muzyka

Uwaga!

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 18

ROZDZIAŁ XVIII

- Liv, mogę wejść? - Lorethan zapukał do drzwi pokoju blondynki.
- Nie - warknęła dziewczyna w stronę drzwi i z wysiłkiem zapięła zamek, znajdujący się z boku białej sukienki z długimi, koronkowymi rękawami. Miała zamiar iść na obchody Jasnego Dnia, z Lorethanem czy bez niego.
- Och, daj spokój. Jesteś obrażona?
- Wynocha.
- Livien! - zawołał elf, a dziewczyna dosłyszała w jego głosie niewielkie rozbawienie.
Spojrzała na Serephirę, która wylegiwała się na parapecie okna, a jej łuski błyszczały w słońcu. Młoda smoczyca tylko wypuściła nozdrzami obłoczek dymu i prychnęła cicho. Livien westchnęła i podeszła do drzwi. Uchyliła je lekko.
- Powiedziałam wy... - urwała, rumieniąc się.
Chcąc nie chcąc, dziewczyna musiała przyznać, że Lorethan wyglądał świetnie. Co prawda strój, który miał na sobie był naprawdę dziwny, składał się on z kilku warstw srebrnego materiału robiących za koszulę i obcisłych, czarnych spodni, ale mimo wszystko... Na dodatek jego zielone oczy iskrzyły się wesoło a włosy opadały lekko na oczy i na ramiona. Livien przełknęła ślinę.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział Reth, lustrując dziewczynę wzrokiem.
Rumieniec na policzkach blondynki pogłębił się. Odgarnęła za ucho kosmyk swoich lśniących włosów, które opadały jej falami na plecy.
- A jednak czegoś tu brakuje - elf położył dłoń na głowie wnuczki Aithene, która natychmiast znieruchomiała, ale po chwili otrząsnęła się zrobiła krok w tył.
- Czego chcesz? - warknęła, niechętnie wpuszczając go do pokoju, bo nie chciała kłócić się na korytarzu.
- Zabrać cię na obchody Jasnego Dnia - odparł lekko zdziwiony zielonooki, podnosząc diadem leżący na biurku i zakładając go dziewczynie z uśmiechem. - Teraz lepiej.
- Nigdzie z tobą nie idę, więc równie dobrze możesz już wyjść - powiedziała Livien popychając go w stronę drzwi.
- Nie mam zamiaru wychodzić. Zaczekam tu, póki nie zdecydujesz się pójść ze mną - Lorethan uśmiechnął się szeroko, opierając się plecami o ścianę i krzyżując ramiona na szerokiej, umięśnionej piersi.
- W takim razie długo sobie poczekasz. Bo mam zamiar iść na obchody Jasnego Dnia sama.
- Beze mnie najprawdopodobniej palniesz jakąś gafę i upokorzysz się przed całym królestwem.
- Wcale nie! Byłam przewodniczącą szkoły w moim liceum, nie masz pojęcia ile imprez prowadziłam...
- Ale teraz jesteś tutaj, nie w swojej szkole. Tu jest inaczej - powiedział elf, nachylając się do niej. - Wszyscy oczekują, że zachowasz się jak na księżniczkę przystało, a ja chcę tylko tego dopilnować, po to żeby twoja babcia nie musiała się za ciebie wstydzić.
- Dzięki, że we mnie wierzysz - blondynka zmrużyła oczy i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Lorethan westchnął i wybiegł za dziewczyną na korytarz. Młoda elfka wychodziła już z zamku, kiedy on zbiegał po schodach. Na zewnątrz przywitał ją tłum wiwatujących elfów. Zielonnoki w mgnieniu oka znalazł się przy jej boku.
- Powiem twojej babci, że mnie nie słuchasz - szepnął do dziewczyny.
Ona w odpowiedzi spojrzała na niego litościwie i przyspieszyła kroku.
Widok miasta zaparł jej dech w piersiach. Wszędzie wisiały kolorowe światełka i kwiaty wydzielające cudowne zapachy. Na dziedzińcu wokół pięknej fontanny z szarego kamienia tańczyli elfowie do akompaniamentu muzyki granej przez zespół składający się z kilku muzyków i jednej, wyjątkowo pięknie śpiewającej wokalistki.
Livien rozglądała się na boki z zainteresowaniem. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła małą brunetkę o złotych oczach, mającą na głowie wianek upleciony z polnych kwiatków. Dziewczynka pomachała do niej, kiedy tylko blondynka się zbliżyła.
- Masz śliczną koronę - powiedziała Devynn, wskazując paluszkiem na diadem spoczywający na lokach elfiej księżniczki.
- Dziękuję. Za to ty masz piękny wianek - Liv usiadła obok dziewczynki na murku i również zaczęła patrzeć na tańczące pary. - Siedzisz tu sama?
- Narazie tak. Moja mama i tata tańczą tam - dziewczynka wskazała na parę elfów tańczących niedaleko. Widać było, że Devynn odziedziczyła wygląd po mamie. Jej tata był wysokim, umięśnionym blondynem. Oboje pomachali do swojej córeczki i uśmiechnęli się szeroko widząc, że obok niej siedzi Livien.
- A ty przyszłaś bez swojego chłopaka? - zapytała mała.
- Chłopaka? - blondynka zmarszczyła brwi.
- Ten chłopak, który ostatnio wyjaśnił mi, czemu nie masz korony. Nie przyszliście razem?
- Chodzi ci o Lorethana? To nie mój chłopak, opiekuje się mną, na polecenie mojej babci. A kiedy nie robi za moją nianię, uczy mnie różnych, niekoniecznie potrzebnych rzeczy. Poza tym jest moim strażnikiem - zaczerwieniła się Liv.
- Och - powiedziała tylko Devynn. Wyglądała na smutną.
Dziewczyna rozejrzała się. Zauważyła Lorethana stojącego niedaleko razem z Aidonem. Rozmawiali o czymś i jednocześnie co jakiś czas zerkali w jej stronę by upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- Słuchaj, Devynn. Nie masz ochoty zatańczyć? - zapytała Liv, odwracając się do dziewczynki.
- Jasne! - rozpromieniła się mała i podała jej rączkę.
Livien trochę ciężko było tańczyć z brunetką, biorąc pod uwagę to, że dziewczynka była od niej jakieś dwa razy niższa, ale mimo to czuła się naprawdę wspaniale. Gdzieś tam w środku nadal czaiła się tęsknota za siostrą, a jednak blondynka śmiała się, klaskała, skakała i tańczyła razem z Devynn. Po dziewczynce widać było, że sprawia jej to ogrom radości, więc dzięki temu blondynka czuła się jeszcze lepiej.
Kiedy w końcu Devynn zrobiła się zmęczona, wróciła do rodziców, którzy serdecznie podziękowali blondynce.
- Dziękujemy ci, wasza wysokość. Jak możemy ci się jeszcze odwdzięczyć? - zapytała wzruszona Lotty, mama brunetki.
- Wystarczy mi tylko to, że będę mogła nadal widywać się z Devy - Livien uśmiechnęła się ciepło do złotookiej trzymanej w ramionach taty.
- Będziesz mogła? Prawda mamusiu? - zajęczała mama.
- Jeśli wasza wysokość tego sobie życzy, to oczywiście - Lotty dygnęła i złapała swoją córeczkę za rękę.
Liv również się uśmiechnęła i odeszła na poszukiwanie Lorethana. Humor tak jej się poprawił, że postanowiła nawet go przeprosić. Przechadzanie się wśród tego tłumu nie było oczywiście łatwe, ale jakoś udało jej się przejść do miejsca, w którym wcześniej widziała zielonookiego. Stała tam chwilę, rozglądając się za nim, aż w końcu zauważyła jego czarną czuprynę. Chciała do niego podbiec, ale zatrzymała się w pół kroku, widząc że Lorethan akurat był zajęty... przytulaniem jakiejś czarnowłosej dziewczyny. Livien posmutniała. Cala ta radość, która wypełniała ją dosłownie kilka minut temu, teraz wyparowała.
Dziewczyna odwróciła się z bólem na twarzy i ruszyła w drogę powrotną do zamku. Usłyszała jeszcze jak Lorethan woła ją głośno, ale to tylko sprawiło że przyspieszyła kroku. Kątem oka zauważyła też, że tuż za nią idzie Aidon.
Kiedy blondynka w końcu weszła do swojego pokoju, oparła się o drzwi i westchnęła. Nie chciała iść z nim, więc znalazł sobie inną, proste. Serephira spojrzała na swoją właścicielkę i wydała z siebie smutny odgłos. Liv pogłaskała ją z czułym uśmiechem i zrzuciła błękitne pantofelki ze stóp, a tiarę włożyła do szuflady w toaletce.
- Chciałabym, żeby babcia już wróciła - powiedziała cicho dziewczyna kładąc się na łóżku i mnąc swoją śliczną sukienkę.
Akurat, gdy wypowiedziała te słowa, usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła by otworzyć i poczuła wielką ulgę, widząc Aithene. Bez zastanowienia przytuliła babcię, która lekko zdziwiona pogłaskała ją po plecach i rownież uściskała.
- Gdzie jest Lorethan? Miał cię pilnować - kobieta zmarszczyła brwi.
- Nie wiem - Liv wzruszyła ramionami z obojętnością wymalowaną na twarzy.
- Pokłóciliście się? - zapytała łagodnie Aithene.
- Nie - dziewczyna pokręciła głową, siadając na łóżku.
- Livien... co to jest? - kobieta wskazała na Serephirę, wylegującą się na poduszce jej wnuczki.
Blondynka uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Ale wpadła. Czemu nie pomyślała o tym, żeby ukryć gdzieś małą smoczycę? Głupia, głupia, głupia!, krzyczała na siebie w myślach.
- To jest Serephira. Ja... hm.. znalazłam ją w lesie, dosłownie kilka dni temu się wykluła i...
- Livien, czy zdajesz sobie sprawę z tego że to jest smok?
- Ależ oczywiście. Ale przecież nic mi nie zrobiła...
- J e s z c z e  nic ci nie zrobiła. - sprostowała kobieta ze złością.
- Babciu, daj spokój. Widzisz? Jest spokojna.
- Do czasu. Trzeba ją unieszkodliwić, kochana, i ty dobrze o tym wiesz.
- Proszę, daj jej szansę. Jeśli będzie się źle zachowywać to pozwolę wam ją zabrać, przysięgam. Ale narazie niech zostanie ze mną - poprosiła blondynka.
Widać było, że Aithene w środku toczy walkę sama ze sobą. W końcu jednak zagryzła wargi i kiwnęła głową.
- Muszę porozmawiać z Lorethanem. - westchnęła i wyszła z pokoju.
Livien odetchnęła z ulgą i przytuliła Serephirę, ale zaraz jęknęła i odsunęła się od niej. Jeden z kolców małej smoczycy zostawił ślad na jej policzku. Stworzenie polizało rankę szorstkim językiem.
- Udało nam się - roześmiała się blondynka, głaszcząc ją po łebku.
_________________________________

Hejka naklejka kochani!
Minął już tydzień od dodania ostatniego rozdziału, a już dodaję kolejny, a jeszcze jeden jest w trakcie pisania, cieszycie się? :')
Rozdział dedykuję Oli! XDD

2 komentarze:

  1. Jej jest nareszcie cudowny ciekawe co dalej życzę weny :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Oki, spoko, fajnie. Nie moge sie doczekac tego co z Lorethanem. Wstawiaj nexta.

    OdpowiedzUsuń