ROZDZIAŁ PIĄTY
Livien westchnęła i
przewróciła się na plecy. Nie mogła zasnąć, zupełnie nie miała pojęcia
dlaczego. Może dlatego, że w ciągu dzisiejszego dnia wydarzyło się tak
wiele rzeczy, że teraz nie mogła tak po prostu ułożyć głowy na poduszce i
zapaść w spokojny sen?
A może dlatego, że nazajutrz miała poznać niejakiego Lorethana, który miał być jej nauczycielem i nie mogła się doczekać tego spotkania?
Dziewczyna wierciła się jeszcze przez chwilę, aż w końcu wstała odrzucając kołdrę. Założyła swoje czarne trampki, które były jedyną rzeczą Livien, której Aithene nie wyrzuciła, po czym wyszła na pogrążony w egipskich ciemnościach korytarz. Nie znała jeszcze dobrze tego zamku, więc wiedziała, że z łatwością może się zgubić. Ale teraz nie zwracała na to uwagi i po prostu poszła się przejść. Nie mogła zasnąć, więc poszła na spacer. W końcu co w tym złego?
Livien nie wiedząc jak trafiła pod przeszklone drzwi prowadzące na ogromny taras. Zmarszczyła brwi i otworzyła je, po czym wyszła na świeże powietrze. Wzdrygnęła się, gdy chłodny wiatr owiał jej szczupłą sylwetkę. Cienka nocna koszula nie była zbyt dobrym strojem na takie nocne eskapady. Oplotła się ramionami i stanęła przed barierką z białego marmuru, którą oplatał bluszcz. Wyobraziła sobie, że po kilku latach mieszkania w tym wspaniałym pałacu stoi na tym tarasie i przemawia do elfów, że wszyscy otaczają ją szacunkiem.
Potrząsnęła głową. Skąd wiedziała, że będzie tu mieszkać przez tak długi czas? Czemu w ogóle o tym pomyślała? Przecież musiała znaleźć rodziców!
Zacisnęła palce na krawędzi barierki i spojrzała na srebrną tarczę księżyca, unoszącą się przed nią. W myślach poprzysięgła sobie, że nie spocznie póki nie odnajdzie mamy i taty.
- A co elficka księżniczka robi tutaj i to o tak późnej porze? - odezwał się głęboki, męski głos tuż za dziewczyną.
Livien odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z jakimś chłopakiem. No może nie do końca ,,twarzą w twarz'' , bo był od niej co najmniej o głowę wyższy. Blondynka uniosła wzrok i przyjrzała się jego twarzy.
Od tego widoku po prostu zmiękły jej kolana. Owszem, widywała już przystojnych chłopców w swoim liceum, ale on... on był po prostu zniewalający. Miał kruczoczarne loki z fioletowymi przebłyskami, które opadały niesfornie na jego czoło, niemal przykrywając piękne, szmaragdowe oczy wpatrujące się teraz w Liv.
- Mogłabym cię zapytać o to samo - powiedziała w końcu odważnie, krzyżując ramiona na piersi.
Zielonooki uśmiechnął się drwiąco.
- Nie, nie mogłabyś, bo po pierwsze nie jestem elficką księżniczką, a po drugie nie jestem tu sam. Więc, praktycznie rzecz biorąc nie mogłabyś mnie zapytać o to samo - powiedział tym swoim głębokim, chrapliwym głosem.
Dziewczyna wzdrygnęła się i zrobiła krok w tył, jej plecy oparły się o zimną barierkę.
- No dobrze. Więc co tu robisz, panie Praktycznie - Rzecz - Biorąc? - wycedziła, starając się zachować jak największa odległość między nimi.
A może dlatego, że nazajutrz miała poznać niejakiego Lorethana, który miał być jej nauczycielem i nie mogła się doczekać tego spotkania?
Dziewczyna wierciła się jeszcze przez chwilę, aż w końcu wstała odrzucając kołdrę. Założyła swoje czarne trampki, które były jedyną rzeczą Livien, której Aithene nie wyrzuciła, po czym wyszła na pogrążony w egipskich ciemnościach korytarz. Nie znała jeszcze dobrze tego zamku, więc wiedziała, że z łatwością może się zgubić. Ale teraz nie zwracała na to uwagi i po prostu poszła się przejść. Nie mogła zasnąć, więc poszła na spacer. W końcu co w tym złego?
Livien nie wiedząc jak trafiła pod przeszklone drzwi prowadzące na ogromny taras. Zmarszczyła brwi i otworzyła je, po czym wyszła na świeże powietrze. Wzdrygnęła się, gdy chłodny wiatr owiał jej szczupłą sylwetkę. Cienka nocna koszula nie była zbyt dobrym strojem na takie nocne eskapady. Oplotła się ramionami i stanęła przed barierką z białego marmuru, którą oplatał bluszcz. Wyobraziła sobie, że po kilku latach mieszkania w tym wspaniałym pałacu stoi na tym tarasie i przemawia do elfów, że wszyscy otaczają ją szacunkiem.
Potrząsnęła głową. Skąd wiedziała, że będzie tu mieszkać przez tak długi czas? Czemu w ogóle o tym pomyślała? Przecież musiała znaleźć rodziców!
Zacisnęła palce na krawędzi barierki i spojrzała na srebrną tarczę księżyca, unoszącą się przed nią. W myślach poprzysięgła sobie, że nie spocznie póki nie odnajdzie mamy i taty.
- A co elficka księżniczka robi tutaj i to o tak późnej porze? - odezwał się głęboki, męski głos tuż za dziewczyną.
Livien odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z jakimś chłopakiem. No może nie do końca ,,twarzą w twarz'' , bo był od niej co najmniej o głowę wyższy. Blondynka uniosła wzrok i przyjrzała się jego twarzy.
Od tego widoku po prostu zmiękły jej kolana. Owszem, widywała już przystojnych chłopców w swoim liceum, ale on... on był po prostu zniewalający. Miał kruczoczarne loki z fioletowymi przebłyskami, które opadały niesfornie na jego czoło, niemal przykrywając piękne, szmaragdowe oczy wpatrujące się teraz w Liv.
- Mogłabym cię zapytać o to samo - powiedziała w końcu odważnie, krzyżując ramiona na piersi.
Zielonooki uśmiechnął się drwiąco.
- Nie, nie mogłabyś, bo po pierwsze nie jestem elficką księżniczką, a po drugie nie jestem tu sam. Więc, praktycznie rzecz biorąc nie mogłabyś mnie zapytać o to samo - powiedział tym swoim głębokim, chrapliwym głosem.
Dziewczyna wzdrygnęła się i zrobiła krok w tył, jej plecy oparły się o zimną barierkę.
- No dobrze. Więc co tu robisz, panie Praktycznie - Rzecz - Biorąc? - wycedziła, starając się zachować jak największa odległość między nimi.
- No cóż. Usłyszałem, że ktoś się skrada, więc postanowiłem sprawdzić
czy to nie jest przypadkiem ktoś czyhający na życie królowej, lub jej
wnuczki - wzruszył ramionami.
- Ja się nie skradałam! - syknęła zdenerwowana dziewczyna.
- Z mojej perspektywy tak to wyglądało - odpowiedział, po czym
wyciągnął do niej dłoń o dużych, silnych palcach. - Tak ogólnie, to miło
mi cię poznać, Livien. Jestem Lorethan - uśmiechnął się szeroko.
Blondynka
zamilkła. A więc to jest Lorethan? Nie miała pojęcia, że jest taki
denerwujący! Jeśli to on ma być jej nauczycielem, czy opiekunem, jak
zwał tak zwał, to chyba zwariuje!
- Nie powiesz czegoś w stylu ,,miło mi cię poznać''? - spytał zdziwiony.
- A czemu niby mam kłamać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Chłopak urażony schował dłoń do kieszeni, bo Liv nie miała chyba najmniejszego zamiaru jej uściskać.
- Teraz, jeśli pozwolisz, wrócę do swojej sypialni - powiedziała z godnością zmierzając w stronę wyjścia z tarasu.
Czarnowłosy elf zagrodził jej drogę.
- A co jeśli nie pozwolę? - zapytał z figlarnym błyskiem w oczach.
- Wtedy i tak pójdę - powiedziała zirytowana dziewczyna wymijając go.
- Jesteś pewna? - zapytał niskim, zniewalającym głosem zza jej pleców.
Livien przełknęła ślinę, ale po chwili opanowała się.
- Tak, jestem pewna - warknęła i wyszła z tarasu.
Słyszała
jeszcze za sobą chichot obserwującego ją cały czas Lorethana. Z impetem
wpadła do swojego pokoju, dwoma kopniakami ściągnęła buty i rzuciła się
na łóżko. Tym razem zasnęła, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, a
śniła o pewnym elfie o szmaragdowych oczach.
* * *
- Wiesz, jeszcze nie widziałem, żeby ktoś tak zapamiętale ślinił się przez sen - powiedział ktoś.
Livien
jęknęła i przewróciła się na drugi bok, po czym zakryła twarz poduszką.
Po kilku sekundach usiadła jednak, przecierając zaspane oczy pięściami
niczym małe dziecko. Spojrzała przed siebie i aż zachłysnęła się
powietrzem.
- CO TY TU ROBISZ? - wrzasnęła na Lorethana, opierającego się nonszalancko o drzwi jej pokoju.
- Stoję i oddycham - powiedział patrząc na nią z szerokim uśmiechem.
Liv
z furią złapała poduszkę i rzuciła nią prosto w jego głowę. Niestety,
zielonooki miał dobry refleks, więc złapał poduszkę w locie.
Rozwścieczona dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do garderoby.
- Ubierz się w coś wygodnego! Dzisiaj mamy trening! - zawołał za nią Lorethan.
-
Świetnie - fuknęła dziewczyna ubierając obcisłe, ciemnobrązowe spodnie i
luźną, śnieżnobiałą koszulę z długimi rękawami i wsuwając na nogi
wysokie, skórzane buty.
Zaplatając warkocza wyszła z garderoby i podeszła do drzwi.
- Mógłbyś się łaskawie odsunąć? Chciałabym wyjść - wycedziła przez zęby.
Czarnowłosy
powoli, bardzo powoli odsunął się od drzwi, cały czas patrząc na
Livien. Blondynka z impetem otworzyła drzwi, uderzając go w ramię, po
czym wypadła na korytarz. Lorethan pokręcił głową i z uśmiechem
potruchtał z Liv.
- Jak się spało? - zapytał radośnie.
Nie odpowiedziała.
- Bo wiesz, mi się spało całkiem dobrze. Miło było patrzeć na to jak ślinisz się przez sen i mamroczesz coś pod nosem...
Nadal
milczała, więc elf dał za wygraną. Aithene wczoraj pokazała jej drogę
do jadalni, więc teraz dziewczyna podążała w tamtą stronę bez wahania,
całkowicie ignorując podążającego obok niej elfa.
Jadalnia
była dość dużym pomieszczeniem z ustawionym na środku stołem, u szczytu
którego siedziała Aithene. Blondynka usiadła obok niej, Lorethan
natomiast zajął miejsce naprzeciwko dziewczyny, uśmiechając się do niej
szeroko. Ignorowała go, nakładając sobie tosty na talerz i nalewając
herbaty do filiżanki.
- Jak ci minęła noc, Livien? - spytała kobieta unosząc na chwilę wzrok znad przeglądanych przez nią papierów.
- Dobrze - mruknęła dziewczyna niewyraźnie.
Kobieta popatrzyła na nią uważnie, ale po chwili kiwnęła głową i odwróciła się do Lorethana.
- Mam nadzieję, że zajmiesz się nią przez te dwa dni, mój drogi - powiedziała.
Czarnowłosy uśmiechnął się, odrywając na chwilę wzrok od Liv i przenosząc go na Aithene.
- Oczywiście - obiecał poważnie.
Brązowowłosa uśmiechnęła się lekko, a jej wnuczka otworzyła szeroko usta.
- Zaraz, że co? - spytała oszołomiona dziewczyna.
-
Muszę wyjechać, żeby załatwić kilka ważnych spraw, a przez ten czas
kiedy mnie nie będzie, Lorethan się tobą zajmie - odpowiedziała jej
królowa elfów, jakby to było oczywiste.
- No świetnie - mruknęła do siebie Liv.
Nie miała wątpliwości, że najbliższe dwa dni będą dla niej torturą.
_____________________________________
i
oto jest kolejny rozdział! męczyłam się z nim długo, bo mówiąc
szczerze, to nie miałam zbyt wiele czasu. tylko nauka i nauka i nauka i
tak w kółko. a że teraz poszłam do gimnazjum to ja dziękuję bardzo, tyle
wam powiem.
ogólnie to obcięłam włosy, juhu! *tak musiałam się pochwalić*
+ wie ktoś gdzie można zamówić sobie jakiś fajny szkicownik? rysowanie po podręcznikach doprowadza mnie do szału....
a i jeszcze jedno!
rozdział dedykuję Zuzi, za te sześć lat podstawówki! <3
Świetny rozdział! Ciekawie się ta historia zapowiada ^^ Mam nadzieję, że mimo tylu obowiązków uda Ci się napisać następny jak najszybciej :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę!! ;*
~L.L
ZACZEPISTY!!! O i zaklepuje tego oto osobnika o pięknych oczkach!
OdpowiedzUsuńCześć! Nominowałam Cię do LBA! Więcej tutaj: http://uznajmytozanormalne.blogspot.com/2014/10/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuń