muzyka

Uwaga!

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 9


ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY


 Livien zaniemówiła. Nie chodziło o to, że dziewczynka ją wystraszyła, tylko blondynce po prostu zabrakło języka w gębie. Spojrzała kątem oka na Lorethana, który kiwnął głową. 
 - Liv zostawiła swoją koronę w pokoju. Sądzę, że jak spotkacie się następnym razem to będzie już ją miała - elf posłał przyjazny uśmiech w stronę dziewczynki.
 Mała brunetka rozpromieniła się i wyciągnęła dłoń do Livien. Dziewczyna szybko wcisnęła biały kamień do kieszeni i podała rękę dziewczynce. 
 - Jestem Devynn - powiedziała dziewczynka radośnie.
 - Livien. Miło mi cię poznać Devynn - blondynka zdobyła się na słaby uśmiech. 
 Lorethan odciągnął ją do jednego ze stolików. Dziewczyna usiadła na krześle i wyciągnęła znaleziony na polanie kamień. Położyła go na stole, tak żeby Lorethan siedzący naprzeciwko niej mógł go zobaczyć.
 Czarnowłosy elf zachłysnął się powietrzem na jego widok. Uniósł wzrok na Livien, która położyła zaciśnięte w pięści dłonie na blacie stołu.
  - Wiesz co to jest? - zapytał jej.
  - Kamień? - odpowiedziała lekceważąco Liv.
 Lorethan przewrócił oczami i popatrzył na nią karcąco. Wziął kamień do ręki i zmarszczył brwi.
  - Gdzie go znalazłaś?
  - W lesie, na jakiejś polanie - wzruszyła ramionami dziewczyna.
  - Livien... To nie jest jakiś tam kamień, to jest smocze jajo - odrzekł zielonooki tak cicho, że usłyszała go jedynie blondynka siedząca naprzeciwko niego.
 Wnuczka Aithene zachłysnęła się powietrzem. Znalazła jajo smoka? Przecież smoki nie istnieją! Z drugiej strony, do tej pory myślała, że elfy i czarownicy też nie istnieją, więc... Teraz wszystko jest chyba możliwe.
  - Czyli chcesz powiedzieć, że znalazłam jajo bezlitosnego zabójcy ziejącego ogniem? - głos Livien zadrżał lekko.
  - Powiedziałem, że znalazłaś jajo smoka, ale tak też można mówić - wzruszył ramionami elf.
  - O Boże - głowa dziewczyny uderzyła o blat stołu. - Mam to gdzieś wywalić, tak?
  - Sądzę, że tak będzie najlepiej - pokiwał głową Lorethan.
  - Możemy iść się przejść? Brak mi świeżego powietrza - powiedziała Liv wstając ze swojego krzesła i szybko chowając jajo do kieszeni.
 Lorethan kiwnął głowa i razem z nią wyszedł z gospody. Po drodze starał się jej przedstawić jak najwięcej osób, w skutek czego Livien poznała Abby, jedyną kobietę w straży królewskiej, Barry'ego, rzeźnika, który zapewniał mięso całemu miastu, Bonny, utalentowaną szwaczkę, od której blondynka dostała kilka prześlicznych sukienek, w których, według Bonn, było jej do twarzy, oraz Glennę, mamę Lorethana. Kobieta ta była pełna energii, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. Kiedy tylko Liv przekroczyła próg jej domu, Glenna zatroskała się o jej bladą cerę i natychmiast posadziła ją przy stole, po czym poszła do kuchni, by przygotować jej coś do jedzenia. Ojca Lorethana nie było w domu, więc młoda wnuczka Aithene nie miała okazji go poznać, czego, jak jej powiedziała Glenna, powinna żałować.
 Teraz, kiedy powoli się ściemniało, Livien i Reth ruszyli w drogę powrotną do zamku. Dziewczyna podgryzała pulchne racuchy z cynamonem, które dostała od matki czarnowłosego elfa na drogę.
   - Twoja mama, to wspaniała kobieta - powiedziała blondynka wkładając do ust ostatni kawałeczek racucha,
   - Och tak. Jeśli tylko nie dostanie szału, z powodu tego, że zbyt mało jem. Uwierz, wtedy wciska mi do jedzenia wszystko co jest w domu - przewrócił oczami Lorethan.
 Liv roześmiała się głośno, a dźwięk ten rozniósł się chyba po całym mieście. Lorethan spojrzał na nią z uśmiechem. Cały czas trzymał jej sukienki, bo dziewczyna miała w dłoniach ciastka i racuchy od Glenny.
  - Lorethanie? - odezwała się Liv.
  - Słucham? - elf oderwał na chwilę wzrok od drogi i spojrzał na twarz towarzyszki.
  - Co mam zrobić z tym jajem? - spytała cicho dziewczyna, tak jakby bała się, że ktoś ją podsłucha.
  - Na twoim miejscu zaczekałbym trochę i przemyślał sprawę. Może udałoby się go wychować czy coś - wzruszył ramionami elf.
  -  A jak go nie wychowam to rozszarpie mnie na strzępy przy najbliższej okazji, prawda? - Livien starała się, żeby jej głos zabrzmiał wesoło, ale i tak słychać było nutkę zdenerwowania w jej tonie.
  - Spokojnie, Liv, nie rozszarpie cię. Małe po wykluciu zazwyczaj przywiązują się do pierwszej zobaczonej przez siebie osoby.
  - Zazwyczaj?
  - Zluzuj gorset, kochana.
  - Nie mam gorsetu, kretynie.
 Lorethan zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów.
  - W takim razie jutro go założysz - mrugnął do niej.
  - Zastanawiam się czy jeśli uderzę cię dostatecznie mocno tym kijem w łeb to się zamkniesz - powiedziała dziewczyna unosząc długi i gruby kij.
  - Łołoło, spokojnie. Już nic nie mówię - czarnowłosy uniósł brwi i ruszył w stronę zamku.
 Livien chcąc, nie chcąc ruszyła za nim ze skwaszoną miną, nadal trzymając w pogotowiu kij.
______________________________

 Hejka miśki c;
 Założyłam fp *NARESZCIE XD* więc jak będziecie chcieli coś wiedzieć, ewentualnie podrzucić jakieś fajne piosenki do playlisty, czy zaoferować się w sprawie zrobienia szablonu to możecie tam pisać xd [LINK]. W sumie to link też macie w zakładkach tutaj na blogu, ale ok.
 Rozdział dla Kasi (Rejczi) w ramach przeprosin za to, że nie pojadę na obóz ;-;

2 komentarze:

  1. Świetne ;)
    Dowiedziałam się o tym blogu od koleżanki, i się nie zawiodłam. Fajny. Naprawdę mi się podoba. Tylko troszkę smutasowo, że Liv nie myśli o siostrze, nie tęskni...A tamta prawie została zabita żeby ją zobaczyć! Biedna... :''(
    Czekam na więcej!
    ~Wikkusia

    OdpowiedzUsuń