Witam ponownie Aniołeczki! (Mogę tak do was mówić?)
Jak widzicie zmieniłam szablon! =D Podoba się wam? Mi bardzo ^^
Także ten....
Zapraszam do czytania! ^^
(https://www.facebook.com/pages/Superoska-Adminka-Avada-%CF%9F/645135998894103?ref=hl - wymuszanie lajków XD)
_______________________
Rozdział Drugi
Gdy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec dzisiejszych lekcji Rocky z westchnieniem ulgi spakowała swoje rzeczy do czarnej, skórzanej torby z milionem różnych naszywek. Dziewczyna wyszła z sali i udała się do głównego holu, gdzie miała się spotkać z siostrą. Livien kończyła dzień wuefem, natomiast Rocky biologią. To były jedyne lekcje, których nie miały razem.
Brunetka oparła się o bladożółtą ścianę korytarza. Cały dzień zastanawiała się dlaczego jej rodzice tak dziwnie się zachowali rano. Dlaczego w oczach Sereny czaił się strach? Dlaczego zesztywniała na wieść o śnie Livien? Dlaczego Devin tak szybko zmienił temat? Nie wiedziała co było takiego dziwnego w śnie jej siostry. Co z tego, że kobieta była podobna do ich matki, a mężczyzna do ojca. Takie podobieństwa w snach się zdarzają.
Livien wyszła, a raczej wybiegła z szatni. Włosy miała w nieładzie. Zdyszana lekko dotarła na korytarz. Zastała swoją siostrę w pozie charakterystycznej dla niej kiedy nad czymś rozmyśla. Zmarszczone brwi, lekko zmrużone oczy i zaciśnięte wargi oraz niecierpliwe tupanie lewą stopą. Liv uśmiechnęła się i podbiegła do siostry.
- Hej, Einsteinie, nad czym tak rozmyślasz? - spytała.
Rocky wzdrygnęła się, gdy blondynka wyrwała ją z głębokiego zamyślenia.
- Analizowałam dzisiejsze zachowanie naszych rodziców - odparła robiąc zabawnie poważną minę.
Liv roześmiała się i poprawiła plecak na plecach.
- I co?
Rocky wzruczyła ramionami.
- Mózg mi się przegrzał od tego myślenia - powiedziała po czym parsknęła śmiechem.
Siostry krztusząc się ze śmiechu wyszły ze szkoły i udały się do domu. Po drodze rozmawiały o rzeczach typowych dla nastolatek. Czuły się wtedy takie normalne. Obydwie wiedziały, że są inne od wszystkich. Wyjątkowe.
W końcu, po dziesięciu minutach spaceru podczas którego Rocky dowiedziała się, że Livien musiała biegać dookoła sali za to, że celowo uderzyła Caroline kijem do hokeja, dziewczęta dotarły pod dom Blanchardów. Był to dość duży, biały budynek z czerwonym dachem. Z tyłu domu był basen, w którym uwielbiała pływać Rocky. Przed domem znajdował się ogródek, na który uparła się Liv i którym tylko ona się zajmowała.
Brunetka podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. Drzwi nie ustąpiły, były zamknięte. Dziewczyna zmarszczyła brwi i wyciągnęła z kieszeni spodenek klucz i przekręciła go w zamku. Razem z siostrą weszła do domu.
- Cześć mamo! Cześć tato! - zawołała Livien ściągając buty.
Odpowiedziała jej cisza.
- To dziwne. O tej porze powinni być w domu - mruknęła Rocky.
Liv ściągnęła brwi i weszła po schodach na górę. Tymczasem jej siotra przeszukała wszystkie pokoje na dole. Żadnej kartki z wiadomością gdzie się udali ich rodzice nie było. Cały dom wyglądał tak jak rano. Torebka Sereny leżała na swoim miejscu w salonie, a telefon Devina spoczywał jak zwykle na stole. Rozmyślania Rocky o tym, gdzie mogli znajdować się jej rodzice przerwał wrzask Livien. Wystraszona brunetka wbiegła na górę. Krzyk dochodził z pokoju jej siostry.
Livien stała sparaliżowana na środku pokoju. Przed nią znajdował się ogromny stwór na widok którego Rocky niemal stanęło serce. Bestia była wielka, czarna jak smoła. Z głowy wyrastały jej dwa kręcone, biało-czarne rogi. Miała małe, całkowicie białe oczy i ogromne kły, zdolne przeciąć nawet grubą warstwę metalu delikatnym pociągnięciem. W dłoni trzymała wielki czarny topór, prawie tak wielki jak Rocky. Brunetka nawet nie myśląc złapała leżącą na półce jedną z wielu książek Livien i rzuciła nią w potwora. Stwór odwrócił się w jej stronę i zawarczał. Brunetka odwróciła się i najszybciej jak umiała zbiegła po schodach na parter. Na jej nieszczęście bestia podążyła za nią.
Liv pisnęła i rzuciła się za siostrą.
Bestia, mimo tego że była wielka biegała całkiem szybko. Jednak trudno było jej tak szybko skręcać jak drobnej i zwinnej Rocky. Livien rozglądała się za czymś czego można by użyć w walce przeciwko potworowi. Kątem oka zobaczyła długi nóż, leżący na blacie w kuchni. Dziewczyna zawsze panicznie bała się noży, ale teraz to że bała się o siostrę przeważyło szalę. Livien przełknęła ślinę i złapała do ręki nóż nim zdążyła się rozmyślić. Odwróciła się w stronę czarnej bestii, przed którą nadal uciekała Rocky. Wściekły potwór machnął wielką łapą i rozdarł obraz, z którego Liv była najbardziej dumna. Przedstawiał on pewną elfkę.
- No nie! Teraz to masz przerypane, stary! - krzyknęła z wściekłością blondynka.
Wycelowała i rzuciła nożem w stronę stwora. Ostrze wbiło się w jego ramię. Zaryczał wściekle i obrócił się w stronę blondynki. Ta stanęła bez ruchu, sparaliżowana strachem. Bestia ruszyła w jej stronę. Jednym machnięciem ręki powalił dziewczynę na plecy. Ta wrzasnęła przeraźliwie i zamknęła oczy, gdy topór zbliżył się niebezpiecznie do jej twarzy.
Nic nie poczuła. Czy tak właśnie wygląda śmierć? Nic nie czuć? Otworzyła oczy.
Stał nad nią mężczyzna z jej snu. Blondynka otworzyła szeroko usta.
- Nic ci nie jest? - spytał z troską.
- Oprócz szoku, to raczej jestem cała i zdrowa - odpowiedziała Livien wstając przy jego pomocy. - Gdzie moja siostra?
- Tutaj! - powiedział ktoś.
Rocky rzuciła się siostrze na szyję. Liv uściskała ją mocno.
- Żyjesz? - spytała szeptem brunetka.
- Tak, a ty? - odszepnęła dziewczyna.
- Też - odrzekła dziewczyna z ulgą.
Siostry oderwały się od siebie. Mężczyna, który uratował Livien odchrząknął.
- Hmm... Dziewczęta, chyba musimy pogadać - mruknął.
- Nie chyba, ale na pewno - powiedział ktoś. - Chodźmy do salonu.
To była wysoka kobieta. Kobieta ze snu blondynki. Dziewczyna zmrużyła oczy, ale trzymając się mocno za ręce z siostrą, weszła za nią do salonu. Bliźniaczki usiadły obok siebie na kanapie, na przeciwko nich w ulubionym fotelu ich mamy zasiadła brązowowłosa, a mężczyzna oparł się o ścianę. W dłoni obracał długi, czarny miecz.
- Kim jesteście? I po co tu przyszliście? Gdzie nasi rodzice? - wypaliła Rocky ze zdenerwowaniem.
Kobieta ułożyła dłonie na kolanach. Była ubrana w bladożółtą suknię wyszywaną perełkami.
- Jestem Aithene. To Sedriq - wskazała dłonią na mężczyznę trzymającego w garści ostrze. - Przyszliśmy to aby was... ostrzec. Nie wiem gdzie wasi rodzice - odpowiedziała na zadane przez dziewczynę pytania.
Livien westchnęła i spojrzała w piwne oczy kobiety.
- Śniliście mi się. Ty i Sedriq - powiedziała cicho.
Miecz czarnowłosego mężczyzny upadł z brzękiem na ziemię.
- Staliście pod drzewem o srebrnych liściach. Rozmawialiście. Miałam przeczucie, że ta rozmowa dotyczyła mnie i Rocky - kontynuowała dziewczyna.
Aithene spojrzała na nią.
- Tak. Rozmawialiśmy o was.
- Kim wy tak naprawdę jesteście? - spytała Rocky cicho ale z naciskiem.
Sedriq schował miecz do pochwy przytroczonej do boku.
- Przed wami siedzi królowa elfów. A tu - wskazał na siebie. - Stoi Największy Czarnoksiężnik.
__________________________
Rozdział dedykuję Mey <3 Dzięki za te wspólne wieczory i oglądanie Harry'ego ^^
muzyka
Uwaga!
poniedziałek, 18 sierpnia 2014
sobota, 9 sierpnia 2014
Rodział 1
Cześć Aniołki!
Widzę, że spodobał wam się mój prolog c: Miłe zaskoczenie biorąc pod uwagę to, że pisanie ich nigdy mi nie wychodziło.
Tak więc napisałam pierwszy rozdział, mam nadzieję że się nie zawiedziecie!
INDŻOJ!
______________________________
Rozdział 1
- Livien! Czy ty naprawdę musisz siedzieć tu od rana? - zaspana Rocky weszła na poddasze.
Liv odwróciła się do niej. Jasnoblond włosy były upięte w kok na karku przy pomocy pedzelków. Czerwone usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu na widok Rocky, a w turkusowych oczach zamigotały iskierki radości.
- Właściwie to prawie wcale nie spałam. Miałam dziwny sen i postanowiłam namalować scenę z niego. Widziałam kobietę i mężczyznę. Stali pod drzewem o srebrnych liściach i o czymś rozmawiali, ale nic nie słyszałam. A wiesz co było najdziwniejsze? Ta kobieta wyglądała jak mama a mężczyzna... jak tata - zakończyła cicho Livien.
Blondynka podeszła do biurka i napiła się kawy ze stojącego na nim białego kubka.
- I w ogóle to wszystkiego najlepszego - dziewczyna puściła oczko do swojej bliźniaczki.
Rocky uśmiechnęła się i przetarła brązowe oczy.
- Nawzajem... elfie - ziewnęła.
Rocky nazywała Livien elfem od dzieciństwa, dlatego że jej siostra miała spiczaste uszy.
- Która godzina? - spytała turkusowooka.
Dziewczyna zawsze traciła poczucie czasu w swojej pracowni. Uwielbiała tu przesiadywać całymi dniami. Po całym poddaszu walały się różne obrazy i szkice, a w powietrzu unosił się zapach farb i atramentu. W kącie stała nawet kanapa, na której Livien mogła położyć się gdy była zmęczona i nie chciało jej się iść do swojego pokoju. Na ścianie wisiał największy ze wszystkich obrazów, przedstawiający Rocky, Liv oraz ich rodziców. Dziewczyna namalowała go rok temu i od tamtej pory wisi w pracowni nadając jej jeszcze weselszego wyglądu. Były tu też obrazy przedstawiające różne fikcyjne stworzenia, takie jak wróżki, wampiry, smoki, syreny, feniksy, wilkołaki...
Rocky spojrzała na swoją bliźniaczkę, do której nie była ani trochę podobna.
- Jest już siódma - odpowiedziała na zadane przez siostrę pytanie.
- Nie chce mi się iść do szkoły - skrzywiła się Livien.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą?! - wykrzyknęła Rocky.
Livien zawsze chetnie chodziła do szkoły. Była przewodniczącą samorządu, kapitanem szkolnej drużyny siatkarskiej...
- No nie może mi się od czasu do czasu nie chcieć iść do szkoły? Jestem zwyczajną nastolatką, halo! - oburzyła się blondynka.
Rocky przyjrzała jej się uważnie i zbiegła na dół.
- Mamo, tato! Ktoś podmienił Liv! - krzyknęła.
Turkusowooka roześmiała się i zbiegła na dół. Serena i Devin Blanchardowie stali w kuchni ze zdziwieniem patrząc na swoją córkę.
- Ona nie chce iść do szkoły! -
Serena spojrzała z zatroskaniem na Livien.
- Nic ci nie jest skarbie? - spytała.
Blondynka naburmuszyła się.
- No wiecie co! Nawet wy przeciwko mnie? - wydęła wargi.
Devin roześmiał się i objął swoje córki.
- Najlepszego, kochane! - powiedział swym tubalnym głosem.
Serena ucałowała dziewczyny w policzki i uśmiechnęła się szeroko. - Śniadanie czeka.
Livien i Rocky usiadły przy stole w kuchni. W całym pomieszczeniu unosił się zapach ciepłych jeszcze gofrów, które leżały przed siostrami. Brunetka sięgnęła po jednego z nich i posmarowała go swoim ulubionym jagodowym dżemem. Liv na swojego nałożyła grubą warstwę bitej śmietany i owoców.
- Serio to zjesz? - spytała Rocky wskazując na gofra siostry.
- No jasne - odpowiedziała blondynka i wgryzła się w niego.
Jej siostra roześmiała się, gdy na policzkach Livien pojawiła się bita śmietana. Włożyła do ust kawałek gofra, ale ręka tak trzęsła jej się od śmiechu, że ubrudziła sobie policzek dżemem. Tym razem to blondynka parsknęła głośnym śmiechem. Obie dziewczyny w końcu uspokoiły się i zjadły śniadanie w towarzystwie rodziców. Rocky zauważyła, że w oczach jej matki czai się taka jakby.... obawa. Jakby Serena bała się tego co ma dzisiaj nastąpić. Rocky spojrzała na siostrę, która chyba nic nie zobaczyła, bo żartowała z ich tatą. W końcu jednak brunetka dała sobie spokój i wróciła do jedzenia.
- Ekhm.... Mamo, miałam... dziwny sen - odezwała się Livien.
Serena odłożyła gofra i zesztywniała.
- Jaki? - spytała na pozór spokojnie.
Siostry wymieniły spojrzenia.
- Śniła mi się pewna kobieta. Rozmawiała z jakimś mężczyzną pod drzewem o srebrnych liściach - zaczęła Livien.
Jej matka zacisnęła palce na krawędzi stołu.
- A co w tym dziwnego?
- Ta kobieta... wyglądała jak ty. A mężczyzna przypominał tatę - zakończyła dziewczyna oczekując reakcji rodziców.
Devin spojrzał na swoją żonę, a potem na zegar wiszący na ścianie.
- Przykro mi to mówić dziewczyny, ale za pół godziny zaczynają się lekcje - powiedział ze sztucznym uśmiechem.
Livien wstała od stołu. Był już ubrana w przewiewną fioletową sukienkę, więc wstąpiła tylko po torbę do swojego pokoju. Musiała poczekać trochę dłużej na Rocky, która była jeszcze w pidżamie i musiała się przebrać.
Gdy dziewczyny były już gotowe do wyjścia ostatni raz ucałowały rodziców i ruszyły do szkoły.
- Ja ci mówię, ten sen musiał coś znaczyć! - powiedziała Livien do siostry.
_________________
Rozdział dedykuję Zuzi <3
I jak? Podobało wam się? ^^
Widzę, że spodobał wam się mój prolog c: Miłe zaskoczenie biorąc pod uwagę to, że pisanie ich nigdy mi nie wychodziło.
Tak więc napisałam pierwszy rozdział, mam nadzieję że się nie zawiedziecie!
INDŻOJ!
______________________________
Rozdział 1
- Livien! Czy ty naprawdę musisz siedzieć tu od rana? - zaspana Rocky weszła na poddasze.
Liv odwróciła się do niej. Jasnoblond włosy były upięte w kok na karku przy pomocy pedzelków. Czerwone usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu na widok Rocky, a w turkusowych oczach zamigotały iskierki radości.
- Właściwie to prawie wcale nie spałam. Miałam dziwny sen i postanowiłam namalować scenę z niego. Widziałam kobietę i mężczyznę. Stali pod drzewem o srebrnych liściach i o czymś rozmawiali, ale nic nie słyszałam. A wiesz co było najdziwniejsze? Ta kobieta wyglądała jak mama a mężczyzna... jak tata - zakończyła cicho Livien.
Blondynka podeszła do biurka i napiła się kawy ze stojącego na nim białego kubka.
- I w ogóle to wszystkiego najlepszego - dziewczyna puściła oczko do swojej bliźniaczki.
Rocky uśmiechnęła się i przetarła brązowe oczy.
- Nawzajem... elfie - ziewnęła.
Rocky nazywała Livien elfem od dzieciństwa, dlatego że jej siostra miała spiczaste uszy.
- Która godzina? - spytała turkusowooka.
Dziewczyna zawsze traciła poczucie czasu w swojej pracowni. Uwielbiała tu przesiadywać całymi dniami. Po całym poddaszu walały się różne obrazy i szkice, a w powietrzu unosił się zapach farb i atramentu. W kącie stała nawet kanapa, na której Livien mogła położyć się gdy była zmęczona i nie chciało jej się iść do swojego pokoju. Na ścianie wisiał największy ze wszystkich obrazów, przedstawiający Rocky, Liv oraz ich rodziców. Dziewczyna namalowała go rok temu i od tamtej pory wisi w pracowni nadając jej jeszcze weselszego wyglądu. Były tu też obrazy przedstawiające różne fikcyjne stworzenia, takie jak wróżki, wampiry, smoki, syreny, feniksy, wilkołaki...
Rocky spojrzała na swoją bliźniaczkę, do której nie była ani trochę podobna.
- Jest już siódma - odpowiedziała na zadane przez siostrę pytanie.
- Nie chce mi się iść do szkoły - skrzywiła się Livien.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą?! - wykrzyknęła Rocky.
Livien zawsze chetnie chodziła do szkoły. Była przewodniczącą samorządu, kapitanem szkolnej drużyny siatkarskiej...
- No nie może mi się od czasu do czasu nie chcieć iść do szkoły? Jestem zwyczajną nastolatką, halo! - oburzyła się blondynka.
Rocky przyjrzała jej się uważnie i zbiegła na dół.
- Mamo, tato! Ktoś podmienił Liv! - krzyknęła.
Turkusowooka roześmiała się i zbiegła na dół. Serena i Devin Blanchardowie stali w kuchni ze zdziwieniem patrząc na swoją córkę.
- Ona nie chce iść do szkoły! -
Serena spojrzała z zatroskaniem na Livien.
- Nic ci nie jest skarbie? - spytała.
Blondynka naburmuszyła się.
- No wiecie co! Nawet wy przeciwko mnie? - wydęła wargi.
Devin roześmiał się i objął swoje córki.
- Najlepszego, kochane! - powiedział swym tubalnym głosem.
Serena ucałowała dziewczyny w policzki i uśmiechnęła się szeroko. - Śniadanie czeka.
Livien i Rocky usiadły przy stole w kuchni. W całym pomieszczeniu unosił się zapach ciepłych jeszcze gofrów, które leżały przed siostrami. Brunetka sięgnęła po jednego z nich i posmarowała go swoim ulubionym jagodowym dżemem. Liv na swojego nałożyła grubą warstwę bitej śmietany i owoców.
- Serio to zjesz? - spytała Rocky wskazując na gofra siostry.
- No jasne - odpowiedziała blondynka i wgryzła się w niego.
Jej siostra roześmiała się, gdy na policzkach Livien pojawiła się bita śmietana. Włożyła do ust kawałek gofra, ale ręka tak trzęsła jej się od śmiechu, że ubrudziła sobie policzek dżemem. Tym razem to blondynka parsknęła głośnym śmiechem. Obie dziewczyny w końcu uspokoiły się i zjadły śniadanie w towarzystwie rodziców. Rocky zauważyła, że w oczach jej matki czai się taka jakby.... obawa. Jakby Serena bała się tego co ma dzisiaj nastąpić. Rocky spojrzała na siostrę, która chyba nic nie zobaczyła, bo żartowała z ich tatą. W końcu jednak brunetka dała sobie spokój i wróciła do jedzenia.
- Ekhm.... Mamo, miałam... dziwny sen - odezwała się Livien.
Serena odłożyła gofra i zesztywniała.
- Jaki? - spytała na pozór spokojnie.
Siostry wymieniły spojrzenia.
- Śniła mi się pewna kobieta. Rozmawiała z jakimś mężczyzną pod drzewem o srebrnych liściach - zaczęła Livien.
Jej matka zacisnęła palce na krawędzi stołu.
- A co w tym dziwnego?
- Ta kobieta... wyglądała jak ty. A mężczyzna przypominał tatę - zakończyła dziewczyna oczekując reakcji rodziców.
Devin spojrzał na swoją żonę, a potem na zegar wiszący na ścianie.
- Przykro mi to mówić dziewczyny, ale za pół godziny zaczynają się lekcje - powiedział ze sztucznym uśmiechem.
Livien wstała od stołu. Był już ubrana w przewiewną fioletową sukienkę, więc wstąpiła tylko po torbę do swojego pokoju. Musiała poczekać trochę dłużej na Rocky, która była jeszcze w pidżamie i musiała się przebrać.
Gdy dziewczyny były już gotowe do wyjścia ostatni raz ucałowały rodziców i ruszyły do szkoły.
- Ja ci mówię, ten sen musiał coś znaczyć! - powiedziała Livien do siostry.
_________________
Rozdział dedykuję Zuzi <3
I jak? Podobało wam się? ^^
czwartek, 7 sierpnia 2014
Prolog
Prolog
Wysoka, smukła kobieta stanęła pod drzewem o srebrnych liściach. Jej piwne oczy błyszczały w ciemnościach. Gdy zsunęła z głowy kaptur szarego płaszcza, na plecy wysypały jej się dlugie, ciemnobrązowe włosy. Srebrna korona zamigotała w blasku księżyca. Widać było, że kobieta na kogoś czeka, bo wpatrywała się necierpliwie w gąszcz drzew osmutych mrokiem, znajdujących się przed nią.
- Długo kazałem ci na siebie czekać, Aithene? - usłyszała głębiki, męski głos tuż za sobą.
Brązowowłosa odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z przystojnym mężczyzną. Jego policzki były pokryte kilkudniowym zarostem. Kocie oczy wpatrywały się uważnie w Aithene.
- Ależ nie - powiedziała kobieta robiąc kilka kroków w tył. - Przyszedłeś w samą porę Sedricu.
Mężczyzna wyjął z ust papierosa, rzucił go na ziemię i przydeptał butem. Aithene obrzuciła go pełnym odrazy spojrzeniem.
- Czyżby kolejny ludzki wynalazek? - spytała z niesmakiem patrząc na zgaszonego papierosa.
- Wiesz, że niektórzy z nich przez to umierają? Ludzie są naprawdę dziwni.
- Nie spotkaliśmy się tu po to, aby rozmawiać o tym dlaczego ludzie umierają. - odparła chłodno kobieta.
Sedric uniósł ręce w obronnym geście.
- Wiem, wiem.
Aithene spojrzała na księżyc.
- Powinniśmy to zrobić jutro.
- Księżyc ci to powiedział? - spytał z udawanym zaskoczeniem mężczyzna.
- Jutro ich szesnaste urodziny. Wtedy Zaklęcie przestanie działać. - powiedziała nie zwracając uwagi na pytanie Sedrica.
- Jestem ciekaw, która z nich to moja wnuczka?
- Na pewno ta mniej odpowiedzialna. Bardziej wulgarna. - parsknęła Aithene. - Chyba już czas abyśmy się pożegnali, Sedricu.
Mężczyzna przeciągnął się niczym.kot. Spojrzał na Aithene i uchylił jej niewidzialnego kapelusza. W kąciku ust czaił mu się uśmiech.
- Zatem do jutra, Aithene. - powiedział, po czym włożył dłonie do kieszeni spodni i odszedł w stronę lasu pogwizdując wesoło.
Aithene założyła na głowę kaptur i okryła się płaszczem. Ruszyła w przeciwną stronę.
Właśnie tej nocy zapadła decyzja o losie dwóch nastolatek.
____________
Podobało wam się? Zazwyczaj ciężko mi idzie z prologami, ale mam nadzieję że ten was zaciekawił!
Dedykuję prolog administracji ze strony ,,Koniec Psot. - Huncwoci" <3
Wysoka, smukła kobieta stanęła pod drzewem o srebrnych liściach. Jej piwne oczy błyszczały w ciemnościach. Gdy zsunęła z głowy kaptur szarego płaszcza, na plecy wysypały jej się dlugie, ciemnobrązowe włosy. Srebrna korona zamigotała w blasku księżyca. Widać było, że kobieta na kogoś czeka, bo wpatrywała się necierpliwie w gąszcz drzew osmutych mrokiem, znajdujących się przed nią.
- Długo kazałem ci na siebie czekać, Aithene? - usłyszała głębiki, męski głos tuż za sobą.
Brązowowłosa odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z przystojnym mężczyzną. Jego policzki były pokryte kilkudniowym zarostem. Kocie oczy wpatrywały się uważnie w Aithene.
- Ależ nie - powiedziała kobieta robiąc kilka kroków w tył. - Przyszedłeś w samą porę Sedricu.
Mężczyzna wyjął z ust papierosa, rzucił go na ziemię i przydeptał butem. Aithene obrzuciła go pełnym odrazy spojrzeniem.
- Czyżby kolejny ludzki wynalazek? - spytała z niesmakiem patrząc na zgaszonego papierosa.
- Wiesz, że niektórzy z nich przez to umierają? Ludzie są naprawdę dziwni.
- Nie spotkaliśmy się tu po to, aby rozmawiać o tym dlaczego ludzie umierają. - odparła chłodno kobieta.
Sedric uniósł ręce w obronnym geście.
- Wiem, wiem.
Aithene spojrzała na księżyc.
- Powinniśmy to zrobić jutro.
- Księżyc ci to powiedział? - spytał z udawanym zaskoczeniem mężczyzna.
- Jutro ich szesnaste urodziny. Wtedy Zaklęcie przestanie działać. - powiedziała nie zwracając uwagi na pytanie Sedrica.
- Jestem ciekaw, która z nich to moja wnuczka?
- Na pewno ta mniej odpowiedzialna. Bardziej wulgarna. - parsknęła Aithene. - Chyba już czas abyśmy się pożegnali, Sedricu.
Mężczyzna przeciągnął się niczym.kot. Spojrzał na Aithene i uchylił jej niewidzialnego kapelusza. W kąciku ust czaił mu się uśmiech.
- Zatem do jutra, Aithene. - powiedział, po czym włożył dłonie do kieszeni spodni i odszedł w stronę lasu pogwizdując wesoło.
Aithene założyła na głowę kaptur i okryła się płaszczem. Ruszyła w przeciwną stronę.
Właśnie tej nocy zapadła decyzja o losie dwóch nastolatek.
____________
Podobało wam się? Zazwyczaj ciężko mi idzie z prologami, ale mam nadzieję że ten was zaciekawił!
Dedykuję prolog administracji ze strony ,,Koniec Psot. - Huncwoci" <3