ROZDZIAŁ XVI
- Livien?
- Hmm?
- Dlaczego się ślinisz?
Blondynka poderwała gwałtownie głowę do góry, jednocześnie przestając wpatrywać się w swój diadem, który zaczęła uważać za ósmy cud świata. Dziewczyna leżała na łóżku, a obok niej wylegiwała się Serephira, zwinięta w kłębek.
- Nie ślinię się! - Livien obrzuciłą morderczym wzrokiem Lorethana siedzącego na fotelu i czytającego jakąś książkę.
- Ale wyglądasz tak, jakbyś zaraz miała zacząć - przewracając kartkę w książce.
- Jezu, strasznie jesteś irytujący! Mówił ci to ktoś? - warknęła blondynka.
- A ty warczysz niczym rasowy kundel, mówił ci to ktoś? - odpowiedział jej roześmiany Lorethan.
Dziewczyna westchnęła rozdrażniona i wstała z łóżka. Serephira uniosła łebek zaniepokojona jej zachowaniem. Stworzonko natychmiast wzbiło się w powietrze i przysiadło na ramieniu właścicielki. Livien uśmiechnęła się i pogłaskała zwierzę po śnieżnobiałych łuskach.
- Wiesz, skoro mamy jeszcze trochę czasu do obchodów Jasnego Dnia, to może zrobilibyśmy coś bardziej produktywnego niż obijanie się w twoim pokoju? - Lorethan zaznaczył miejsce, w którym skończył czytać i odłożył książkę na bok. .
- Nikt cię tu nie zapraszał - prychnęła zirytowana blondynka.
- Przebierz się w coś wygodniejszego. Wychodzimy - orzekł zielonooki, po czym wyszedł na korytarz.
- Och, niech to szlag! - dziewczyna rzuciła poduszką w drzwi w tym samym momencie, w którym Reth zamknął je za sobą. - Nienawidzę go - wymamrotała Liv, opadając na miękkie łóżko z pełnym rezygnacji westchnieniem.
Serephira patrzyła na córkę Sereny z uwagą, gdy ta zmieniała zieloną suknię na wygodne spodnie i lnianą koszulę, która umożliwiała jej swobodne ruchy. Pantofelki zmieniła na miękkie, skórzane buty z twardą, stabilną podeszwą, zapewniającą jej utrzymanie równowagi. Włosy szybko splotła w warkocza i związała wstążką, po czym wybiegła z pokoju i popędziła korytarzem, wcześniej zatrzaskując drzwi do swojego pokoju, zanim Serephira zdołała z niego wylecieć.
Przy wyjściu z zamku czekał na nią znudzony Lorethan. Kiedy zdyszana blondynka pojawiła się obok niego, zlustrował ją wzrokiem i pokiwał z aprobatą głową, widząc jej wygodny strój.
- Świetnie. Chodź, idziemy pojeździć konno - powiedział, otwierając jej drzwi i puszczając ją przodem, niczym prawdziwy dżentelmen.
No cóż, pozory przecież mylą.
Dłonie Livien zaczęły się pocić. Jedynym co nigdy jej nie wychodziło, była właśnie jazda konna. Przeraźliwie bała się wsiąść na to ogromne zwierzę, a co dopiero mu zaufać. Wolała jednak nie przyznawać się do tego przed Lorethanem, który sprawiał wrażenie jakby w każdej chwili miał ją wyśmiać.
- Co jest, Liv? Masz cykora? - zapytał elf, uśmiechając się szyderczo. Czyżby czytał jej w myślach?
- Zamknij się - odpowiedziała mu dziewczyna, splatając ramiona na piersi w obronnej pozie. - Zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno chcę iść z tobą na obchody Jasnego Dnia - zmrużyła oczy.
Te słowa natychmiast uciszyły zielonookiego. Nie odezwał się póki nie dotarli do stajni wielkości poprzedniego domu Livien, który został zdemolowany przez galda. Blondynka z lekkim przestrachem patrzyła na te wszystkie parskające i kopiące w ziemię konie.
- Wybierz sobie któregoś konia. Najlepiej jakąś łagodną klacz, najlepiej będzie ci się z nią porozumieć - powiedział chłodno elf, odwracając się do niej.
Blondynka popatrzyła na niego dziwnie. Czyżby jej słowa aż tak go zdenerwowały? Wzruszyła ramionami i zaczęła chodzić od jednego boksu do drugiego. Niezbyt ciągnęło ją do tych narowistych, ciągle rżących koni. Wzdrygała się na sam ich widok.
Jej uwagę przyciągnęła wyjątkowo spokojna, karmelowa klacz o śnieżnobiałej grzywie i łacie na pysku w kształcie łzy w tym samym kolorze co grzywa. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wyciągnęła lekko drżącą dłoń w stronę klaczy. Stworzenie wydało z siebie przyjazne rżenie i przystawiło chrapy do palców Livien.
- Mój Boże, myślałam, że jesteś straszniejsza - blondynka westchnęła z ulgą, głaszcząc zwierzę. Jej usta wykrzywiły się w marnej imitacji.
- To Róża. Osiodłaj ją, jeśli masz zamiar jeździć - rzucił Lorethan, wyprowadzając ze stajni osiodłanego, śnieżnobiałego ogiera.
Dziewczyna chciała coś za nim zawołać ale nie zdążyła, więc po prostu westchnęła. Oczywiście ugięła się pod ciężarem siodła, więc stękając ledwo poradziła sobie z tą robotą.
Kiedy skończyła, otarła czoło i wyszła ze stajni. Lorethan już na nią czekał, siedząc wyprostowany w siodle. Livien otworzyła szeroko usta. No tak, przecież musiała teraz wskoczyć na konia. Przełknęła ślinę. Nie widziała tego zbyt kolorowo.
Po wielu próbach, cały czas czując na sobie wzrok Lorethana, w końcu udało jej się wygodnie usiąść wygodnie na Róży. Uśmiechnęła się i uniosła z dumą głowę. Czarnowłosy elf nie odezwał się, tylko ruszył do przodu, w stronę lasu, w którym Livien znalazła jajo Serephiry, więc blondynka chcąc nie chcąc udała się za nim. Mimo, że Róża była wyjątkowo łagodną klaczą, to dziewczynie i tak nic nie wychodziło. Nie potrafiła nad nią zapanować za żadne skarby świata. Zielonooki elf co chwilę się odwracał i patrzył na nią z irytacją, czego w końcu dziewczyna zaczęła mieć dość.
Gdy minęło kilka minut dziewczyna po prostu zatrzymała Różę i zsiadła z niej. Podała lejce Lorethanowi i najzwyczajniej w świecie odwróciła się i odeszła w stronę zamku. To zdenerwowało zielonookiego elfa.
- Hej, gdzie ty idziesz? - zawołał za nią.
- Wydaje mi się, że w tę stronę idzie się do zamku, ale nie jestem pewna, może trafie na jakieś bagna - blondynka machnęła ręką, odpowiadając czarnowłosemu.
- Livien! Naprawdę sobie idziesz? Jestem na koniu, dogonię cię - powiedział ostrzegawczo Lorethan.
- Świetnie! - krzyknęła dziewczyna, nie przerywając marszu.
* * *
Hejka~~
Nareszcie dodałam rozdział punktualnie, cieszmy się i radujmy :,)
ALE NIEDŁUGO WAKACJE, WIĘC BĘDĘ JE DODAWAĆ CZĘŚCIEJ
Chyba. C';
W każdym bądź razie rozdział z dedykacją dla wszystkich ludzi oglądających OUAT :')))
- Jezu, strasznie jesteś irytujący! Mówił ci to ktoś? - warknęła blondynka.
- A ty warczysz niczym rasowy kundel, mówił ci to ktoś? - odpowiedział jej roześmiany Lorethan.
Dziewczyna westchnęła rozdrażniona i wstała z łóżka. Serephira uniosła łebek zaniepokojona jej zachowaniem. Stworzonko natychmiast wzbiło się w powietrze i przysiadło na ramieniu właścicielki. Livien uśmiechnęła się i pogłaskała zwierzę po śnieżnobiałych łuskach.
- Wiesz, skoro mamy jeszcze trochę czasu do obchodów Jasnego Dnia, to może zrobilibyśmy coś bardziej produktywnego niż obijanie się w twoim pokoju? - Lorethan zaznaczył miejsce, w którym skończył czytać i odłożył książkę na bok. .
- Nikt cię tu nie zapraszał - prychnęła zirytowana blondynka.
- Przebierz się w coś wygodniejszego. Wychodzimy - orzekł zielonooki, po czym wyszedł na korytarz.
- Och, niech to szlag! - dziewczyna rzuciła poduszką w drzwi w tym samym momencie, w którym Reth zamknął je za sobą. - Nienawidzę go - wymamrotała Liv, opadając na miękkie łóżko z pełnym rezygnacji westchnieniem.
Serephira patrzyła na córkę Sereny z uwagą, gdy ta zmieniała zieloną suknię na wygodne spodnie i lnianą koszulę, która umożliwiała jej swobodne ruchy. Pantofelki zmieniła na miękkie, skórzane buty z twardą, stabilną podeszwą, zapewniającą jej utrzymanie równowagi. Włosy szybko splotła w warkocza i związała wstążką, po czym wybiegła z pokoju i popędziła korytarzem, wcześniej zatrzaskując drzwi do swojego pokoju, zanim Serephira zdołała z niego wylecieć.
Przy wyjściu z zamku czekał na nią znudzony Lorethan. Kiedy zdyszana blondynka pojawiła się obok niego, zlustrował ją wzrokiem i pokiwał z aprobatą głową, widząc jej wygodny strój.
- Świetnie. Chodź, idziemy pojeździć konno - powiedział, otwierając jej drzwi i puszczając ją przodem, niczym prawdziwy dżentelmen.
No cóż, pozory przecież mylą.
Dłonie Livien zaczęły się pocić. Jedynym co nigdy jej nie wychodziło, była właśnie jazda konna. Przeraźliwie bała się wsiąść na to ogromne zwierzę, a co dopiero mu zaufać. Wolała jednak nie przyznawać się do tego przed Lorethanem, który sprawiał wrażenie jakby w każdej chwili miał ją wyśmiać.
- Co jest, Liv? Masz cykora? - zapytał elf, uśmiechając się szyderczo. Czyżby czytał jej w myślach?
- Zamknij się - odpowiedziała mu dziewczyna, splatając ramiona na piersi w obronnej pozie. - Zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno chcę iść z tobą na obchody Jasnego Dnia - zmrużyła oczy.
Te słowa natychmiast uciszyły zielonookiego. Nie odezwał się póki nie dotarli do stajni wielkości poprzedniego domu Livien, który został zdemolowany przez galda. Blondynka z lekkim przestrachem patrzyła na te wszystkie parskające i kopiące w ziemię konie.
- Wybierz sobie któregoś konia. Najlepiej jakąś łagodną klacz, najlepiej będzie ci się z nią porozumieć - powiedział chłodno elf, odwracając się do niej.
Blondynka popatrzyła na niego dziwnie. Czyżby jej słowa aż tak go zdenerwowały? Wzruszyła ramionami i zaczęła chodzić od jednego boksu do drugiego. Niezbyt ciągnęło ją do tych narowistych, ciągle rżących koni. Wzdrygała się na sam ich widok.
Jej uwagę przyciągnęła wyjątkowo spokojna, karmelowa klacz o śnieżnobiałej grzywie i łacie na pysku w kształcie łzy w tym samym kolorze co grzywa. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wyciągnęła lekko drżącą dłoń w stronę klaczy. Stworzenie wydało z siebie przyjazne rżenie i przystawiło chrapy do palców Livien.
- Mój Boże, myślałam, że jesteś straszniejsza - blondynka westchnęła z ulgą, głaszcząc zwierzę. Jej usta wykrzywiły się w marnej imitacji.
- To Róża. Osiodłaj ją, jeśli masz zamiar jeździć - rzucił Lorethan, wyprowadzając ze stajni osiodłanego, śnieżnobiałego ogiera.
Dziewczyna chciała coś za nim zawołać ale nie zdążyła, więc po prostu westchnęła. Oczywiście ugięła się pod ciężarem siodła, więc stękając ledwo poradziła sobie z tą robotą.
Kiedy skończyła, otarła czoło i wyszła ze stajni. Lorethan już na nią czekał, siedząc wyprostowany w siodle. Livien otworzyła szeroko usta. No tak, przecież musiała teraz wskoczyć na konia. Przełknęła ślinę. Nie widziała tego zbyt kolorowo.
Po wielu próbach, cały czas czując na sobie wzrok Lorethana, w końcu udało jej się wygodnie usiąść wygodnie na Róży. Uśmiechnęła się i uniosła z dumą głowę. Czarnowłosy elf nie odezwał się, tylko ruszył do przodu, w stronę lasu, w którym Livien znalazła jajo Serephiry, więc blondynka chcąc nie chcąc udała się za nim. Mimo, że Róża była wyjątkowo łagodną klaczą, to dziewczynie i tak nic nie wychodziło. Nie potrafiła nad nią zapanować za żadne skarby świata. Zielonooki elf co chwilę się odwracał i patrzył na nią z irytacją, czego w końcu dziewczyna zaczęła mieć dość.
Gdy minęło kilka minut dziewczyna po prostu zatrzymała Różę i zsiadła z niej. Podała lejce Lorethanowi i najzwyczajniej w świecie odwróciła się i odeszła w stronę zamku. To zdenerwowało zielonookiego elfa.
- Hej, gdzie ty idziesz? - zawołał za nią.
- Wydaje mi się, że w tę stronę idzie się do zamku, ale nie jestem pewna, może trafie na jakieś bagna - blondynka machnęła ręką, odpowiadając czarnowłosemu.
- Livien! Naprawdę sobie idziesz? Jestem na koniu, dogonię cię - powiedział ostrzegawczo Lorethan.
- Świetnie! - krzyknęła dziewczyna, nie przerywając marszu.
* * *
Hejka~~
Nareszcie dodałam rozdział punktualnie, cieszmy się i radujmy :,)
ALE NIEDŁUGO WAKACJE, WIĘC BĘDĘ JE DODAWAĆ CZĘŚCIEJ
Chyba. C';
W każdym bądź razie rozdział z dedykacją dla wszystkich ludzi oglądających OUAT :')))