziemi, wydając z siebie dziwne odgłosy przypominające gruchotanie kości. Livien wzięła je do rąk, i krzywiąc się położyła je sobie na kolanach. Zmarszczyła brwi i wciągnęła ze świstem powietrze, gdy skorupa jajka zaczęła powoli pękać.
 Szybko złapała jajo i wybiegła z pokoju. Musiała znaleźć Lorethana. Teraz, zaraz. Najszybciej jak umiała zaczęła biec w stronę pokoju zielonookiego elfa. Ślizgała się na posadzce, ale i tak nie zwalniała. Zapukała mocno w drzwi zrobione z jasnego, kremowego drewna. Lorethan otworzył po kilku sekundach. Dziewczyna pokazała mu jajo, które wydawało z siebie coraz głośniejsze dźwięki i widać było na nim coraz więcej pęknięć. Przepchnęła się obok niego do jego pokoju i stanęła na środku. Pomieszczenie było urządzone głównie w kolorze brązowym i beżowym.
 - Co ty tu robisz? - zapytał Lorethan. Wyglądał na wkurzonego.
 - To coś się wykluwa, kretynie i jeśli ma kogoś zabić to wolę, żebyś to był ty - warknęła w odpowiedzi Livien, kładąc jajo na biurku Lorethana.
 Chłopak spiorunował ją wzrokiem, a ona wytrzymała jego spojrzenie i usiadła przy biurku. Jajo trzęsło się coraz bardziej, a jego skorupa wydawała coraz głośniejsze trzaski. Z jednej strony Liv chciała, aby smok wykluł się już teraz, ale z drugiej strony trochę, a nawet bardzo się bała. Lorethan odsunął się na bezpieczną odległość i skrzyżował ramiona na piersi.
 Kiedy kawałek skorupy oderwał się i spadł na ziemię, Liv wciągnęła powietrze ze świstem. Pierwszym, co zobaczyła były niewielkie, błoniaste skrzydła w kolorze świeżego śniegu. Potem wyłoniło się całe smocze pisklę. Było ono wielkości piłki do piłki ręcznej. Miało duże, przenikliwe oczy, kolorem zbliżone do tęczówek Livien. Stworzenie zamachało ogonem pokrytym kolcami i zwróciło wzrok na blondynkę.
 Dziewczyna wyciągnęła otwartą dłoń w stronę młodego smoka. Delikatnie, opuszkami palców przesunęła po jego śnieżnobiałych łuskach. Były gładkie, ale dziewczyna wiedziała też, że niesamowicie twarde. Smok zamknął oczy i wydał z siebie cichy pomruk. Rozłożył swoje niewielkie skrzydła i wzleciał do góry, by wylądować na ramieniu blondynki i delikatnie wczepić pazury w materiał jej jasnozielonej sukni.
 - Jesteś przepiękny - wyszeptała dziewczyna, na co stworzenie zamachało ogonem, a z jego nozdrzy wydobył się niewielki obłoczek dymu. - Przepraszam. Przepiękna - poprawiła się Liv z szerokim uśmiechem.
 Lorethan z uśmiechem patrzył na dziewczynę i młodego smoka, który siedział na jej ramieniu i bez problemu pozwalał się głaskać, a od czasu do czasu łapał delikatnie w zęby dłoń dziewczyny. Blondynka przyjmowała to z cichym chichotem.
 - Przydałoby się, żebyś nadała jej jakieś imię - powiedział zielonooki wskazując na młodą smoczycę.
 Blondynka w zamyśleniu podrapała stworzenie pod brodą. Przypomniały jej się nagle wszystkie książki, które przeczytała i w których pojawiały się smoki. Każdy z nich był inny od poprzedniego, a zwierzę, które w tej chwili siedziało na jej ramieniu było jeszcze bardziej wyjątkowe.
 - Nie znam zbyt wielu smoczych imion - orzekła z przekąsem blondynka.
 - Może Serephira? - podsunął Lorethan.
 Smocze pisklę uniosło łebek i zamrugało oczyma. Wydało z siebie przyjemny dla ucha, melodyjny dźwięk, patrząc na Livien. Dziewczyna zmarszczyła brwi i zaczęła miętosić w palcach koniec luźnego rękawa jej sukni.
 - Chyba jej się podoba - odpowiedziała z uśmiechem, po czym pogłaskała smoka po grzbiecie. - Od teraz masz na imię Serephira - powiedziała do małej smoczycy.
 Serephira zamachała skrzydłami i zakręciła koło nad głową wnuczki Aithene. Z piersi dziewczyny wyrwał się donośny śmiech. Pozwoliła zwierzęciu zwinąć się w kłębek na swoich złożonych dłoniach.
 - Dziękuję - powiedziała Livien zwracając się do Lorethana.
 Zielonooki elf skinął jej głową, a jego twarz rozjaśnił uśmiech. Popatrzył jej w oczy, w których migotały wesołe iskierki.
 - Nie masz za co dziękować. Za to ja powinienem cię przeprosić za to, jak się zachowałem. Zdenerwowałem się - rzekł chłopak krzywiąc się.
 Serephira zasnęła zwinięta w kłebek między palcami blondwłosej dziewczyny. Livien popatrzyła na to niemal z matczyną czułością. Przez chwilę poczuła się niczym Daenerys, ale zaraz odpędziła tą myśl. Oczy powoli jej się zamykały, była zmęczona, co Lorethanowi od razu rzuciło się w oczy.
 - Chyba powinnaś się położyć - powiedział Lorethan ze swoim firmowym, chytrym uśmiechem.
 Livien wystawiła mu język i ziewając udała się ku drzwiom pokoju czarnowłosego. Serephira wyglądała niczym małe kociątko śpiące w ramionach swojej właścicielki.
 - Odprowadzić cię? - zapytał zielonooki uśmiechając się szerzej. Dziewczynie przez chwilę przemknęło przez myśl, że rozpruje sobie policzki.
 - Nie... trze-eeba - odrzekła ziewając i wychodząc na korytarz.
 Lorethan patrzył na nią jeszcze, oparty o framugę drzwi do swojego pokoju. Livien szła powoli i ociężale, widać było że najzwyczajniej w świecie usypia na stojąco. Chłopak parsknął śmiechem i podszedł do niej. Wziął ją na ręce, cicho już pochrapującą i przyciskającą swojego smoka do piersi. Zaniósł ją do jej pokoju i ułożył na łóżku, tak aby było jej wygodnie. Przykrył ją kołdrą i położył Serephirę na poduszce obok jej głowy.
 W progu popatrzył jeszcze na jej delikatną, jasną twarz, która w blasku promieni księżyca wyglądała niczym dziecięca twarzyczka. Lorethan uśmiechnął się i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi.

* * *

Moi kochani dzisiejszy rozdział jest zadedykowany dla Natalii Jankowskiej, która zrobiła dla mnie przewspaniały zwiastun, a mianowicie ten:



                     
 Brawa dla niej za świetnie wykonaną pracę! Naprawdę cieszę się z tego zwiastunu niewyobrażalnie serio ;-; Zakochałam się w nim lel ;-;
 Jak nie oglądniecie to będę zła ;-;

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 11


ROZDZIAŁ JEDENASTY


 Livien zaprowadziła całą gromadę do jadalni, gdzie wczoraj jej babcia powiedziała, że musi wyjechać w jakiejś ważnej sprawie. Carrien rozglądała się z ciekawością po zamku, chłonąc oczami każdy szczegół. Za nimi Lorethan i Mason byli tak cicho, jakby ktoś zabronił im mówić, pod groźbą śmierci. 
 Kiedy dotarli do sali, Liv usiadła na krześle, a obok niej zajęła miejsce jej siostra. Naprzeciwko nich usiedli rudzielec i czarnowłosy. Blondynka oparła brodę na dłoni i zwróciła się do siostry:
 - No więc? Dlaczego on nazwał cię Carrien?
 Brunetka zarumieniła się lekko i opowiedziała siostrze o tym, jak Sedriq powiedział jej, że może zmienić swoje imię na inne. Dziewczyna skorzystała z okazji, a imię, które teraz nosiła przyszło jej do głowy jako pierwsze. Mason posłał jej lekki uśmiech, więc dziewczyna odpowiedziała mu tym samym.
 - Okej, okej - Liv przerwała opowieść siostry, po czym spojrzała na rudowłosego czarownika, który przyprowadził jej siostrę do zamku. - A ty? Kim ty jesteś? - zapytała marszcząc brwi.
 - Jestem Mason. Mason Croakwood - odpowiedział chłopak na jej pytanie. - Brat Lorethana - dodał z zimnym uśmiechem.
 Blondynka spojrzała z wyrzutem na Lorethana, który patrzył wszędzie, byle nie w jej przenikliwe, turkusowe oczy. Carrien położyła dłoń na dłoni swojej siostry. Może i brunetka miała bardziej wybuchowy charakter, ale kiedy Livien coś zdenerwowało to potrafiła być naprawdę nie do zniesienia. 
 Livien przez chwilę przyglądała się Masonowi, ale nie dostrzegła ani krztyny podobieństwa między tą dwójką braci. Aż trudno było jej uwierzyć, że są rodziną. Dziewczyna rzuciła Lorethanowi spojrzenie mówiące: ,,porozmawiamy sobie później'', na widok którego jej siostra miała ochotę parsknąć śmiechem. 
 Mason skinął głową na Carrien, a ona wyjęła z kieszeni swojej skórzanej kurtki wymiętą kartkę i położyła ją na stole, między całą czwórką. Liv zasłoniła usta na widok potwora, który zaatakował ją w jej własnym domu i który omal jej nie zabił. W jej oczach wykwitł strach.
 - O Boże. Skąd to masz? - wyszeptała dziewczyna.
 - Livien, spokojnie - powiedzieli w tym samym czasie Lorethan i Carrien.
 Siostra blondynki spiorunowała czarnowłosego elfa wzrokiem i zwróciła się do swojej bliźniaczki ze słowami:
 - Ten potwór Liv. Nazywa się gald. On był powodem kłótni między elfami, a czarownikami.
 Lorethan zmarszczył brwi. 
 - To on was zaatakował? - zapytał.
 Siostry kiwnęły głową w tym samym czasie, a on zagryzł wargę z niepokojem i spojrzał na swojego brata z wyraźnym zdenerwowaniem w swoich jadowicie zielonych oczach. 
 - O co chodzi, Reth? - spytała cicho dziewczyna o długich blond lokach, siedząca naprzeciwko niego. 
 - To, że was zaatakował oznacza, że Galbdur musi żyć, mimo że na własne oczy widziałem jego egzekucję i najpewniej czyha na wasze życie. Nie wiem dokładnie czemu, ale sądzę, że jeśli to on to na pewno nie pracuje sam. - Lorethan ułożył dłonie na blacie stołu.
 Blondynka wciągnęła powietrze ze świstem.
 - Czyli podsumując, jakiś stary, zgrzybiały dziadek zmartwychwstał i teraz chce zabić mnie i moją siostrę, tak? - Livien z pozoru wyglądała na spokojną i opanowaną, ale w środku trzęsła się ze strachu. 
 - Spokojnie, nic wam nie zrobi, dopóki jesteście tutaj - uspokoił ją Mason.
 Blondynka już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy wszyscy usłyszeli kroki tuż pod drzwiami. Mason i Carrien zrobili się niewidzialni, gdy tylko rudzielec machnął ręką. Livien przełknęła ślinę, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł Aidon, elf, który złapał Carrien na granicy i mało jej nie zabił.
 - Wybacz, wasza wysokość, ale zdawało mi się, że słyszę jakiś znajomy głos - powiedział elf, kłaniając się blondynce.
 - Nie ma tu nikogo oprócz mnie i Lorethana, Aidonie - odrzekła z łagodnym uśmiechem Liv, kątem oka zerkając na krzesło, gdzie siedziała jej niewidzialna siostra.
 Carrien starała się oddychać najciszej jak umie, ale palce trzęsły jej się tak bardzo, że musiała zaciskać je na krawędzi krzesła, ale to i tak nie pomagało. Aidon skinął głową i wyszedł z sali, starannie zamykając za sobą drzwi.
 Livien nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia się, gdy jej siostra nagle pojawiła się obok niej. Lorethan pod stołem kopnął ją w kostkę i bezgłośnie powiedział: ,,musisz z nią pogadać''. Dziewczyna przewróciła oczami i kopnęła go w piszczel z całej siły, po czym z uśmiechem zwróciła się do siostry:
 - Może się przejdziemy? 
 Carrien skinęła głową ze wzruszeniem ramion i razem z siostrą wyszła z jadalni. Obie szły najciszej jak umiały. Liv zaprowadziła bliźniaczkę do swojej komnaty. 
 - Kim jest ten Mason? Tak, to jest spowiedź, kochana - powiedziała z udawaną powagą blondynka opierając się o ścianę.
 - Kolega - jej siostra zarumieniła się lekko, siadając na brzegu łóżka.
 Livien roześmiała się cicho, a brunetka poszła za jej przykładem. Siostrom tak brakowało właśnie takiej chwili. Takiej, w której obie zapominały o wszystkim i swobodnie się śmiały.
 Nagle wzrok Carrien przykuło śnieżnobiałe jajo leżące na biurku jej bliźniaczki. Dziewczyna zmarszczyła brwi, tak że na jej czole pojawiły się zmarszczki.
 - Co to jest, Liv? - zapytała brunetka przechylając głowę na bok.
 - Hm... To? To... nic takiego - blondynka zaczęła się jąkać, wyłamując palce.
 - Liv - powiedziała z naciskiem jej siostra.
 - Och, no dobra. To jest smocze jajo - powiedziała cicho Livien.
 - Że co? - Carrien wstała tak gwałtownie, że potknęła się i upadła na podłogę, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy blondwłosej dziewczyny.
 - Znalazłam je w lesie. Myślałam, że to kamień, więc je wzięłam - skrzywiła się dziewczyna, patrząc na znalezione przez siebie jajo.
 - Masz smocze jajo. W swoim pokoju. Z którego w każdej chwili może wykluć się zimnokrwisty zabójca ziejący ogniem. Dobrze zrozumiałam?
 - Nie panikuj, Rocky... - Carrien wzdrygnęła się słysząc swoje poprzednie imię, wskutek czego jej blondwłosej siostrze zrobiło się przykro. To świadczyło o tym, że w jakiś sposób brunetka zostawiła przeszłość daleko w tyle.
 Przez chwilę siostry siedziały w milczeniu. Żadna z nich nie odważyła się wypowiedzieć ani jednego słowa, bo bała się że urazi drugą. W końcu jednak to Livien przerwała ciszę panującą między nimi dwoma:
 - Sądzę, że powinnyśmy spróbować poszukać rodziców - orzekła.
 - Chyba masz rację - powiedziała Carrien splatając ręce na piersi. - Ale niby gdzie mamy ich szukać? Nawet nie jesteśmy pewni, czy zostali porwani. Równie dobrze mogli po prostu zostać po godzinach w pracy, a my po prostu pomyślałyśmy sobie coś idiotycznego.
 - Rocky - upomniała Liv siostrę.
 - Nie mów tak do mnie. Mam na imię Carrien, przyzwyczaj się do tego.
 - Masz na imię Rocky. Co się z tobą dzieje? - w oczach blondynki zalśniły łzy. Zbliżyła się do siostry z zamiarem przytulenia jej, ale ona stała sztywno i nie zrobiła nawet kroku w stronę swojej blondwłosej bliźniaczki.
 Carrien zauważyła jak dolna warga jej siostry się trzęsie i natychmiast podbiegła do niej, żeby ją przytulić.
 - Przepraszam. - powiedziała dziewczyna ze skruchą.
 - Nic się nie dzieje - odrzekła blondynka ocierając łzy z policzków i pociągając nosem.
 - Masz rację co do tego, że powinnyśmy poszukać rodziców, ale naprawdę nie wiem, gdzie mogłybyśmy zacząć - wzruszyła ramionami Carrien, krzywiąc się, co było u niej dość częstym odruchem.
 - Mogłabym pogadać z Lorethanem i w jakiś sposób dać ci znać - podsunęła Livien uśmiechając się. - Tym tunelem, którym przyszłaś na pewno można dostać się też w drugą stronę, więc sądzę, że mogłoby się to udać.
 - Pewnie tak - powiedziała brunetka z ulgą.
 - A kiedy smok się wykluje na pewno cię o tym powiadomię, uwierz - roześmiała się Liv, wskazując podbródkiem na białe jajo, któremu nadal z zaciekawieniem przyglądała się jej siostra.
 - No dobra - Carrien również się roześmiała.
 - Boję się, wiesz? Strasznie - wyszeptała blondynka.
 - Ja też, Liv. Ja też. Ale jeśli mamy przez to wszystko przechodzić to przejdziemy to razem, okej?
 Blondynka kiwnęła głową z uśmiechem i objęła siostrę. Co racja, to racja. Jeśli coś miało się stać, to obie w tym tkwiły. I żadna z nich nie miała zamiaru opuścić drugiej.
 - Chodźmy to Masona i Lorethana. - powiedziała z uśmiechem Livien.
 - Mam nadzieję, że nie rozsadzili ci jadalni - odrzekła z przekąsem Carrien.
 Livien roześmiała się tak szczerze, jak nie robiła tego od dawna. Razem z siostrą wyszła na korytarz i wróciła do sali, w której czekali na nie chłopcy, nadal pogrążeni w milczeniu. Kiedy Mason zauważył brunetkę, podniósł się z siedzenia.
 - Możemy już iść? - zapytał dziewczyny, choć widać było, że to nie prośba a rozkaz.
 - Co? Nie - blondynka odpowiedziała za swoją siostrę, marszcząc brwi.
 Carrien położyła dłoń na ramieniu bliźniaczki i spojrzała na nią wymownie.
 - Daj spokój, Liv. Naprawdę już czas, żebym wracała - odrzekła łagodnie dziewczyna.
 Lorethan wzruszył ramionami, patrząc na blondwłosą wnuczkę Aithene. Chyba dawał jej do zrozumienia, że w tej kwestii nic nie wskóra.
 - Możemy chociaż was odprowadzić? - spytała z nadzieją Liv.
 Mason kiwnął głową, z ledwo dostrzegalnym cieniem uśmiechu na twarzy. Lorethan wyprostował się na swoim miejscu.
 - Zaczekam tu - powiedział, patrząc na blondynkę.
 Rzucone mu przez nią spojrzenie sprawiło, że natychmiast się podniósł i ruszył za tą trójką. Livien kopnęła go w kostkę, przez co zaczął niemal niewidocznie utykać. Bliźniaczki szły obok siebie trzymając się za ręce z całej siły.
 Kiedy w końcu dotarli do piwnicy, w której znajdowało się wejście do tunelu, dziewczyny znów się rozpłakały. Łzy ciekły im po policzkach zostawiając wilgotne smugi.
 - Masz tu jeszcze przyjść, zrozumiałaś? Bo jak nie, to znajdę cię i uduszę, obiecuję - powiedziała Livien pociągając nosem.
 Carrien skinęła głową i uśmiechnęła się blado. Kiwnęła głową na pożegnanie Lorethanowi i za Masonem wsunęła się do tunelu.
 Liv patrzyła jeszcze chwilę, jak w tunelu rozbłyska światło z pochodni, po czym Lorethan zatrzasnął klapę w podłodze.



------------------------------

Rozdział 11 właśnie się narodził oh :') Cieszę się strasznie, Jezu. Mam nadzieję, że do końca roku napiszę te trzydzieści rozdziałów (conajmniej lol). Ogólnie to zazdroszczę tym, co mają teraz ferie serio :') Chciałabym mieć wolne i móc skończyć czytać 'Grę o Tron'.
Btw rozdział dla Żurka, bo jest super i dla Kasi bo ją kocham i dla Szczurka bo ją też kocham, mimo że nie chce się jej iść na dyskotekę c':

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 10


ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


 Carrien przewróciła stronę w książce o historii czarowników. Każda strona zapisana była pochyłym pismem i pokryta pięknymi rysunkami, które zapierały dech w piersiach. Brunetka trzymała w dłoni kubek z ciepłą herbatą, która przyjemnie parzyła jej gardło. Dziewczyna nie wiedziała dokładnie czego szuka w tej księdze.
 Z hukiem zatrzasnęła tomisko, gdy w końcu zrozumiała, że nie ma tu nawet wzmianki i podziale między elfami a czarownikami. Książka spadła z biurka, a z pomiędzy jej stron wypadła pojedyncza kartka. Dziewczyna schyliła się po nią ze zmarszczonymi brwiami. Na papierze narysowany był stwór, który wyglądał niemal identycznie, jak ten, który zaatakował Carrien i Liv w ich domu. Kursywą, obok rysunku napisano:

  ,,Powodem konfliktu między tymi dwoma gatunkami był czarownik o imieniu Galbdur. W wyniku swoich eksperymentów stworzył on bestię, którą nazwał galdem. Potwory mnożyły się i wkrótce opanowały całą Puszczę. Elfowie oskarżyli czarowników o spisek i wygnali ich na inne ziemie. Rodziny zostały rozdzielone i dostały zakaz spotykania się ze sobą.
    Galbdur podobno wypędził galdów na Nieznane Ziemie, na które nikt nie odważa się zapuszczać.''

 Brunetka zakryła usta dłonią. Musiała powiedzieć to Masonowi. Najszybciej jak umiała założyła swoją skórzaną kurtkę, wsunęła buty na stopy i potykając się wybiegła z pokoju. Kartkę z rysunkiem schowała do kieszeni. Dzięki Bogu, chłopak pokazał jej wczoraj gdzie mieszka, więc teraz dotarła tam bez żadnych trudności. 
 Dziewczyna zapukała w ciemne, gładkie drzwi i zdyszana oparła dłonie na kolanach. Mason otworzył jej już po kilku sekundach.
 - Mogę wejść? - zapytała.
 - Jasne - odrzekł Mason przepuszczając ją w drzwiach.
 Carrien odgarnęła grzywkę z oczu i podstawiła chłopakowi kartkę znalezioną w książce pod nos. Mason wziął ją do ręki.
 - Ten stwór, Mason. On zaatakował mnie i moją siostrę - brunetka usiadła na łóżku, które stało obok półki z książkami.
 Rudzielec przyjrzał się rysunkowi ze zmarszczonymi brwiami. Podszedł do swojej biblioteczki i wyjął z niej księgę dwa razy grubszą niż ta, w której Carrien znalazła luźną kartkę. Otworzył ją i szybko przekartkował, po czym usiadł obok brunetki. Pokazał jej fragment od wyrwanej strony w środku tomiska. Idealnie pasowała do niego kartka znaleziona przez dziewczynę.
 - Gdzie znalazłaś tę kartkę? - spytał chłopak.
 - W książce. Historii czarowników. Leżała na półce z książkami. A co? - brunetka uniosła brew w charakterystycznym dla siebie geście.
 - Jakiej była grubości?
 - Mnie więcej dwa razy mniejsza niż ta - odpowiedziała dziewczyna, wskazując na książkę, leżąca na kolanach przyjaciela.
 - To była fałszywka, Carrien - Mason popatrzył na nią poważnie.
 - Co? - brunetka ogłupiała.
 - To - podniósł swoją księgę do góry. - To jest oryginał. A raczej jego kopia. Zrobiłem ją, wtedy kiedy całe zbiory biblioteki były dostępne dla wszystkich. Potem tą prawdziwą księgę ukryto gdzieś w Tajemnych Zbiorach, a każdy czarownik dostał fałszywkę do swojego pokoju.
 - W takim razie skąd ta kartka wzięła się w mojej książce? - spytała dziewczyna cicho, patrząc na rysunek galda i wypisany obok niego tekst.
 - Nie martw się. Dowiemy się tego, zobaczysz - chłopak położył jej dłoń na ramieniu.
 Carrien zaczęła wyłamywać palce. Prawda była taka, że nie przyszła tu tylko po to, żeby pokazać mu znalezioną przez siebie kartkę. Miała też swoje ukryte motywy.
 - Mason... - zaczęła.
 - Chcesz żebym zabrał cię do siostry, tak? - przerwał jej chłopak.
 Dziewczyna otworzyła szeroko usta. Skąd wiedział?.. Zaraz, zaraz...
 Uderzyła go mocno w ramię.
 - Hej, za co to? - zapytał Mason krzywiąc się. Dziewczyna miała naprawdę silne uderzenie.
 - Czytałeś mi w myślach? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Carrien, mrużąc oczy.
 - Nie do końca czytałem ci w myślach. Po prostu zerknąłem do twojej głowy i tyle. - chłopak rozmasowywał obolałe miejsce na ramieniu.
 - Jeszcze raz to zrobisz, a walnę cię mocniej, obiecuję - zagroziła mu brunetka.
 - Dobra dobra - Mason zrobił skwaszoną minę. - Mam nadzieję, że jesteś ubrana ciepło - zlustrował ją wzrokiem.
 - Tak - odpowiedziała nieco zbita z tropu dziewczyna. 
 - Świetnie. Weź ze sobą kartkę i chodź. - Mason założył ciepłą, zieloną bluzę i otworzył drzwi swojego mieszkania. 
 Carrien schowała kartkę do kieszeni i szybko wybiegła za nim na korytarz. 
 - Gdzie idziemy? - zapytała dziewczyna truchtając obok swojego rudowłosego przyjaciela.
 - Zabieram cię do siostry - odrzekł chłopak. 
 Machnął dłonią i wszystkie pochodnie wiszące na ścianach tunelu zapłonęły żywym ogniem. Brunetkę naszły odruchy wymiotne, gdy zobaczyła miliony lepkich pajęczyn i pełzające po podłodze tłuste, czarne pająki. Wzdrygnęła się, gdy jeden z nich przebiegł koło niej. 
 - Musimy iść tędy? - zapytała słabym głosem. Panicznie bała się pająków.
 - To jedyne istniejące przejście do królestwa elfów. Prowadzi prosto do pałacowych piwnic, a stamtąd szybko dostaniemy się na górne piętra, gdzie powinniśmy znaleźć twoją siostrę.
 - Skąd ty to wszystko wiesz... - brunetka pokręciła głową z niedowierzaniem, a Mason odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
 Prowadził ją przez pogrążony w półmroku tunel tak, żeby dziewczyna nie nadepnęła na żadnego pająka ani nie wpadła twarzą w którąś z pajęczyn. Podejrzewał, że wtedy zaczęłaby drzeć się jak opętana, a to nie przyniosłoby im szczęścia.
 Po kilku minutach marszu w ciszy, dotarli do miejsca, gdzie Mason się zatrzymał. Sięgnął do góry i otworzył klapę. Chciał pomóc Carrien tam wskoczyć, ale dziewczyna zawahała się.
 - Przecież jeśli elfowie nas zobaczą, to mamy przerąbane - powiedziała szeptem.
 - Nie zobaczą - chłopak mrugnął do niej.
 Brunetka otworzyła szeroko usta i pokręciła głową z niedowierzaniem. Pozwoliła się podsadzić i wdrapała się na górę, przy pomocy Masona. Upadła na zimną posadzkę. Skrzywiła się i zaczęła rozmasowywać sobie plecy. Po chwili rudzielec pojawił się obok niej. Pomógł jej wstać, a ona spróbowała dostrzec coś wśród panującego wokół półmroku. Zauważyła tylko kręte, drewniane schody prowadzące do góry, w stronę których pociągnął ją Mason. Weszli po nich, uważając, żeby nie spaść.
 Kiedy w końcu dotarli na górę, Mason nakazał Carrien zachowywać się najciszej jak umie. Elfy mają niesamowicie czuły słuch, więc słyszą nawet najcichszy szelest. Dziewczyna kiwnęła głową, na znak, że rozumie i razem z rudzielcem wyszła na chłodny korytarz.
 Co jakiś czas napotykali pojedynczego elfa z królewskiej straży, ale dzięki Masonowi żaden z nich ich nie zauważył. Carrien zauważyła nawet tego elfa, który mało jej wczoraj nie zastrzelił, kiedy przeszła przez granicę. Wpatrzył się prosto w przestrzeń, gdzie stała dziewczyna, ale dzięki Bogu nie zauważył jej. Dziewczyna westchnęła bezgłośnie i pobiegła za Masonem, całkowicie zdając się na niego.
 Nagle Mason stanął jak wryty, a brunetka uderzyła w jego plecy policzkiem. Skrzywiła się i wyszła zza chłopaka, żeby zobaczyć o co chodzi. Sama otworzyła szeroko usta, gdy zobaczyła co jest powodem zdziwienia chłopaka.
 Na końcu korytarza szła wolno uśmiechnięta Livien, a obok niej kroczył wysoki, przystojny, czarnowłosy elf. Carrien po prostu nie mogła się powstrzymać i gdy tylko Mason sprawił, że stała się widzialna, podbiegła szybko do swojej siostry i rzuciła się jej na szyję. Liv uniosła wzrok i rozpłakała się na widok siostry. Po kilku sekundach już obu dziewczynom łzy ciekły ciurkiem po policzkach. Nie widziały się zaledwie kilka dni, ale ta rozłąka była dla nich tak bolesna, że nie mogły się powstrzymać. Ściskały się mocno, tak że jedna dusiła drugą. Za plecami blondynki czarnowłosy zmarszczył brwi na widok Masona, a rudzielec zrobił to samo.
 Bliźniaczki oderwały się i otarły łzy.
 - Mój Boże, tak strasznie się za tobą stęskniłam - powiedziała Livien trzęsącym się głosem. Nie okazywała tego, ale czuła się tak, jakby jej serce zostało rozdarte na pół.
 - Ja za tobą też - Carrien otarła policzki.
 - Więc to jest twoja siostra, Carrien? - zapytał Mason.
 Blondynka przechyliła głowę na bok i uniosła brew.
 - Carrien? - zapytała z niedowierzaniem.
 - No cóż... To dość długa historia - wymamrotała brunetka wbijając wzrok w swoje buty.
 - Livien? - zielonooki elf stojący za dziewczyną nadal wpatrywał się w czarownika, stojącego obok siostry blondynki.
 - Poczekaj, czy ty nie nazywasz się Lorethan? - zapytała Carrien, przyglądając się uważnie jego twarzy i szukając jakiegoś podobieństwa między nim a rudzielcem, który ją tu przyprowadził.
 - Chyba mamy sobie dużo do opowiedzenia, nie sądzicie? - Liv skrzyżowała ramiona na piersi.
 - Chyba tak - odparli chórem Mason i Lorethan.
 - W takim razie chodźcie do jadalni. Tam raczej nikt nas nie podsłucha - Livien złapała siostrę za rękę i pociągnęła ją w głąb korytarza.
 Czarownik i elf ruszyli za nimi, co jakiś czas piorunując się wzrokiem.

* * *

Witajcie kochani!
Boże, to już dziesiąty rozdział i stuknęło nam już ponad 5000 wyświetleń! Nawet nie wiecie jak się cieszę, jejuniu. Btw od poniedziałku będę chodzić w okularach xd Podobno ludzie, którzy mają okulary są bardziej inteligentni, lols xd
Rozdział z dedykacją dla Cysi, żeby nie zapominała, że jak będzie czegoś potrzebowała to ma mnie i zawsze może mnie o wszystko poprosić. <3
No i ogólnie to fp na facebooku powstał jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Odnośnik macie w zakładkach.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Liebster Blog Award


                       Po raz drugi zostałam nominowana do Liebster Blog Award ^^
                Dziękuję za nominację: http://wspomnienia-dorcas-meadowes.blogspot.com/
       

                               Oto pytania, które mi zadano razem z moimi odpowiedziami:
      
    
   Skąd czerpiesz inspirację?    

   Nie ma chyba takiej konkretnej osoby, albo rzeczy, która mnie inspiruje. Są to małe rzeczy, każda na swój sposób dla mnie ważna, a dla innych nie. Ale tym, co zainspirowało mnie ogólnie do napisania tego opowiadania była książka 'Wierna' Veronici Roth. Nie wiem czemu, jakoś tak wyszło, że po przeczytaniu zakończenia stwierdziłam, że napiszę własną książkę ;-; 


  Kto jest twoim ulubionym pisarzem?

   Chyba jest to autor ,,Hobbita'' i trylogii ,,Władca Pierścieni'', John Ronald Reuel Tolkien. Jestem pełna podziwu dla tego mężczyzny, bo nie każdy zdołałby wymyślić całkowicie inny świat oraz język. Przy pisaniu swoich książek na pewno miał sporo pracy, ale nie poddał się, i to właśnie sprawia, że jest moim ulubionym autorem. Mam nadzieję, że mnie uda się zabłysnąć choć w części tak bardzo jak on.

  Co najbardziej lubisz w pisaniu?

  Tą satysfakcję i radość, że mogę swoje myśli przelać na papier i kimś się z nimi podzielić. Jeszcze lepiej się czuję, jeśli się to komuś podoba.

  Jaki gatunek książek czytasz najchętniej?

 Raczej fantasy, albo kryminały czy coś w ten deseń. Ale zdarza się, że przeczytam jakąś fajną książkę historyczną, która wcale nie jest gorsza od np. ,,Harry'ego Pottera''.

  Kto jest twoim ulubionym bohaterem literackim?

 Luna Lovegood z serii książek o Harry'm Potterze. Ona była taka super, żyła w swoim świecie i jakoś nie przejmowała się opiniami innych, a to jest cecha, którą bardzo chciałabym posiadać. Nie umiem tego uzasadnić, po prostu Luna jest taka supi i tyle xd
  No i ewentualnie jeszcze Legolas z ,,Władcy Pierścieni'' ;D

  W jakich fandomach jesteś?

  Wolę angielskie nazwy fandomów, więc wymienię je właśnie w tym języku, bo mogę ;-; Tribute, Demigod, Shadowhunter, Moroi, Narnian, Lovatic, Divergent, Azalean, GOT7'S, Marvel, Ringer i wiele wiele innych ;-;

 Dlaczego zaczęłaś pisać?

 Szczerze mówiąc to nawet nie wiem. Na początku zależało mi na tym, żeby móc wszędzie, do każdej książki wpleść historię mojej OC. Potem zaczęłam pisać różne ff, a od niedawna zaczęłam myśleć o wydaniu książki. Jakoś mniej więcej tak to było.. ;;

 Czym się interesujesz?

 Oprócz pisania i czytania? Niewieloma rzeczami. Jazdą konną, piłką ręczną, piłką nożną i chyba raczej tyle.. No i  jeszcze kolekcjonuję fobie, robię sobie mnóstwo selfie ale to się chyba nie zalicza do zainteresowań. Tak samo jedzenie..XD

 Przy jakiej muzyce lubisz tworzyć?

 Zazwyczaj pisząc, słucham wolnych, smutnych piosenek. Koją moje nerwy, dzięki czemu o wiele łatwiej jest mi się skupić na tworzeniu.

  Książki, które są dla ciebie szczególnie ważne to...

  Jest tylko jedna taka książka, a mianowicie trylogia ,,Władca Pierścieni'' J. R. R. Tolkiena. *to są w sumie książki ale ok* To one wciągnęły mnie w świat fantasy i uwiodły swoim urokiem. Do tej pory, po przeczytaniu ich już z dziesięć razy sięgam po którąś część, i czytam, żeby jeszcze raz przeżyć wszystkie przygody z Drużyną Pierścienia.

 Jaki tytuł nosiło twoje pierwsze opowiadanie?

  Moje pierwsze opowiadanie nie miało tytułu XD


  THE END


No, już skończyłam. chyba następnym razem nagram wideo jak odpowiadam na pytania, bo pisanie jest męczące xd No więc pora na to, żebym ja nominowała jakieś osoby prawda? Nie czytam 11 blogów, więc raczej nie nominuję tylu osób.


 NOMINUJĘ:

i...
i tyle XDD

Moje pytania:

1. Co stawiasz na pierwszym miejscu: rodzinę, sukces, przyjaciół czy miłość?
2. Kto z książkowych bohaterów jest dla ciebie wzorem do naśladowania?
3. Pierwsze opowiadanie, które przeczytałaś?
4. Czy dobrze się uczysz? *tak musiałam xd*
5. Jaki jest twój ulubiony smak cukierków?
6. Czy lubisz swoje imię? 
7. Twój ulubiony cytat?
8. Czy masz jakieś fobie?
9. Ulubiony wykonawca/zespół?
10. Masz jakieś uczulenie?
11. Jaki kolor lubisz i dlaczego?



                                           



wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 9


ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


 Livien zaniemówiła. Nie chodziło o to, że dziewczynka ją wystraszyła, tylko blondynce po prostu zabrakło języka w gębie. Spojrzała kątem oka na Lorethana, który kiwnął głową. 
 - Liv zostawiła swoją koronę w pokoju. Sądzę, że jak spotkacie się następnym razem to będzie już ją miała - elf posłał przyjazny uśmiech w stronę dziewczynki.
 Mała brunetka rozpromieniła się i wyciągnęła dłoń do Livien. Dziewczyna szybko wcisnęła biały kamień do kieszeni i podała rękę dziewczynce. 
 - Jestem Devynn - powiedziała dziewczynka radośnie.
 - Livien. Miło mi cię poznać Devynn - blondynka zdobyła się na słaby uśmiech. 
 Lorethan odciągnął ją do jednego ze stolików. Dziewczyna usiadła na krześle i wyciągnęła znaleziony na polanie kamień. Położyła go na stole, tak żeby Lorethan siedzący naprzeciwko niej mógł go zobaczyć.
 Czarnowłosy elf zachłysnął się powietrzem na jego widok. Uniósł wzrok na Livien, która położyła zaciśnięte w pięści dłonie na blacie stołu.
  - Wiesz co to jest? - zapytał jej.
  - Kamień? - odpowiedziała lekceważąco Liv.
 Lorethan przewrócił oczami i popatrzył na nią karcąco. Wziął kamień do ręki i zmarszczył brwi.
  - Gdzie go znalazłaś?
  - W lesie, na jakiejś polanie - wzruszyła ramionami dziewczyna.
  - Livien... To nie jest jakiś tam kamień, to jest smocze jajo - odrzekł zielonooki tak cicho, że usłyszała go jedynie blondynka siedząca naprzeciwko niego.
 Wnuczka Aithene zachłysnęła się powietrzem. Znalazła jajo smoka? Przecież smoki nie istnieją! Z drugiej strony, do tej pory myślała, że elfy i czarownicy też nie istnieją, więc... Teraz wszystko jest chyba możliwe.
  - Czyli chcesz powiedzieć, że znalazłam jajo bezlitosnego zabójcy ziejącego ogniem? - głos Livien zadrżał lekko.
  - Powiedziałem, że znalazłaś jajo smoka, ale tak też można mówić - wzruszył ramionami elf.
  - O Boże - głowa dziewczyny uderzyła o blat stołu. - Mam to gdzieś wywalić, tak?
  - Sądzę, że tak będzie najlepiej - pokiwał głową Lorethan.
  - Możemy iść się przejść? Brak mi świeżego powietrza - powiedziała Liv wstając ze swojego krzesła i szybko chowając jajo do kieszeni.
 Lorethan kiwnął głowa i razem z nią wyszedł z gospody. Po drodze starał się jej przedstawić jak najwięcej osób, w skutek czego Livien poznała Abby, jedyną kobietę w straży królewskiej, Barry'ego, rzeźnika, który zapewniał mięso całemu miastu, Bonny, utalentowaną szwaczkę, od której blondynka dostała kilka prześlicznych sukienek, w których, według Bonn, było jej do twarzy, oraz Glennę, mamę Lorethana. Kobieta ta była pełna energii, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. Kiedy tylko Liv przekroczyła próg jej domu, Glenna zatroskała się o jej bladą cerę i natychmiast posadziła ją przy stole, po czym poszła do kuchni, by przygotować jej coś do jedzenia. Ojca Lorethana nie było w domu, więc młoda wnuczka Aithene nie miała okazji go poznać, czego, jak jej powiedziała Glenna, powinna żałować.
 Teraz, kiedy powoli się ściemniało, Livien i Reth ruszyli w drogę powrotną do zamku. Dziewczyna podgryzała pulchne racuchy z cynamonem, które dostała od matki czarnowłosego elfa na drogę.
   - Twoja mama, to wspaniała kobieta - powiedziała blondynka wkładając do ust ostatni kawałeczek racucha,
   - Och tak. Jeśli tylko nie dostanie szału, z powodu tego, że zbyt mało jem. Uwierz, wtedy wciska mi do jedzenia wszystko co jest w domu - przewrócił oczami Lorethan.
 Liv roześmiała się głośno, a dźwięk ten rozniósł się chyba po całym mieście. Lorethan spojrzał na nią z uśmiechem. Cały czas trzymał jej sukienki, bo dziewczyna miała w dłoniach ciastka i racuchy od Glenny.
  - Lorethanie? - odezwała się Liv.
  - Słucham? - elf oderwał na chwilę wzrok od drogi i spojrzał na twarz towarzyszki.
  - Co mam zrobić z tym jajem? - spytała cicho dziewczyna, tak jakby bała się, że ktoś ją podsłucha.
  - Na twoim miejscu zaczekałbym trochę i przemyślał sprawę. Może udałoby się go wychować czy coś - wzruszył ramionami elf.
  -  A jak go nie wychowam to rozszarpie mnie na strzępy przy najbliższej okazji, prawda? - Livien starała się, żeby jej głos zabrzmiał wesoło, ale i tak słychać było nutkę zdenerwowania w jej tonie.
  - Spokojnie, Liv, nie rozszarpie cię. Małe po wykluciu zazwyczaj przywiązują się do pierwszej zobaczonej przez siebie osoby.
  - Zazwyczaj?
  - Zluzuj gorset, kochana.
  - Nie mam gorsetu, kretynie.
 Lorethan zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów.
  - W takim razie jutro go założysz - mrugnął do niej.
  - Zastanawiam się czy jeśli uderzę cię dostatecznie mocno tym kijem w łeb to się zamkniesz - powiedziała dziewczyna unosząc długi i gruby kij.
  - Łołoło, spokojnie. Już nic nie mówię - czarnowłosy uniósł brwi i ruszył w stronę zamku.
 Livien chcąc, nie chcąc ruszyła za nim ze skwaszoną miną, nadal trzymając w pogotowiu kij.
______________________________

 Hejka miśki c;
 Założyłam fp *NARESZCIE XD* więc jak będziecie chcieli coś wiedzieć, ewentualnie podrzucić jakieś fajne piosenki do playlisty, czy zaoferować się w sprawie zrobienia szablonu to możecie tam pisać xd [LINK]. W sumie to link też macie w zakładkach tutaj na blogu, ale ok.
 Rozdział dla Kasi (Rejczi) w ramach przeprosin za to, że nie pojadę na obóz ;-;